Pokazywanie postów oznaczonych etykietą progressive. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą progressive. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 lutego 2025

Dream Theater - Parasomnia [2025]

Bez cienia przesady można stwierdzić, że to jeden z najbardziej wyczekiwanych albumów ostatnich lat w środowisku progmetalowym. Informacja o powrocie do składu Dream Theater po kilkunastu latach jednego z założycieli formacji, a w opinii wielu także duszy tego zespołu, czyli Mike’a Portnoya, może nie była totalnym szokiem, bo pojawiały się pewne przesłanki sugerujące, że może to prędzej czy później nastąpić, ale i tak niemal cały progmetalowy świat popadł w ekstazę. Oczywiście sam powrót to jedno, ale musi za tym pójść jeszcze coś wartościowego, co sprawi, że nie powiemy za Szekspirem: „Wiele hałasu o nic”. Najpierw więc były bardzo udane koncerty, na których nawet James LaBrie brzmiał przeważnie dużo lepiej niż w ostatnich kilku latach (pierwszy występ na trasie pomińmy milczeniem). Prawdziwym sprawdzianem miała się jednak okazać nowa płyta. No i jest, szesnasty studyjny album Dream Theater zatytułowany Parasomnia.

niedziela, 19 sierpnia 2018

Osada Vida - Variomatic [2018]


Osada Vida od lat uznawana jest za jeden z ciekawszych zespołów „polskiej sceny progresywnej” (cudzysłów celowy, bo mam poważne wątpliwości, czy taka scena faktycznie istnieje, ale to temat na inną dyskusję), ale zmiany w składzie, zwłaszcza na pozycji wokalisty, rzadko dobrze służą formacjom, które chcą wyrobić sobie pozycję w branży. Przyznam, że o ile wczesne dokonania zespołu jakiś czas temu mnie zaintrygowały, o tyle te nieco późniejsze już były mi generalnie mocno obojętne. Oczekiwań zatem nie miałem także szczególnie wygórowanych po nowym albumie grupy, pierwszym z wokalistą Marcelem Lisiakiem, prywatnie bratem basisty (i byłego wokalisty) zespołu, Łukasza. Zero ekscytacji przed odsłuchem – jak się spodoba, to fajnie. Jeśli nie, to płakać nie będę i przejdę do kolejnych płyt. Takie miałem nastawienie. I może był to dobry pomysł, bo efekt jest taki, że płyta niespodziewanie dla mnie samego przypadła mi do gustu.

środa, 16 sierpnia 2017

Steven Wilson - To the Bone [2017]



Premiera nowej płyty Stevena Wilsona musi być głośnym wydarzeniem w świecie szeroko pojętej muzyki progresywnej. Musi, bo Wilson to postać nietuzinkowa, jedna z najbardziej uwielbianych w tej muzycznej bajce, lecz – podobnie jak w przypadku innych masowo uwielbianych – także jedna z najczęściej krytykowanych czy wyszydzanych. I ta budząca tak skrajne kontrowersje postać zapowiada płytę nagraną w klimatach kompletnie innych od tego, z czego jest najbardziej znana. Ba, nie tylko zapowiada, ale faktycznie udowadnia już przy okazji pierwszych singli, że na tym nowym krążku znajdzie się miejsce i na bardziej popowe, radiowe numery, i wręcz niemal na muzykę taneczną. Niełatwy to przypadek dla słuchacza, niełatwy też dla recenzenta. Niektórzy będą oczekiwali jednoznacznie czołobitnych opinii, „bo to przecież Wilson”, inni z kolei będą zawiedzeni, jeśli przeczytana opinia nie będzie mieszała albumu z błotem, bo taka obecnie moda. Choć tak naprawdę w tym przypadku bardzo wiele zależy od oczekiwań i przede wszystkim od nastawienia.