sobota, 31 sierpnia 2019

Sacri Monti - Waiting Room for the Magic Hour [2019]


Zespół Sacri Monti poznałem cztery lata temu, kiedy ukazała się ich debiutancka płyta. Płyta może nie z gatunku tych zmieniających życie słuchacza, ale na pewno bardzo udana, jedna z najlepszych w swoim roczniku, dająca podstawy do tego, by uważać Sacri Monti za jednego z ciekawszych przedstawicieli amerykańskiej sceny psychodelicznego hard rocka. Na album numer dwa przyszło nam nieco poczekać, ale jeśli kolejne płyty kalifornijskiej formacji mają być tak udane, to ja chętnie będę na nie czekał za każdym razem te cztery lata albo i dłużej. Oczywiście panowie tworzący ten zespół nie są nowicjuszami. To, że grupa wydaje dopiero drugi album, może niektórych zwieść, ale ci goście grają w wielu innych formacjach i zapewne niejeden wzmacniacz już spalili. To zresztą też (w sensie gra w wielu formacjach, a nie palenie wzmacniaczy) zapewne jest przyczyną aż czteroletniej przerwy między płytami. Nic to jednak – w końcu wydali, a ja w końcu mogę znowu o nich pisać.

Waiting Room for the Magic Hour w dużej mierze powraca do sprawdzonych rozwiązań z debiutu. 43 minuty muzyki, niezbyt dużo (tym razem osiem) kompozycji, no i to brzmienie – niewątpliwie nawiązujące mocno do klimatów psychodelii i hard rocka lat 70. Gęsto, mocno, z kopem. Otwierający album utwór tytułowy z miejsca ustawia odpowiedni poziom rockowego łomotu, tak jakby panowie chcieli powiedzieć, wzorując się na pewnym polskim muzyku metalowym: „Hej, jesteśmy Sacri Monti i zaraz skopiemy wam dupy!”. Ale zaraz potem, nim Fear and Fire rozwinie się i rozpędzi na dobre, przez trzy minuty jesteśmy w nieco innym, dużo spokojniejszym klimacie. To jedna z zalet tej płyty. Choć ogólnie jest ciężko, a momentami nawet nieco hałaśliwie, ten hałas jest skutecznie łagodzony fragmentami lekkich psychodelicznych odlotów wiedzionych najczęściej brzmieniem organów. Udany był też pomysł z dynamicznym, organowo-gitarowym przerywnikiem w postaci Armistice, który łączy Fear and Fire ze Starlight.

Ale przy pierwszym odsłuchu zacząłem się już w tym momencie nieco bać, że cała płyta będzie taka dość mocna i że zbyt mało będzie tu motywów spokojniejszych. Na szczęście Affirmation nieco mnie w tym względzie uspokoiło. W tym miejscu ta płyta właśnie czegoś takiego potrzebowała – wolniejszego, bujającego numeru, który nieco schłodzi reaktory. Wciąż jest bardzo gęsto, jeśli chodzi o brzmienie, ale już bez pogoni i muzycznego ADHD. Spokojny klimat, solówka gitarowa jak marzenie, pod nią kapitalne tło. Świetnie sprawdza się też drugi przerywnik (a może łącznik?) – psychodeliczna plama klawiszowa w postaci Wading in Malcesine. Niby obie miniaturki są tylko dodatkiem na tej płycie, ale według mnie ich „zasługi” dla odbioru całości są dużo większe niż procentowy udział w czasie trwania krążka. Muszę też pochwalić decyzję, by album kończył się pół-akustycznym You Beautiful Demon. Gdzieś w środku płyty może ten numer by nie do końca pasował, ale tu pozwala bardzo spokojnie zejść na ziemię po tych rockowych odlotach.

Waiting Room for the Magic Hour to znakomita dawka takiej muzyki, jaką bardzo lubię – klasycznego w brzmieniu hard rocka doprawionego szczyptą psychodelii i improwizowanego szaleństwa. Nie jestem do końca przekonany, czy aż tak bardzo podoba mi się samo brzmienie tej płyty. Chyba wolałbym, żeby było nieco cieplejsze, mniej garażowe. Ale to w zasadzie moje jedyne zastrzeżenie, bo mimo tego nieco ostrego, hałaśliwego momentami brzmienia, drugiego krążka Sacri Monti słucha się znakomicie, niegorzej od bardzo udanego debiutu. Mam wrażenie, że panowie korzystają z podobnych wzorców i patentów, ale jednocześnie trudno uznać płytę numer dwa za kopię jedynki. Teraz nie pozostaje nic innego jak tylko mieć nadzieję, że uda się ich zobaczyć na żywo. Rzecz jasna raczej nie u nas, bo nikomu by się to nie opłacało, ale o naszych sąsiadów zespół z pewnością wielokrotnie zahaczy.

Płyty możecie posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.



1. Waiting Room for the Magic Hour (5:01)
2. Fear and Fire (8:55)
3. Armistice (2:13)
4. Starlight (7:17)
5. Affirmation (6:01)
6. Gone from Grace (7:25)
7. Wading in Malcesine (2:46)
8. You Beautiful Demon (3:53)

--
Zapraszam na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

2 komentarze:

  1. Mało powiedziane, mastering jest tak fatalny, że woła o pomstę do nieba!. Mimo słabości kompozycyjnych - rozwiązania niektórych kadencji - aranżacje są bardzo atrakcyjne i gdyby nie ów mastering była by to płyta wspaniała. A tak - ciężko mi się jej słucha i raczej trudno będzie do niej wrócić. Czy poprzedniczka też tak zawalona, bo nie znam, a boję się ryzykować ponowne katusze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pierwsza brzmi dość podobnie, choć mam wrażenie, że o dziwo jednak nieco lepiej, tzn. przyjemniej

      Usuń