czwartek, 26 grudnia 2019

Hashshashin - Badakhshan [2019]


Wbrew pozorom formacja Hashashashin nie pochodzi z Bliskiego Wschodu, a z południowego-wschodu i to niezwykle odległego, bo z Australii. Instrumentalne trio powstało w Sydney i niedawno wypuściło swój drugi krążek (choć pierwszy długością w zasadzie balansuje na granicy między EP-ką, a LP) – album zatytułowany Badakhshan. Jeśli chodzi o pochodzenie formacji to nazwa i tytuł płyty (oraz kompozycji) mogą być mylące, ale już o samej muzyce zawartej na wydawnictwie mówią całkiem sporo, bo jest ono wypełnione klimatami psychodelii z mocno bliskowschodnim posmakiem.

niedziela, 22 grudnia 2019

Kamchatka - Hoodoo Lightning [2019]



Trochę już się martwiłem o szwedzkie trio Kamchatka. No może nie był to nigdy zespół z mojego absolutnego współczesnego topu, nie czekałem na ich kolejne płyty, obgryzając paznokcie, ale jednak każdy z tych ich kolejnych albumów przynosił sporo muzyki w stylu, jaki lubię – prostej, dynamicznej, ciężkiej, ale jednocześnie melodyjnej, osadzonej mocno w hardrockowej tradycji. A od szóstej płyty, która ukazała się w 2015 roku, cisza. Oczywiście muzycy tego zespołu w międzyczasie wydawali pod innym szyldem – w King Hobo, Spiritual Beggars i milionie innych zespołów, w których grają. To sprawiało, że trochę już chyba pogodziłem się z tym, że być może nie będzie nowej Kamchatki, a przynajmniej niezbyt szybko. A tu siurpryza! Hoodoo Lightning ukazała się pod koniec listopada.

czwartek, 19 grudnia 2019

Taylor Hawkins & the Coattail Riders - Get the Money [2019]


Taylor Hawkins ma na co dzień sporo roboty w Foo Fighters, ale ponieważ nie jest to formacja wypuszczająca płyty co kilkanaście miesięcy, udaje mu się nagrywać i koncertować na boku. Może i kolejne albumy formacji Taylor Hawkins & the Coattail Riders też nie ukazują się przesadnie często, ale na tyle, by fani jednak o tym pobocznym projekcie nie zapomnieli. Pomagają w tym liczni, sławni goście pojawiający się na najnowszym krążku zespołu. No tak, dobra muzyka też nie przeszkadza.

środa, 18 grudnia 2019

Jordsjø - Nattfiolen [2019]


Wydana w maju tego roku płyta Nattfiolen to piąty krążek norweskiej formacji Jordsjø. Przyznam, że nazwa obijała mi się o oczy i uszy od jakiegoś czasu, słyszałem też pojedyncze rzeczy z ich wcześniejszych płyt w różnych audycjach w Rockserwis FM, ale sam jakoś ciągle odkładałem moment bliższego zapoznania się z twórczością zespołu. Zupełnie niepotrzebnie, bo okazało się, że to brzmienia, które całkiem celnie trafiają w moje muzyczne upodobania.

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Church of the Cosmic Skull - Everybody's Going to Die [2019]


Szalona załoga dowodzona przez wokalistę i gitarzystę Brata Billa Fishera powraca całkiem niespodziewanie z trzecim albumem. Jakoś głośno się nie chwalili postępami w pracach, aż tu nagle kilka tygodni temu zaprosili fanów do wspólnego, stopniowego (i przedpremierowego) odsłuchu swojego nowego materiału. W dzisiejszych czasach trzeba najczęściej jakoś zaskakiwać, by wieści o nowej płycie nie przepadły na facebookowych ścianach i trzeba przyznać, że pomysł, by dzień po dniu odkrywać przed fanami zapisanymi do tajemnej sekty listy mailingowej kolejne numery, był ciekawy. Choć naturalnie dopiero, gdy pozna się całość, płyta brzmi tak, jak powinna, zwłaszcza jeśli jest to album tak skonstruowany jak Everybody’s Going to Die – czyli złożony z większości bardzo krótkich numerów, które w dodatku często łączą się ze sobą. Jako że pojedyncze kompozycje, przez swoją krótkość, nie mają najczęściej szansy porządnie się rozwinąć, zdecydowanie lepiej słuchać albumu w całości i traktować to jako jedną, nieco ponad półgodzinną szaloną opowieść. No bo przecież nic w świecie Church of the Cosmic Skull nie jest normalne.

piątek, 13 grudnia 2019

Karkara - Crystal Gazer [2019]


Wielokrotnie pisałem, że jednym ze sposobów na zainteresowanie mnie swoją muzyką jest ozdobienie jej ciekawą okładką. Nawet w tym roku zdarzało się kilka razy, że po jakiś album sięgnąłem tylko dlatego, że spodobała mi się szata graficzna. Rzadko przeżywam w takiej sytuacji zawód warstwą brzmieniową. Francuskie trio Karkara wydało w tym roku swój pierwszy album, którego okładka sugerowała klimat folkowo-psychodeliczny. W pewnym sensie to się sprawdziło, jeśli przyjmiemy, że pojawiające się tu dość często klimaty bliskowschodnie kwalifikują się do folku (bo niby czemu nie?). Psychodelii też nie brakuje, choć nie spodziewajcie się raczej kosmicznych odlotów. Grupa serwuje niezwykle ciekawą mieszankę różnych odcieni rocka, od rocka garażowego czy nawet surf rocka przez psychodelię i klimaty bliskowschodnie po gęste postrockowe łojenie.

czwartek, 12 grudnia 2019

Abronia - The Whole of Each Eye [2019]


Formacja Abronia zadebiutowała dwa lata temu albumem Obsidian Visions / Shadowed Lands. Od tamtej pory doszło do kilku zmian w składzie, ale jesienią tego roku sekstet z Portland powrócił z nowym materiałem. Jak opisać muzykę grupy komuś, kto nigdy wcześniej się z nią nie zetknął? Nie jest to zadanie łatwe, bo i trudno o jednoznaczne skojarzenia. Zespół w swojej twórczości zawiera zarówno elementy prog rocka czy krautrocka, jak i mrocznej, gęstej psychodelii czy klimatycznego jazzu. Na czele grupy stoi saksofonistka i wokalistka Keelin Mayer, a w instrumentarium zespołu znajdziemy też, obok bardziej oczywistych instrumentów, gitarę hawajską i melodykę.

