poniedziałek, 2 września 2019

The Mothercrow - Magara [2019]


The Mothercrow to kataloński kwartet, który zadebiutował trzy lata temu EP-ką zatytułowaną po prostu The Mothercrow, a po niej wypuścił jeszcze kilka pojedynczych nagrań. Od tamtej pory w zespole zaszły pewne zmiany personalne – grupę od kilkunastu miesięcy tworzą wokalistka Karen Asensio i basistka/flecistka/sitarzystka (istnieje w ogóle takie słowo?) Claudia González oraz dwaj „nowi”: gitarzysta Max Eriksson (sądząc po nazwisku, zapewne Szwed, choć nic sobie uciąć za to nie dam) i perkusista Pep Carabante. Właśnie w takim zestawieniu osobowym nagrali swoją pierwszą dużą płytę zatytułowaną Magara.

Pierwszą rzeczą, jaką zauważamy w związku z tym albumem, jest niewątpliwie bardzo ładna okładka, kojarząca mi się nieco klimatem z obrazem zdobiącym tegoroczny krążek The Claypool Lennon Delirium. Oczywiście nie daje to żadnej gwarancji w temacie muzyki, ale pierwsze wrażenie niewątpliwie było korzystne. Muzyka go nie psuje. Magara to dziewięć numerów w klimatach retro blues-rocka z okazjonalnymi wycieczkami w stronę przyjemnej psychodelii. Dominują proste, chwytliwe numery, łączące hardrockowy ciężar z blues-rockową przebojowością. Najbardziej z tej szufladki przypadły mi do gustu: kompozycja tytułowa, Stone z fajnym groove’em czy kapitalnie bujający numer Ashes, który płytę zamyka. Bywa też czasem mocniej, nieco bardziej hałaśliwie, jak w wywrzeszczanym momentami Lizard Queen. Ale moim ulubionym kawałkiem na płycie jest dużo spokojniejsze, niezwykle klimatyczne, tajemnicze wręcz, psychodeliczne Gauan (Lo-Kanta), które snuje się absolutnie fantastycznie w klimacie pustynno-narkotycznego odlotu. Niewiele jej ustępuje spokojny bluesik Forevermore, który w drugiej części przeobraża się w rozkręconą rockandrollową jazdę. Warto zwrócić uwagę na przyjemne wstawki hammondów w kilku kompozycjach, a także na flet i sitar, które też się na płycie pojawiają (flet w Gauan, zaś sitar w numerze tytułowym).

Na pewno nie jest to płyta, która wnosiłaby do historii muzyki rockowej cokolwiek nowego. Zespół niewątpliwie korzysta ze sprawdzonych wzorców, ale robi to bardzo solidnie. Brzmienie „z epoki”, bardzo porządny warsztat, do tego ciekawy, niski, mocny głos Karen, który skojarzył mi się z głosem Anny Pawlus z naszego rodzimego Gallileousa. Całość zrobiona jest ze smakiem i na poziomie, który pozwala pokładać w tej formacji nadzieje na przyszłość. Myślę, że fani takich zespołów jak Blues Pills czy Pristine (oraz oczywiście melodyjnego rocka czy blues-rocka lat 70.) powinni sięgnąć po ten album, bo choć nie usłyszą niczego nowego, spędzą bardzo przyjemne niespełna trzy kwadranse i poznają kolejną grupę, na której koncert być może chętnie się wybiorą, jeśli nadarzy się ku temu kiedyś okazja. Ja bym się wybrał.

Płyty możecie posłuchać na Bandcampie.

1. Revolution (3:22)
2. Mantis (4:06)
3. Stone (5:08)
4. Swat It! (3:15)
5. Forevermore (5:30)
6. Gauan (Lo-Kanta) (4:03)
7. Lizard Queen (4:47)
8. Magara (6:52)
9. Ashes (6:05)



--
Zapraszam na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 i środę o 18
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

1 komentarz:

  1. Ja proponuję szklaneczkę Whisky i dobre cygaro:
    https://www.youtube.com/watch?v=s4rXEKtC8iY
    Jako że cygaro wciąż się pali, to szklaneczka druga:
    https://www.youtube.com/watch?v=fI3EOFuHkhQ

    są pytania? ;)

    OdpowiedzUsuń