Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prog metal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prog metal. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 lutego 2025

Dream Theater - Parasomnia [2025]

Bez cienia przesady można stwierdzić, że to jeden z najbardziej wyczekiwanych albumów ostatnich lat w środowisku progmetalowym. Informacja o powrocie do składu Dream Theater po kilkunastu latach jednego z założycieli formacji, a w opinii wielu także duszy tego zespołu, czyli Mike’a Portnoya, może nie była totalnym szokiem, bo pojawiały się pewne przesłanki sugerujące, że może to prędzej czy później nastąpić, ale i tak niemal cały progmetalowy świat popadł w ekstazę. Oczywiście sam powrót to jedno, ale musi za tym pójść jeszcze coś wartościowego, co sprawi, że nie powiemy za Szekspirem: „Wiele hałasu o nic”. Najpierw więc były bardzo udane koncerty, na których nawet James LaBrie brzmiał przeważnie dużo lepiej niż w ostatnich kilku latach (pierwszy występ na trasie pomińmy milczeniem). Prawdziwym sprawdzianem miała się jednak okazać nowa płyta. No i jest, szesnasty studyjny album Dream Theater zatytułowany Parasomnia.

sobota, 21 grudnia 2024

Opeth - The Last Will and Testament [2024]

Aż pięć lat przyszło czekać fanom Opeth na nowy album tej szwedzkiej (choć w sumie coraz bardziej międzynarodowej) formacji. Następca bardzo udanego In Cauda Venenum przynosi trochę zmian, choć mowa tu raczej o pewnych powrotach niż o elementach zupełnie nowych. Dla fanów starego Opeth najważniejszą informacją niewątpliwie był powrót growlu, którego na studyjnych wydawnictwach grupy nie było od wydanej w 2008 roku płyty Watershed. A co zmieniło się muzycznie w porównaniu z ostatnimi, mocno progrockowymi płytami?

wtorek, 11 września 2018

Distorted Harmony - A Way Out [2018]


Distorted Harmony to zespół z Izraela, który w ostatnich latach zdobył już całkiem niezłą pozycję w szufladce efektownego, nawet dość przebojowego progresywnego metalu. A Way Out to ich trzeci album i wydaje się, że to kolejny krok w stronę tego, by przebić się do świadomości większej liczby słuchaczy tego gatunku. Przyznaję, nie jest to muzyka, która trafia na tego bloga zbyt często. O ile jeszcze z dziesięć czy dwanaście lat temu starałem się grzebać nieco w takich muzycznych klimatach, o tyle teraz raczej tego typu dźwięki nie trafiają do mojego odtwarzacza. Ale zachowując otwartą głowę, postanowiłem spróbować. W końcu nie samym retro rockiem i psychodelią człowiek żyje.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Sons of Apollo - Psychotic Symphony [2017]



Sons of Apollo to kolejna świeża supergrupa. Nazwiska robią wrażenie, zresztą przecież po to zakłada się supergrupy. Bo przecież nie po to, żeby zaoferować fanom cokolwiek przełomowego. Toteż panowie Portnoy, Sherinian, Bumblefoot, Sheehan i Soto na żadne nowatorstwo na swoim pierwszym krążku – Psychotic Symphony – się nie silą. Oni już się w swoim zawodowym życiu „nanowatorzyli”, a teraz z przyjemnością mogą jechać na swoich starych patentach z Dream Theater czy Mr. Big i próbować sklecić z tego całość, która będzie się trzymała kupy. Od śledzenia listy zespołów, w których udzielali się członkowie Sons of Apollo, może się zakręcić w głowie. Od muzyki zawartej na ich wspólnej debiutanckiej płycie w głowie może i się nie zakręci, ale za to będzie można bez żenady tą głową pomachać, bo jest przy czym.