wtorek, 10 grudnia 2019

Lykantropi - Spirituosa [2019]


Lykantropi to szwedzki zespół (początkowo napisałem „kwintet”, ale na nowszych zdjęciach muzyków jest sześcioro lub czasem nawet siedmioro) z Karlstad, który w tym roku wydał swój drugi album – Spirituosa. Okładki płyt tej grupy mogą nasuwać skojarzenia z tajemniczą, nieco mroczną rockową psychodelią i to z pewnością jest jakaś część prawdy. Okazuje się bowiem, że grupa ta łączy w swojej muzyce klimaty retro-rockowowe z elementami muzyki folkowej, blues-rockiem czy właśnie wspomnianą psychodelią. Całość jest niezwykle chwytliwa, przyjemna dla ucha i po prostu bardzo udana. Spirituosa to płyta o klasycznej długości około trzech kwadransów. Zawiera dziewięć przeważnie niezbyt długich numerów, które może i nie odbiegają zbyt mocno od znanych od lat muzycznych schematów, ale zostają w głowie w zasadzie już od pierwszego odsłuchu.

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Syreregn - Cogito Ergo Sum [2019]


Poprzedni, drugi krążek Syreregn – duńskiej grupy psychodelicznej – poznałem nieco po czasie, na początku 2015 roku, gdy już miałem gotową listę ulubionych albumów roku 2014. Listę oczywiście trzeba było uaktualnić, bo album natychmiast przypadł mi do gustu. Od tamtej pory miałem oko na to, co się dzieje w ich obozie, a… no cóż, nie działo się zbyt dużo jeśli chodzi o nowości wydawnicze. Więcej wydarzyło się w kwestii zmian personalnych. Ale ten czas nie był stracony, bo – jak się okazało – grupa zdołała przygotować bardzo ciekawy materiał na kolejny album.

wtorek, 26 listopada 2019

Sandveiss - Saboteur [2019]


Nie znam historii kanadyjskiego kwartetu Sandveiss, ale z tego, co znalazłem w internecie, wynika, że grupa powstała na początku kończącej się właśnie dekady. W 2012 roku wydali EP-kę, rok później pierwszy album, a potem… cisza. Z wyjątkiem jednego singla aż do zeszłego roku nie ukazało się kompletnie nic. Nie wiem, czy była to przerwa w działalności, czy może po prostu panowie tak długo zbierali się do ponownego komponowania, ale to obecnie dość rzadkie, by między dwiema pierwszymi dużymi płytami zespołu było aż sześć lat przerwy. Jednak z pewnością kwartet dobrze wykorzystał ten czas, bo nagrał bardzo ciekawy album, który powinien przypaść do gustu wielu fanom dobrego, współczesnego rocka granego na wysokich obrotach.

niedziela, 24 listopada 2019

Kadavar - For the Dead Travel Fast [2019]


Z muzyką grupy Kadavar to u mnie jest tak, że niby odbieram ją pozytywnie, ale „zawsze coś”. Pierwsze dwie płyty były zacne, ale w sumie kompletnie się od siebie nie różniły i można było utwory z obu włączać w trybie losowym. Płyta trzecia niby przynosiła jakąś zmianę, zwłaszcza w kwestii produkcji, ale była jednak zbyt monotonna, a najciekawszy z niej numer był coverem i to w dodatku dodanym tylko w niektórych wersjach. Album ostatni – Rough Times – to z kolei Kadavar próbujący odejść od utartych schematów, ale miałem wrażenie, że nie wszystkie pomysły na to odejście się sprawdziły, i że sam zespół nie do końca wiedział, jak konkretnie chce to zrobić. Ze skrajności w skrajność. I może z tego właśnie powodu nie miałem jakichś wielkich oczekiwań odnośnie do nowej płyty niemieckiego tria. Uznałem, że jeśli coś mi się na niej spodoba, to fajnie, ale jeśli jakoś nie zatrybi, to wielkiej afery z tego powodu robił nie będę. I teraz nie wiem, czy to zasługa takiego właśnie nastawienia, czy może po prostu faktycznie jest to płyta o wiele ciekawsza od przynajmniej dwóch poprzednich, ale albumu For the Dead Travel Fast słucha mi się bardzo dobrze.

czwartek, 21 listopada 2019

Blackwater Holylight - Veils of Winter [2019]

Kiedy w zeszłym roku pisałem o pierwszej płycie Blackwater Holylight i zaczynałem grać muzykę tego zespołu w swojej audycji, formacja z Portland nie miała jeszcze nawet swojego profilu na Facebooku, a w Polsce słyszało o niej pewnie kilka osób. Trochę się od tamtej pory pozmieniało. Teraz panie mają kilka tysięcy obserwujących, pograły już sporo, także jako support przed występami nieco bardziej rozpoznawalnych wykonawców, odwiedziły nawet Polskę (niestety Szczecin to dla reszty kraju raczej średnia lokalizacja, więc byłem zmuszony odpuścić) i po wielu zmianach na stanowisku perkusistki w końcu chyba ustabilizowały skład. Szybko też zarejestrowały album numer dwa – Veils of Winter. Przy okazji premiery pierwszej płyty pojawił się tu komentarz, że zespół brzmi „dziewczyńsko”. Może i coś w tym jest, może faktycznie w riffach granych przez zespół brakuje elementu męskiej agresji. Może właśnie na tym polega urok tego zespołu? Z drugiej strony – to absolutnie nie jest „dobra muzyka jak na dziewczyny” (z czymś takim też się spotkałem w zagranicznych internetach), bo to byłoby nie tylko stwierdzenie szowinistyczne, ale zwyczajnie krzywdzące dla pań tworzących ten zespół (i właściwie dla wszystkich innych też). To po prosto dobra muzyka i tyle.

poniedziałek, 11 listopada 2019

Joe Bonamassa - Live at the Sydney Opera House [2019]


Aleeeee jaaak tooooo? Rok bez wydawnictwa Joego Bonamassy? No już, już, spokojnie. Bonamassa zlitował się nad fanami i pod koniec roku jednak coś wydał – tym czymś jest co prawda album koncertowy i to wcale nie z ostatniej trasy, ale czy ma to znaczenie? No w zasadzie to ma – i wcale nie jest złym pomysłem. Album Live at the Sydney Opera House został zarejestrowany w 2016 roku w… niespodzianka – Sydney. Joe był wtedy w trakcie trasy promocyjnej albumu Blues of Desperation, a podkreślam to dlatego, że był to świetny album, według mnie o wiele ciekawszy od zeszłorocznej płyty Redemption, więc i zawartość koncertówki zdecydowanie odpowiada mojemu zapotrzebowaniu na dobrą muzykę od Bonamassy.

piątek, 8 listopada 2019

War Cloud - State of Shock [2019]


War Cloud to kalifornijskie power trio, które od kilku lat młóci zgrabnie w klimatach łączących NWOBHM, kalifornijską scenę thrashową i tradycyjnego hard rocka. Czyli kompletnie nic odkrywczego, ale umówmy się – niektóre zespoły z tej muzycznej bajki po prostu mają „to coś” i brzmią naprawdę solidnie, a inne próbują, ale coś nie gra. Mam wrażenie, że War Cloud można zaliczyć do tej pierwszej grupy. Warsztat jest, produkcja stoi na dobrym poziomie, w zasadzie wszystko się tu zgadza i nic nie zgrzyta, a to już dobry początek.

