środa, 7 sierpnia 2019

Roadsaw - Tinnitus the Night [2019]


Amerykańska formacja Roadsaw istnieje już ponad ćwierć wieku i w latach 1995-2011 wydała sześć krążków wypełnionych treściwym rockowym graniem w stylu typowego amerykańskiego stonera. Ale od wydania albumu Roadsaw w 2011 roku grupa milczała w temacie nowej muzyki. W czerwcu tego roku powróciła wydawnictwem Tinnitus the Night, które faktycznie przy zbyt głośnym słuchaniu może u niejednego wywołać tytułowe dzwonienie w uszach. Na szczęście słuchając tego krążka przy rozsądniejszym poziomie głośności, doświadczymy głównie całkiem przyjemnych muzycznych doznań.

Po krótkim klawiszowym wstępie panowie dość szybko przechodzą do konkretów w Along for the Ride i faktycznie zaczyna się treściwa, rockowa jazda. Jest gęsto, dynamicznie, bardzo gitarowo. Płyta brzmi bardzo dobrze, co w przypadku wydawnictw stonerowych nie jest normą, bo część zespołów na siłę próbuje zachować garażowy, demówkowy charakter swojej muzyki, co akurat jest mało kompatybilne z moimi uszami i gustem. Tu jest efektownie, głośno, ale bez zgrzytów, jazgotu i niepotrzebnej surowości. Płyta to w zasadzie parada takich mocnych rockowych kopów w dupę. Kilka z nich dodatkowo posiada chwytliwe motywy (czasem jest to refren, czasem bridge, czasem riff…), co sprawia, że zostają w głowie nieco łatwiej niż reszta. Do takich kompozycji zaliczyć można sabbathowe Fat Rats czy porywające Find What You Need. Zdarzają się nieliczne momenty w nieco spokojniejszych klimatach, jak w znakomitym Peel, które sunie niczym walec i sprawnie miesza właśnie lżejsze fragmenty z takimi, w których zespół atakuje ze zdwojoną mocą, w Midazolam, które – całkiem podobnie – oferuje kontrast fragmentów spokojnych i nieco mrocznych z gęstymi riffami, czy w zamykającym album Silence, które zdecydowanie bardziej idzie w klimat niż w moc i oparte jest w dużej mierze na akustycznym szkielecie kompozycji. Ale główną siłą tej płyty niewątpliwie jest dynamika i właśnie wspomniana moc.

Album trwa 43 minuty, więc ta kaskada mocnych riffów i solidnej, rockowej naparzanki nie powinna zdążyć nikogo zmęczyć, choć nie da się ukryć, że nie jest to najbardziej różnorodny album w historii muzyki. Mnie jednak słucha się go zaskakująco dobrze, w czym pewnie też pewna zasługa tych kilku spokojniejszych fragmentów. Szczerze mówiąc, początkowo sądziłem, że zaprezentuję z jeden czy dwa numery z tego wydawnictwa w swojej audycji i szybko o nim zapomnę, nie siląc się nawet na pisanie czegokolwiek na blogu. Ale po kilkunastu odsłuchach Tinnitus the Night wciąż chce mi się do tych nagrań wracać, wygląda więc na to, że jest znacznie lepiej, niż mogło mi się wydawać w trakcie pierwszego kontaktu z muzyką z tej płyty. Tinnitus the Night to bardzo udana mieszanka wpływów sabbathowych i motorheadowych, sporej domieszki amerykańskiego stonera, a nawet gdzieniegdzie klimatów grunge’owych.

Płyty możecie posłuchać na Bandcampie.

1. Along for the Ride (4:29)
2. Shake (4:10)
3. Fat Rats (4:02)
4. Final Phase (2:16)
5. Peel (6:25)
6. Knock Em All Down (3:32)
7. Find What You Need (3:56)
8. Under the Devil's Thumb (3:54)
9. Midazolam (6:48)
10. Silence (3:56)



--
Zapraszam na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz