wtorek, 28 sierpnia 2018

Ino-Rock Festival 2018 - Inowrocław [Teatr Letni], 25 VIII 2018 [galeria zdjęć]

XI edycja Ino-Rock Festival przebiegła pod dyktando norweskiej sceny muzycznej. Gazpacho, Soup oraz Bjørn Riis (na co dzień gitarzysta i główny kompozytor formacji Airbag) zaczarowali Teatr Letni. Wszystkie trzy zespoły mają w Polsce pokaźne grono fanów wśród bywalców festiwalu, więc spotkały się z niezwykle ciepłym przyjęciem. Mnie szczególnie bliska jest muzyka formacji Soup, której ostatni album okazał się moją ulubioną płytą wydaną w 2017 roku. Koncert w Inowrocławiu potwierdził, że formacja znakomicie potrafi przenieść magię swojej muzyki ze studia na scenę. Fantastycznie zaprezentował się także lider Airbag ze swoim solowym zespołem, który jednak składa się z członków oficjalnego oraz koncertowego składu jego macierzystej formacji, nic więc dziwnego, że usłyszeliśmy zarówno utwory z solowych płyt Riisa, jak i z wydawnictw Airbag. Występ był zaskakująco zróżnicowany i dynamiczny, muszę przyznać, że podobał mi się nawet bardziej niż ostatnie koncerty Airbag. Gazpacho, którzy zagrali na koniec festiwalu i nieco przeciągnęli swój występ, zaprezentowali zarówno materiał z ciepło przyjętej nowej płyty Soyuz, jak i z poprzednich wydawnictw (m.in. Molok i Tick-Tock), a do tego uraczyli fanów udanymi wizualizacjami na ekranie z tyłu sceny towarzyszącymi muzyce grupy i dobrze współgrającymi z jej klimatem.

piątek, 24 sierpnia 2018

Black Elephant - Cosmic Blues [2018]

Black Elephant to kwartet z Włoch, który miał do tej pory na koncie dwa wydawnictwa – dostępne prawdopodobnie jedynie w formacie cyfrowym lub w bardzo limitowanym nakładzie fizycznym, bo sam zespół oferuje już w tym momencie tylko pliki. Cosmic Blues to niejako nowy początek dla zespołu, bo to pierwszy album wydany pod skrzydłami Small Stone Recordings – jednego z ciekawszych labeli na scenie stonerowo-psychodelicznej. Nie miałem jeszcze okazji zapoznać się z wcześniejszymi dokonaniami grupy, ale na Cosmic Blues zdecydowanie mamy do czynienia z profesjonalną robotą i grupą, która już dobrze wie, jak chce grać, i co ważniejsze – wie, jak to robić.

środa, 22 sierpnia 2018

Grusom - II [2018]


To były bardzo długie trzy lata. Tyle czasu trzeba było czekać na drugi album duńskiej formacji Grusom. W 2015 roku absolutnie powalili mnie swoim debiutem. Właściwie już po pierwszym odsłuchu byłem pewny, że to będzie jedna z moich ulubionych płyt 2015 roku. Kilka miesięcy później okazało się, że żadna inna jej nie przebiła w moim osobistym rankingu. Płyty słucham z dużą częstotliwością po dziś dzień i z pełnym przekonaniem umieszczam w gronie najlepszych albumów XXI wieku, a zespół trafił z miejsca do grupy moich ulubionych współczesnych wykonawców. Dodam nawet nieskromnie, że udało się przekonać do tej formacji dość pokaźne (jak na moje skromne możliwości) grono czytelników bloga i słuchaczy mojej audycji w rockserwis.fm. Tak, to były bardzo długie trzy lata. Na szczęście dłużej nie trzeba już czekać. Już za kilka dni do sprzedaży trafi Grusom II i powiem wam jedno – jeśli uwielbiacie debiut tak mocno, jak ja, możecie dwójkę brać w ciemno.

niedziela, 19 sierpnia 2018

Osada Vida - Variomatic [2018]


Osada Vida od lat uznawana jest za jeden z ciekawszych zespołów „polskiej sceny progresywnej” (cudzysłów celowy, bo mam poważne wątpliwości, czy taka scena faktycznie istnieje, ale to temat na inną dyskusję), ale zmiany w składzie, zwłaszcza na pozycji wokalisty, rzadko dobrze służą formacjom, które chcą wyrobić sobie pozycję w branży. Przyznam, że o ile wczesne dokonania zespołu jakiś czas temu mnie zaintrygowały, o tyle te nieco późniejsze już były mi generalnie mocno obojętne. Oczekiwań zatem nie miałem także szczególnie wygórowanych po nowym albumie grupy, pierwszym z wokalistą Marcelem Lisiakiem, prywatnie bratem basisty (i byłego wokalisty) zespołu, Łukasza. Zero ekscytacji przed odsłuchem – jak się spodoba, to fajnie. Jeśli nie, to płakać nie będę i przejdę do kolejnych płyt. Takie miałem nastawienie. I może był to dobry pomysł, bo efekt jest taki, że płyta niespodziewanie dla mnie samego przypadła mi do gustu.

czwartek, 9 sierpnia 2018

Willow Child - Paradise & Nadir [2018]


Niemiecką formację Willow Child poznałem – jak to często bywa – przez przypadek. Ale był to przypadek sprowokowany. Szukaniem. Tak, misie pysie. „Jak ty wynajdujesz te wszystkie zespoły?”, słyszę często. Żeby coś znaleźć, bardzo często trzeba tego szukać. Ja na przykład szukam dobrej muzyki. Takie tam hobby. I czasem na taką właśnie trafiam. Muzyka zawarta na pierwszej dużej płycie tego kwintetu zauroczyła mnie od pierwszych momentów kompozycji otwierającej album Paradise & Nadir. Od razu też nasunęła jednoznaczne skojarzenia, które jednak w żaden sposób nie przeszkodziły mi w cieszeniu się tymi dźwiękami.

sobota, 4 sierpnia 2018

Lucifer - Lucifer II [2018]


Niemiecka formacja Lucifer zadebiutowała trzy lata temu i zdołała od razu zainteresować swoim okultystycznym retro rockiem spore grono fanów tego typu klimatów. Przyjemne, z jednej strony ciężkie, lecz z drugiej bardzo melodyjne granie i bardzo miły dla ucha głos wokalistki sprawiły, że od razu dotarli do całkiem licznej grupy odbiorców. Ale potem nastąpiło parę zmian w składzie (m.in. odejście głównego – poza wokalistą – kompozytora Gaza Jenningsa, byłego gitarzysty Cathedral), a zapowiadana płyta numer dwa jakoś się nie ukazywała. Do teraz. Album zatytułowany po prostu II już jest dostępny i zdecydowanie nie zawodzi rozbudzonych przez bardzo przyjemną Jedynkę nadziei.

środa, 1 sierpnia 2018

Welshly Arms - No Place Is Home [2018]

Pochodzącą z Cleveland formację Welshly Arms poznałem w 2015 roku, krótko po premierze jej debiutanckiego albumu. Zrobili na mnie naprawdę spore wrażenie swoją mieszanką blues rocka, R&B, nowoczesnej rockowej alternatywy czy nawet glam rocka. Nic dziwnego, że trafili do czołówki moich ulubionych płyt 2015 roku. Oczekiwania wobec kolejnych nagrań miałem więc duże i niestety dość szybko zostałem sprowadzony na ziemię. O ile niesamowicie przebojowemu singlowi Legendary nie sposób odmówić tego, że całkiem słusznie pozwolił grupie przebić się do mainstreamu, o tyle pozostałe nowe nagrania nie napawały optymizmem. Podobnie zresztą jak promocja „na bogato” ze strony wielkiej wytwórni, występy w popularnych programach amerykańskiej telewizji, wykorzystanie Legendary w reklamach, filmach, serialach, programach telewizyjnych i wszystkich innych możliwych miejscach oraz inne historie, które świadczyły o tym, że formacja „idzie w komercje”. No ale chwilunia. Przecież Rival Sons też występują w sławnych programach typu talk show, jeżdżą w trasy z największymi zespołami w historii rocka (i na pewno nie jest to tylko kwestia tego, że temu czy tamtemu muzykowi się spodobali – nie bądźmy naiwni), a przy tym absolutnie nie zaprzedali się demonowi komercji, więc i Welshly Arms sobie poradzą z pokusą, prawda? Nieprawda. No kurwa, nieprawda…