środa, 6 listopada 2019

Grande Royale - Take It Easy [2019]


Szwedzką formację Grande Royale poznałem dwa lata temu. Wtedy to ukazała się trzecia płyta zespołu – Breaking Newso której zresztą pisałem na blogu. Przyznałem wtedy, że nie znam płyt poprzednich, ale – sądząc po tym, jak brzmią na nowej – mogę sobie wyobrazić, że są utrzymane w bardzo podobnej stylistyce. No cóż, wciąż nie znam pierwszych dwóch albumów Grande Royale, ale płyta czwarta… hmm, no brzmi dość podobnie do trzeciej. Jest w dużej mierze przewidywalnie i… wcale mi to nie przeszkadza.

poniedziałek, 4 listopada 2019

Opeth - In Cauda Venenum [2019]

Opeth to jeden z tych zespołów, które zawsze będą wzbudzały ostre dyskusje przy okazji premiery kolejnych płyt. Choćby nie wiem, co robili, zawsze będzie spore grono niezadowolonych. Bo albo nie grają już tak jak na pierwszych płytach, albo nie grają już tak jak na ostatnich płytach, albo… No zawsze, kurwa, coś – jak w sławnym filmiku z muchą z internetowej prehistorii. Lider zespołu – Mikael Åkerfeldt – ma zdaje się na to wszystko mocno… no, że spływa po nim. To zresztą gość obdarzony ogromnym, mocno (auto)ironicznym poczuciem humoru, co niewątpliwie pomaga mu w zachowaniu odpowiedniego dystansu. Zespół maszeruje więc dalej, nie przejmując się narzekaniami. I tak domaszerował do płyty numer 13 – In Cauda Venenum.

niedziela, 27 października 2019

VIII Memoriał Jona Lorda - Warszawa [Hybrydy], 24 X 2019 [galeria zdjęć]

Warszawski Memoriał Jona Lorda organizowany przez Łukasza Jakubowicza na stałe wszedł do kalendarza hardrockowych imprez muzycznych i - w zależności od formuły w danym roku -  gromadzi mniejszą lub większą grupę muzyków, ale także zawsze całkiem sporą rzeszę fanów. Od jakiegoś czasu formuła memoriału uległa pewnej modyfikacji i teraz już ze sceny możemy usłyszeć nie tylko kompozycje Deep Purple i Whitesnake, ale także Rainbow - zespołu, w którym Jon Lord nigdy nie grał, ale przecież jak najbardziej należącego do bardzo licznej i różnorodnej rodziny Deep Purple. Uznajmy zatem, że ta impreza w pewien sposób naturalnie staje się celebracją twórczości "rodziny Deep Purple". Jak zwykle trzon muzycznej ekipy stanowił projekt Made in Warsaw. Wśród gości pojawili się m.in. stali bywalcy memoriałów - Grzegorz Kupczyk, Michu Przybylski i Piotr Brzychcy. Nie zabrakło żeńskiego pierwiastka w postaci Natalii Kwiatkowskiej z Cheap Tobacco. Towarzystwo zaserwowało publiczności trzy godziny klasycznego rockowego grania - set był wypełniony klasykami rocka spod znaku trzech wymienionych grup. Nie da się ukryć, że właśnie na takie utwory czekali zgromadzeni słuchacze, którzy bawili się jak zwykle świetnie, choć przyznam też, że nie pogniewałbym się, gdyby na kolejnych edycjach pojawiły się w ramach odmiany kompozycje projektu Paice, Ashton, Lord czy choćby jeden albo dwa solowe numery klawiszowca. Wiem, że to może nie ma potencjału porwania fanów do wspólnych śpiewów, ale byłoby miłą niespodzianką pomiędzy wielkimi rockowymi hitami.

W tym roku uczczenie pamięci Lorda będzie miało ciąg dalszy. Zespół Made in Warsaw w lekko zmodyfikowanym składzie pojedzie w krótką trasę, która przedstawia się następująco:

14 XI - Wrocław [Liverpool]
15 XI - Częstochowa [Scena TfP]
16 XI - Chorzów [Leśniczówka]
28 XI - Poznań [Klub u Bazyla]
29 XI - Bydgoszcz [Estrada]
30 XI - Piła [Barka]



czwartek, 24 października 2019

Lloyd - Black Haze [2019]


Trzej bracia, którzy tworzą wspólnie grupę muzyczną zręcznie poruszającą się w rejonach zarówno rockowych, jak i momentami wręcz popowych. Historia zna już takie przypadki. Czy grupa pochodzących z Paryża braci Lloyd ma szansę nawiązać do tych rodzeństw, które odnosiły ogromne sukcesy z tworzoną przez siebie muzyką? No cóż, czasy inne, muzyka, którą panowie prezentują, jest raczej dość odległa od mainstreamu (choć może nie aż tak bardzo?), ale pierwsze kroki napawają optymizmem, bo debiutancki album tria to rzecz naprawdę znakomita.

wtorek, 22 października 2019

Larska - Can't Steal It [2019]


Larska to prawdopodobnie pierwszy zespół z Serbii, jaki poznałem. Pierwszy, ale już w pewnym sensie nietuzinkowy. Panów jest trzech, co akurat niczym niezwykłym nie jest, ale jeśli zdradzę wam, że dwóch z nich to basiści, to już zaczyna się robić ciekawie. Perkusja i dwa basy? Różne pomysły mieliśmy w ostatnich kilkunastu latach – gitara i bębny, bas i bębny… Dwóch basów z bębnami chyba jeszcze nie przerabiali. Oczywiście do tego dochodzi milion efektów, które sprawiają, że jeden z basów wcale jak bas nie brzmi, ale to już zupełnie inna historia.

piątek, 18 października 2019

Tool - Fear Inoculum [2019]


Historia powstania i wydania piątego studyjnego albumu grupy Tool jest tak znana i wałkowana na wszystkie strony od wielu lat, a szczególnie teraz, gdy płyta ta w końcu się ukazała, że nie czuję nawet najmniejszej potrzeby, by przypominać wam, ile czasu minęło od ukazania się wydawnictwa poprzedniego, albo wspominać o tym, jak panowie bawili się uczuciami biednych fanów w ostatnich latach. Moimi się nie bawili. Nigdy nie byłem fanem zespołu Tool. Raczej obserwatorem doceniającym pewne elementy ich twórczości. Mają w dorobku rzeczy, które naprawdę mi się podobają i intrygują mnie za każdym razem, gdy po nie sięgnę (a nie dzieje się to zbyt często). Natomiast kłamałbym, gdybym twierdził, że kiedykolwiek wpadałem w zachwyt nad ich twórczością. Nowa płyta tego nie zmieni, ale choćby ze względu na ten tekst przesłuchałem ją w całości już więcej razy niż którąkolwiek z poprzednich.

czwartek, 17 października 2019

Saturna - Atlantis [2019]


Saturna to kwartet z Barcelony, który początkowo uformował się w 2010 roku, by zarejestrować kilka pomysłów stworzonych przez basistę formacji. Po kilku zmianach w składzie mamy stan obecny – dwóch gitarzystów (jeden z nich śpiewa – mam jednocześnie wrażenie, że kwestia drugiego wiosłowego nie została jeszcze ostatecznie rozstrzygnięta, bo na zdjęciach z ostatnich tygodni znalazłem dwóch różnych gości na tej pozycji) i sekcję rytmiczną. Zespół może się pochwalić już całkiem sensownym dorobkiem twórczym. Atlantis to pierwszy ich album, na jaki trafiłem, choć już czwarty wydany przez zespół. Okładka dość mocno sugeruje zawartość stonerowo-psychodeliczną, zresztą właśnie „stoner” to słowo, które przy okazji internetowego szufladkowania grupy pada dość często. I jest to, przyznam, nieco mylące, przynajmniej w przypadku nowej płyty, bo muzyka grupy zdecydowanie nie przypomina ciężkiego, szorstkiego łojenia. Owszem, pewne elementy stoner rocka tu znajdziemy, ale…

wtorek, 15 października 2019

Acid Alice - The Road [2019]

Acid Alice to kwartet z Meksyku, który gra w klasycznym rockowym ustawieniu – wokal, gitara, bas, perkusja. Klasycznie też brzmią. Gdy słuchamy ich debiutanckiej płyty, nie sposób nie pomyśleć o kilku zespołach, które zaczynały nieco ponad 50 lat temu, a dziś uznawane są za… no właśnie – klasyków. Oczywiście to wszystko już kiedyś było – można nawet mówić, że w lepszym, bo oryginalnym wydaniu. Zgoda, ale nie przekreślałbym jednak z góry starań meksykańskiej formacji, bo jak na debiutantów z hardrockowo-psychodelicznego podziemia panowie naprawdę prezentują się bardzo profesjonalnie i solidnie.

niedziela, 13 października 2019

Palace in Thunderland - The King of the Empty Aeon [2019]


Palace in Thunderland (kapitalna nazwa) to ciekawostka na scenie muzycznej. Podobno grupa powstała w 1998 roku, ale próżno szukać jakichkolwiek wydawnictw tego zespołu starszych niż EP-ka Into the Maelstrom z 2007 roku, a pierwszą dużą płytę panowie wydali zaledwie cztery lata temu. No nic, wnikać nie będę w prawdziwość dat. Trzymajmy się pewnych faktów, a do tych należy premiera albumu numer dwa – The King of the Empty Aeon – która miała miejsce w lutym tego roku. Co muzycznie ma do zaoferowania kwartet (choć obecnie właściwie trio, bo perkusista odszedł tuż po nagraniu płyty, a następcy na razie nie ma) ze wschodnich rejonów Stanów Zjednoczonych? To całkiem ciekawa mieszanka stonera, ciężkiej psychodelii i heavy metalu.

poniedziałek, 7 października 2019

Runa Gaman - s/t [2019]


Nazwa Runa Gaman ma prawo gdzieś wam się kręcić w przestrzeni pamięciowej. Dwa lata temu pisałem o ich pierwszym albumie zatytułowanym Cepa – 35 minutach odlotowych psychodelicznych improwizacji podzielonych na trzy kompozycje. Po niemal dokładnie dwóch latach instrumentalne trio z Buenos Aires powróciło płytą numer dwa – nieco dłuższą, złożoną z większej (choć wciąż dość skromnej) liczby kompozycji i opatrzoną chyba jeszcze ciekawszą niż debiut okładką w klimatach – a jakże – psychodelicznych. A i jeszcze jedno. Trio nie jest już triem, bo do grupy dołączył klawiszowiec.

czwartek, 3 października 2019

The Black Wizards - Reflections [2019]


The Black Wizards są z Portugalii, ale pracują jak szwajcarski zegarek i są niezawodni jak japońskie pociągi – mijają dwa lata i nowa płyta być musi. Bardzo udany debiut, o którym pisałem, ukazał się pod koniec 2015 roku. Niemal dwa lata później wrócili z równie udaną płytą numer dwa, o której – o dziwo – nie napisałem. Nie mam pojęcia, jaki był tego powód. Zapewne po prostu miałem zbyt wiele zaległości płytowych i zwyczajnie się ze wszystkim nie wyrobiłem. Mijają kolejne niemal dwa lata i The Black Wizards znowu proponują nowe studyjne wydawnictwo. Lekko zmienił się skład, mam też wrażenie, że trochę zmieniła się muzyka grupy, ale jeśli zmienił się poziom tej wydawanej przez formację muzyki, to tylko na lepsze.

czwartek, 19 września 2019

The Blood Moon Howlers - Mad Man's Ruse [2019]


Mad Man’s Ruse to pierwszy krążek kalifornijskiej formacji The Blood Moon Howlers. Trio, które – co można wywnioskować ze zdjęć – z czasem przerodziło się w kwartet, powstało w 2017 roku i miało już na koncie dwie EP-ki. Przyszła pora na zupełnie nowy materiał, który wypełnił pierwszy pełnowymiarowy album. Pierwsze skojarzenia? Black Mountain, choć być może dlatego, że w grupie jest dwoje wokalistów, a muzyka zespołu często łączy melodyjne, bluesowe lub rockowe motywy z psychodelią. Twórczość zespołu jest jednak przede wszystkim niezwykle różnorodna, co bardzo dobrze wpływa na jakość materiału zawartego na debiucie.

piątek, 13 września 2019

The Heavy Minds - Second Mind [2019]


The Heavy Minds poznałem cztery lata temu przy okazji premiery ich pierwszego albumu. Przyznam, że wtedy jeszcze moja orientacja w rejonach europejskiej retro-psychodelii była o wiele mniejsza, o czym najlepiej świadczy to, że w zasadzie nie kojarzyłem niemal żadnych innych współczesnych zespołów austriackich. Przez te cztery lata sporo się zmieniło, nie zmienia się natomiast to, że The Heavy Minds wydają dobrą muzykę. 

Choć produkcja płyty sprawia, że brzmienie jest momentami dość hmm… ostre, same kompozycje kontrastują to uczucie przyjemnymi dla ucha motywami i przystępnością. To oczywiście nie są czterominutowe kawałki ze schematem zwrotka-refren, ale panowie brak prostej, radiowej struktury utworów nadrabiają melodyjnością i odwołaniami do klasycznych, często blues-rockowych patentów z lekko stonerową polewą. A zaczynają od beatlesowskiego utworu tytułowego. Czy tak właśnie brzmieliby chłopcy z Liverpoolu, gdyby nagle zeszli do podziemia i zaczęli grać w XXI wieku w małych, piwnicznych klubach? Trochę więcej kosmicznych, psychodelicznych odlotów i zapętleń mamy w Footpath to Fortress. Niby numer trwa niewiele ponad pięć minut, ale zespołowi udało się zorganizować w tym czasie całkiem niezłego muzycznego tripa.

poniedziałek, 9 września 2019

Monarch - Beyond the Blue Sky [2019]


Monarch to formacja z Kalifornii. Zespołom z tamtych okolic jest z jednej strony łatwo, z drugiej niezmiernie trudno. Łatwo, no bo wskażcie mi lepsze miejsce do uprawiania muzyki niż ten najsłynniejszy z amerykańskich stanów – chyba tylko Nowy Jork i Londyn są na porównywalnym poziomie. Wszystko pod ręką, możliwości nieograniczone, nic tylko tworzyć, nagrywać, koncertować… Tyle że taki pomysł mają tysiące ludzi na niezbyt wielkim obszarze. I tu zaczyna się problem. Przebiją się najlepsi lub ci, którzy mają najwięcej szczęścia albo umiejętności sprzedania się (w tym dobrym znaczeniu tego słowa). Trudno mi w tej chwili stwierdzić, czy Monarch należy do którejś z tych grup, ale ich druga płyta – wydany w sierpniu album Beyond the Blue Sky – udowadnia, że mają na siebie pomysł i dysponują sporym muzycznym potencjałem.

sobota, 7 września 2019

Galaverna - Dodsdans [2015/2019]


Galaverna to kwintet z Werony, który specjalizuje się w bardzo klimatycznym graniu opartym w dużej mierze na mrocznym folk-rocku. Ich debiutancki album – Dodsdans – został zarejestrowany w 2015 roku. To co w takim razie robi na tym blogu w roku 2019? No cóż, płyta w jakiejś formie faktycznie wyszła w 2015 roku, ale ponownie i jednak chyba na nieco większą skalę ukazała się dopiero teraz, we wrześniu. Nie wiem, czy pierwotnie była dostępna w jakimkolwiek innym formacie niż cyfrowy. Bardzo trudno znaleźć o tym wydawnictwie jakiekolwiek informacje starsze niż kilka tygodni. Można odnieść wrażenie, że formacja dopiero teraz na dobre zaczyna promocję Dodsdans i tak naprawdę dopiero teraz ta płyta ma realną szansę trafić do jakiegoś nieco szerszego grona odbiorców. Wygląda na to, że do zeszłego roku grupa nie miała nawet profilu na Facebooku, co też może być pewnym wyznacznikiem tego, jak to z działalnością Galaverny wcześniej było, choć jednocześnie na YouTube można znaleźć materiały z ich koncertów sprzed dwóch czy trzech lat. W każdym razie płyta jest tak znakomita, że warto skorzystać z tej furtki i przemycić ją na bloga, nieco naginając jego zasady. I teraz kolejne pytanie – czy zespół z jakiegoś powodu sam zwlekał z przedstawieniem tych nagrań światu, czy może trafiał na głuchych ludzi, którzy kompletnie nie potrafili dostrzec magii w tych dźwiękach i nie byli zainteresowani ich wydaniem? Na to pytanie odpowiedzi też niestety nie znam, wiem za to na pewno, że Dodsdans to jedna z moich największych muzycznych niespodzianek tego roku.

poniedziałek, 2 września 2019

The Mothercrow - Magara [2019]


The Mothercrow to kataloński kwartet, który zadebiutował trzy lata temu EP-ką zatytułowaną po prostu The Mothercrow, a po niej wypuścił jeszcze kilka pojedynczych nagrań. Od tamtej pory w zespole zaszły pewne zmiany personalne – grupę od kilkunastu miesięcy tworzą wokalistka Karen Asensio i basistka/flecistka/sitarzystka (istnieje w ogóle takie słowo?) Claudia González oraz dwaj „nowi”: gitarzysta Max Eriksson (sądząc po nazwisku, zapewne Szwed, choć nic sobie uciąć za to nie dam) i perkusista Pep Carabante. Właśnie w takim zestawieniu osobowym nagrali swoją pierwszą dużą płytę zatytułowaną Magara.

sobota, 31 sierpnia 2019

Sacri Monti - Waiting Room for the Magic Hour [2019]


Zespół Sacri Monti poznałem cztery lata temu, kiedy ukazała się ich debiutancka płyta. Płyta może nie z gatunku tych zmieniających życie słuchacza, ale na pewno bardzo udana, jedna z najlepszych w swoim roczniku, dająca podstawy do tego, by uważać Sacri Monti za jednego z ciekawszych przedstawicieli amerykańskiej sceny psychodelicznego hard rocka. Na album numer dwa przyszło nam nieco poczekać, ale jeśli kolejne płyty kalifornijskiej formacji mają być tak udane, to ja chętnie będę na nie czekał za każdym razem te cztery lata albo i dłużej. Oczywiście panowie tworzący ten zespół nie są nowicjuszami. To, że grupa wydaje dopiero drugi album, może niektórych zwieść, ale ci goście grają w wielu innych formacjach i zapewne niejeden wzmacniacz już spalili. To zresztą też (w sensie gra w wielu formacjach, a nie palenie wzmacniaczy) zapewne jest przyczyną aż czteroletniej przerwy między płytami. Nic to jednak – w końcu wydali, a ja w końcu mogę znowu o nich pisać.

wtorek, 27 sierpnia 2019

Ino-Rock Festival - Inowrocław [Teatr Letni], 24 VIII 2019 [galeria zdjęć]

W zeszłym roku, podczas jedenastej edycji Ino-Rock Festival, na scenie obok grup polskich prezentowały się formacje z Norwegii. Tym razem, podczas edycji dwunastej, obok rodzimych wykonawców mogliśmy słuchać występów zespołów angielskich. To oczywiście bardziej zbieg okoliczności (no, może lekko wspomagany) niż celowe działanie - w końcu to nie zawody sportowe, żeby tworzyć rywalizację. Rekord frekwencyjny sprawił, że - w przeciwieństwie do poprzednich edycji - już w trakcie pierwszych dwóch koncertów teren Teatru Letniego w Inowrocławiu był solidnie zapełniony, co miało swoje dobre i złe strony, o których zapewne przeczytacie u ludzi, którzy będą bardziej szczegółowo opisywali przebieg imprezy. Ja skupię się na zdjęciach.

wtorek, 20 sierpnia 2019

Numidia - s/t [2019]


Numidia to sekstet z Sydney, który zadebiutował płytowo w styczniu tego roku albumem Numidia. W swojej muzyce formacja łączy elementy psychodeliczne i progresywne z pewną dawką folkowych klimatów – czy to w postaci motywów bliskowschodnich, czy kojarzących się być może nieco bardziej z plemiennymi, hipnotycznymi tańcami Australii i okolic. Choć debiutancki krążek zawiera zaledwie sześć kompozycji, to wystarcza, by z całą pewnością stwierdzić, że oto pojawiła się kolejna grupa z tego kraju, która może wkrótce całkiem mocno namieszać w podziemnej, psychodelicznej scenie nie tylko swojego kontynentu, lecz także Europy, wszak to tu prędzej czy później zjeżdżają na koncerty wszystkie wybijające się podziemne formacje z tych muzycznych rejonów.

niedziela, 18 sierpnia 2019

Chris Forsyth - All Time Present [2019]


Chris Forsyth to muzyk ze wschodnich rejonów Stanów Zjednoczonych, który muzykę wydaje od ponad 20 lat. Czyni to często i chętnie, bo ma na koncie już grubo ponad 20 płyt, a jak policzymy jeszcze te wydane z różnymi zespołami (jedną z grup, w których grał Chris, jest Phantom Limb & Bison – to tak z ciekawostek…), okaże się, że Forsyth ma w dorobku więcej płyt studyjnych niż Deep Purple koncertowych. A to już jakiś wyczyn. Najnowsza z nich – All Time Present – ukazała się w kwietniu. Forsyth gra tu na gitarze i śpiewa, a do pomocy ma kolegów obsługujących sekcję rytmiczną, instrumenty klawiszowe oraz saksofon.

piątek, 16 sierpnia 2019

Dreamtime - Tidal Mind [2019]


Pochodząca z Brisbane formacja Dreamtime to jeden z wielu australijskich zespołów, które ostatnio wparowały z impetem w orbitę moich muzycznych zainteresowań. Wydający od początku obecnej dekady kwintet wykonuje, mówiąc ogólnie, muzykę psychodeliczną, dość mocno opartą na brzmieniach syntezatorów i klawiszy – kosmiczną, eteryczną, czasem nieco oniryczną, zbudowaną jednak zazwyczaj na sporej dynamice. Wypuszczony w maju album Tidal Mind to ich czwarta płyta i jeśli poprzednie zbliżają się do niej poziomem, trzeba będzie wkrótce poznać całą dyskografię Dreamtime.

wtorek, 13 sierpnia 2019

The Black Keys - "Let's Rock" [2019]


Po sporym sukcesie, jaki był udziałem The Black Keys na wcześniejszym etapie historii duetu, można śmiało założyć, że każde nowe studyjne wydawnictwo formacji ze stanu Ohio będzie sporym wydarzeniem w branży muzycznej. Ale Dan Auerbach i Patrick Carney swoich fanów ostatnimi czasy nie rozpieszczają. Ja po raz pierwszy zetknąłem się z nazwą The Black Keys w okolicach premiery siódmego krążka grupy – El Camino. Był to rok 2011, może 2012, zespół był wtedy na scenie już dekadę i – jak wspomniałem – wydawał już swój siódmy album. Na następny trzeba było czekać aż trzy lata, a na ten najnowszy aż pięć kolejnych. Znudzenie? Zmęczenie? Zwykła przezorność, żeby nie „przedobrzyć”? Pewnie wszystko po trochu plus zmiany w życiu osobistym. W sumie trzyletnia przerwa w jakiejkolwiek aktywności The Black Keys nie wyszła im chyba na złe.

piątek, 9 sierpnia 2019

Children of the Sün - Flowers [2019]


Children of the Sün to szwedzki oktet, który na swojej pierwszej dużej płycie bardzo stara się przywołać ducha hipisowskiego rocka z folkowymi naleciałościami. Do klimatu granej przez nich muzyki pasują też niewątpliwie stylizacje na zdjęciach promocyjnych czy okładka albumu Flowers. Co ciekawe, w grupie jest aż sześć kobiet, co – przyznajmy – w muzyce rockowej wciąż jest raczej rzadkością. Muzycy otwarcie przyznają się do inspiracji wykonawcami, którzy występowali na legendarnym festiwalu Woodstock, choć na swoim profilu facebookowym jako jedną z inspiracji wymieniają także uwielbiany przeze mnie zespół Rival Sons. Wiadomo, że nie mogłem takich sygnałów zignorować – wszystko świadczyło o tym, że ta płyta musi mi się spodobać.

środa, 7 sierpnia 2019

Roadsaw - Tinnitus the Night [2019]


Amerykańska formacja Roadsaw istnieje już ponad ćwierć wieku i w latach 1995-2011 wydała sześć krążków wypełnionych treściwym rockowym graniem w stylu typowego amerykańskiego stonera. Ale od wydania albumu Roadsaw w 2011 roku grupa milczała w temacie nowej muzyki. W czerwcu tego roku powróciła wydawnictwem Tinnitus the Night, które faktycznie przy zbyt głośnym słuchaniu może u niejednego wywołać tytułowe dzwonienie w uszach. Na szczęście słuchając tego krążka przy rozsądniejszym poziomie głośności, doświadczymy głównie całkiem przyjemnych muzycznych doznań.

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

The Raconteurs - Help Us Stranger [2019]


Jack White to jedna z najciekawszych, najbarwniejszych i najważniejszych postaci we współczesnej muzyce rockowej. Można go nie lubić, można nie słuchać jego muzyki, ale zaprzeczanie temu to strzał we własną stopę, jeśli chce się być traktowanym poważnie w jakiejkolwiek dyskusji na temat współczesnej sceny rockowej. Nigdy nie byłem fanem The White Stripes – zespołu, który pozwolił mu wypłynąć i stać się gwiazdą. Znacznie bardziej wolałem to, co tworzył solo lub z formacją The Raconteurs. Ale ostatni solowy krążek White’a jakoś nie przypadł mi do gustu. Jeszcze na początku próbowałem się do niego przekonać nieco na siłę, ale z perspektywy kilkunastu miesięcy wiem już, że raczej nie będę do tej płyty wracał. Zgoła inaczej ma się sprawa z nowym albumem Gawędziarzy – pierwszym od ponad 11 lat.

czwartek, 1 sierpnia 2019

The Ivory Elephant - Stoneface [2019]


Australijską formację The Ivory Elephant poznałem w 2017 roku, krótko po premierze pierwszego albumu tria – dość przewrotnie zatytułowanego Number 1 Pop Hit. Zachwyciłem się nagraniem Like a Dog, spodobała mi się też cała płyta, bo choć może nie był to album z mojej ścisłej czołówki ulubionych płyt w swoim roczniku, to jednak ta niezwykle przyjemna mieszanka blues-rocka i psychodelii sprawdzała się naprawdę bardzo dobrze. Nic dziwnego zatem, że czekałem na udany ciąg dalszy. I doczekałem się. Oj, doczekałem… Stoneface to nie krok, a przynajmniej ze dwa kroki naprzód w rozwoju tej grupy.

poniedziałek, 29 lipca 2019

Summer Fog Festival - Warszawa [Torwar], 27 VII 2019 [relacja / galeria zdjęć]

Jakiś czas temu zaczął funkcjonować u nas mit, że w Polsce jest mnóstwo fanów Pink Floyd. No cóż, wychodzi na to, że większość to raczej fani 'przebojów Pink Floyd', bo o ile koncerty Watersa i Gilmoura czy co popularniejszych cover bandów, grających najbardziej znane numery zespołu, sprzedają się u nas znakomicie, o tyle zainteresowanie występem perkusisty grupy, który gra kompozycje z wczesnych płyt Pink Floyd, było dużo mniejsze, niż można się było spodziewać. Szkoda organizatora, który sprowadził na pierwszą edycję Summer Fog Festival znakomity line-up, szkoda trochę zespołów, zwłaszcza tych rozpoczynających festiwal, bo grały dla niemal pustego Torwaru. Szkoda też Masona, który z kolegami prezentuje tak kapitalne występy, że zasługują na coś więcej niż jakieś półtora tysiąca słuchaczy w mogącej pomieścić cztery razy tyle hali. Szkoda tych, którzy z jakiegoś ważnego powodu być nie mogli, bo przegapili prawdopodobnie jedyną okazję, by to psychodeliczne show zobaczyć na własne oczy. Nie jest mi szkoda tych, którzy mogli być, ale odpuścili. Sami są sobie winni.

piątek, 26 lipca 2019

Nebula - Holy Shit [2019]


Kalifornia Skandynawią Ameryki Północnej! Nie wiem czy to kwestia klimatu, krajobrazów pustynnych, trzęsień ziemi czy może po prostu gęstości zaludnienia i popularności regionu, ale wydaje się, że złoża stonerowo-psychodeliczne są w tym stanie tak bogate, że chyba nigdy się nie skończą. Co więcej, jak człowiek dokładniej przestudiuje składy tych wszystkich zespołów, okazuje się, że to istna Moda na sukces – każdy gra lub grał z każdym. Podobnie jest z formacją Nebula. Zespół powstał w 1997 roku, a pierwszy skład tworzyli w dużej części muzycy znani z grupy Fu Manchu. Z biegiem lat skład ten zmieniał się i dziś jedynym muzykiem, który gra w Nebula od początku, jest wokalista i gitarzysta Eddie Glass. Zespół zresztą miał dość długie okresy nic nierobienia, co nie jest specjalnie zaskakujące, skoro każdy z muzyków gra w kilku grupach. Apollo – czwarta i do niedawna ostatnia studyjna płyta tej formacji – ukazała się w 2006 roku. Jednak w końcu fani dynamicznego pustynnego stonera doczekali się albumu numer pięć – wydawnictwo o uroczym tytule Holy Shit ukazało się w czerwcu.

środa, 24 lipca 2019

Yawning Man - Macedonian Lines [2019]


Jeśli wierzyć internetom, kalifornijska formacja Yawning Man powstała w 1986 roku. Czemu akurat w tym przypadku miałbym to kwestionować? No cóż – zespół swój pierwszy album wydał w roku 2005. To co robił przez pierwszych 19 lat istnienia? Według wspomnianych już internetów grał długie jamy na kalifornijskich imprezach, zdobywając coraz liczniejszych fanów i inspirując wielu muzyków, którzy w późniejszych latach stanęli na czele kalifornijskiej sceny pustynnego stonera i psychodelii. OK, można i tak. Ale żeby przez 19 lat nie wydać ani jednej płyty? Na szczęście panowie w ostatnich kilkunastu latach trochę się pod tym względem ogarnęli, czego efektem jest już piąty studyjny album – Macedonian Lines. Wydawnictwo ukazało się w czerwcu i zawiera nieco ponad pół godziny bardzo przyjemnego instrumentalnego grania w klimatach melodyjnej, sennej psychodelii.

wtorek, 23 lipca 2019

Her Name Is Calla - Animal Choir [2019]

Her Name Is Calla to angielska formacja, która niedawno wypuściła swój szósty (lub piąty – zależy jak kto liczy) album studyjny i powinna go właśnie promować na koncertach. Problem w tym, że zespół… nie istnieje. Poprzednia płyta formacji ukazała się w 2015 roku. Ta nowa – Animal Choir – powstawała w wielkich bólach i w trakcie jej tworzenia grupa uznała, że dalsze wspólne granie przynajmniej na razie nie ma sensu. Wydała więc swój ostatni krążek i jeszcze przed jego premierą ogłosiła, że zwija interes. To nie zdarza się często, musicie przyznać. Całkiem nieźle pasuje to wszystko do równie nietuzinkowej muzyki zawartej na Animal Choir.

czwartek, 18 lipca 2019

Budos Band - V [2019]


The Budos Band (a od tej płyty w zasadzie już tylko Budos Band) to nowojorski nonet, który istnieje już od 14 lat i właśnie wydał swój piąty album. Przyznam, że wolę trafiać na zespoły w nieco wcześniejszym stadium ich działalności, żeby móc obserwować ich rozwój. Zresztą często zbyt bogata dyskografia staje się dla mnie dobrą wymówką, by nie zagłębiać się w przeszłość odkrywanej przeze mnie formacji. Jakim cudem nie trafiłem na nich wcześniej? No cóż, byś może przy okazji premiery poprzednich płyt nie zwracałem uwagi na albumy z tej muzycznej bajki. W dodatku od wydania płyty numer cztery minęło już pięć lat. Ale tym razem trochę przez przypadek udało się na nich trafić i okazało się, że to zaskakująco „moja” muzyka. To stało się dla mnie oczywiste w zasadzie już przy pierwszym odsłuchu.

wtorek, 16 lipca 2019

Hollywood Vampires - Rise [2019]


Gdyby przeprowadzić profesjonalną ankietę na temat tego, czy słuchacze muzyki rockowej odbierają Hollywood Vampires jako „prawdziwy” zespół, czy raczej ciekawostkę muzyczną, wyniki mogłyby nie być dla tego tworu zbyt pozytywne. Mam wrażenie, że reakcje na nagrania i koncerty tej formacji wciąż są mniej więcej takie same: „Hyhy, patrzcie, Johnny Deep Depp gra na gitarze, o i jest Alice Cooper i ten gość z Aerosmith.”. Jakby na to nie patrzeć, zespół działa już kilka lat i właśnie wydał swoją drugą płytę i nawet jeśli jest o nim głośno głównie ze względu na nazwiska jego członków, a nie wybitne osiągniecia na polu muzycznym, nazwa Hollywood Vampires nie jest już obecnie zupełnie nieznana. Rise to drugi krążek formacji.

środa, 10 lipca 2019

Salem's Bend - Supercluster [2019]


Salem’s Bend to kalifornijska grupa, która obiła mi się o oczy i uszy pod koniec zeszłego roku. Wtedy to trafiłem na ich nazwę w internecie, posłuchałem paru rzeczy z pierwszej płyty i załapałem się akurat na wydanie niealbumowego singla. Wrażenia były na tyle pozytywne, że dodałem profil grupy na Bandcampie do obserwowanych, żeby nie przegapić wydania zapowiadanego już wtedy krążka numer dwa. Ten jest zatytułowany Supercluster i ukazał się pod koniec maja nakładem bardzo prężnie działającej firmy Ripple Music. Oldskulowa okładka płyty całkiem nieźle pasuje do jej zawartości, bo i muzyka też brzmieniem nawiązuje do lat świetności wczesnego hard rocka. Ale jeśli spodziewacie się muzycznych klonów jakiegoś konkretnego zespołu, to przyjemnie się zaskoczycie, bo triu daleko do bezmyślnego kopiowania wielkich.

piątek, 5 lipca 2019

The Comet Is Coming - Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery [2019]


Zaczęło się od przeglądania rankingu najlepszych tegorocznych płyt według średniej na rateyourmusic.com. Czasem tak robię, żeby sprawdzić, czy nie umknął mi jakiś świetny album z gatunków, które mnie interesują. Potem następuje częściowo losowy odsłuch obcych mi rzeczy, z wyborem w dużej mierze opartym na tym, czy okładka przyciągnie moją uwagę. Może to niesprawiedliwe, ale wszystkiego odsłuchać się nie da, więc jakimś kryterium kierować się muszę. A wspomnianą uwagę najskuteczniej przyciągnęła kapitalna, niezwykle kolorowa, nieco psychodeliczna grafika autorstwa Nat Girsberger. Zdobiła płytę zespołu The Comet Is Coming. Spojrzałem na tagi: nu-jazz, jazz fusion… Rzuciłem okiem na opis wspominający o elektronice i psychodelii. Pomyślałem, że to może być coś dla mnie. Tak właśnie trafiłem na album o długim i trudnym do zapamiętania tytule Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery – drugą płytę wspomnianego londyńskiego projektu. Jakże trafna była decyzja o wyborze do odsłuchu właśnie tej płyty!

środa, 3 lipca 2019

Duff McKagan - Tenderness [2019]


Duff McKagan to muzyk znacznie bardziej wszechstronny niż mogłoby się wydawać. Kojarzymy go przede wszystkim jako basistę Guns n’ Roses – tego członka zespołu, który zawsze wnosił do muzyki formacji nieco punkowego chaosu i zadziorności. Nic dziwnego – gdy dołączał do powstających Gunsów, miał już na koncie grę w kilkudziesięciu głównie punkowych formacjach, w których bywał wedle potrzeb basistą, gitarzystą lub perkusistą. Ale przecież Duff pochodzi z Seattle, gdzie – zanim przeniósł się do Kalifornii – należał do tamtejszej rockowej sceny i jego ścieżki prywatne i muzyczne często krzyżowały się z wykonawcami, których obecnie znamy jako legendy grunge’u. To wszystko oraz brzmienie poprzednich płyt Duffa wydawanych solo lub pod szyldem Loaded wskazywałoby, że nowy album muzyka będzie utrzymany w stylistyce dynamicznego, prostego rocka. A tu niespodzianka!

czwartek, 20 czerwca 2019

Black Mountain - Destroyer [2019]


Oczekiwania musiały być ogromne. IV – wydany w 2016 roku ostatni do niedawna album kanadyjskiej formacji Black Mountain – to jedna z moich dwóch ulubionych płyt tamtego rocznika, o czym zresztą pisałem na blogu. Ba, to w ogóle jedna z moich ulubionych współczesnych płyt. Co prawda od wydania tego krążka z obozu zespołu nie dochodziły zbyt pozytywne wieści, ale nawet zmiana basisty (wrócił dawny), perkusisty i wokalistki (spowodowana odejściem perkusisty) – jednego z dwóch głównych głosów w zespole – nie osłabiły mojej wiary w to, że nowy materiał ponownie mnie zachwyci. I faktycznie zachwycił. Momentami.