środa, 23 sierpnia 2017

Prog in Park - Warszawa [Park Sowińskiego], 20 VIII 2017 [relacja / galeria zdjęć]

Pierwsza edycja imprezy pod nazwą Prog in Park odbyła się w amfiteatrze warszawskiego Parku im. gen. Józefa Sowińskiego. Line-up prezentował się następująco:

Opeth
Riverside
Sólstafir
Blindead
Lion Shepherd

Druga (całkowicie inna) galeria zdjęć wkrótce na stronie rockserwis.fm




Pierwszą edycję imprezy o nazwie Prog in Park należy uznać za niezwykle udaną. Ale czy z takim składem mogło być inaczej? Pięć zespołów, pięć zupełnie różnych podejść do tematu muzyki progresywnej, pięć naprawdę udanych występów. Na pierwszy ogień dwie polskie formacje, które jednak śmiało wychylają się koncertowo poza nasze podwórko. Lion Shepherd są świeżo po wydaniu fantastycznej drugiej płyty zatytułowanej Heat. Nie dostali wiele czasu, ale przez te pół godziny pokazali, że nawet zaczynając koncert przed 17, można szybko wprowadzić słuchaczy w odpowiedni klimat. Ludzi zresztą dość szybko przybywało pod sceną, czemu sprzyjał także wielki dach nad amfiteatrem w parku im. gen. Józefa Sowińskiego, bo do późnych godzin popołudniowych lało w Warszawie niemiłosiernie. Lion Shepherd zaprezentowali to, z czego są już całkiem nieźle u nas znani – kapitalną mieszankę ciężkiego, ale melodyjnego rocka i klimatów Bliskiego Wschodu. Życzę im, żeby już wkrótce występowali pod koniec tego typu imprez, bo zasługują. Ubrani zgodnie na czarno panowie z Blindead zaprezentowali tradycyjne dla siebie ciężkie, ale niezwykle klimatyczne brzmienia, w które świetnie wpasowała się dość przytłaczająca oprawa świetlna. W również niezbyt długim secie dominowały utwory z zeszłorocznej płyty Ascension. Obie formacje pełniły w zasadzie funkcję supportów, co sugerowała także długość ich setów, ale śmiem twierdzić, że każdy festiwal chciałby mieć taką rozgrzewkę.

sobota, 30 stycznia 2016

Dream Theater - The Astonishing [2016]

*uwaga*
Jeśli jesteś przewrażliwiony na punkcie swoich ulubionych zespołów i nie możesz znieść tego, że ktoś może mieć inne zdanie o ich nowych płytach, idź być wkurwiającym ćwokiem gdzieś indziej. Możemy podyskutować na temat muzyki, ale osobiste pojazdy i gówniarskie argumenty w stylu "sam zrób lepiej", zwłaszcza z klawiatury anonimów, będą wypieprzane.
Z pożywieniem,
Bizon.



Najpierw pojawiły się tajemnicze obrazy przedstawiające fragmenty postaci niczym z Assassin’s Creed, potem szczątki historii dziejącej się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, niby w przyszłości, ale mnie bardziej kojarzyło się to z jakimś fantasy osadzonym w dawnych czasach. Zapowiedziano, że nowa płyta będzie podwójnym wydawnictwem, najdłuższym w historii zespołu, w dodatku tzw. concept albumem opowiadającym jedną konkretną historię. W tym przypadku miała to być opowieść o buntownikach walczących z zakazem tworzenia muzyki przez ludzi. Te wszystkie znane już wcześniej fakty wskazywały jednoznacznie, że będzie to albo wielki album, albo kompletna klapa. Kiczowaty teaser upubliczniony jakiś czas temu niestety wskazywał na to drugie rozwiązanie, ale był jeszcze cień nadziei, że może nie – że może jednak to tylko tak strasznie się zapowiada, a w rzeczywistości będzie dużo lepiej. Nie. Nie jest.

sobota, 7 lutego 2015

Eden Circus - Marula [2014]


Kolejne z późnych odkryć w temacie płyt wydanych w 2014 roku przyszło z całkiem bliska, bo z niemieckiego Hamburga. I to jedno z tych odkryć, które zapowiadało się dobrze już po obejrzeniu bardzo klimatycznej okładki. Czasami widzisz projekt zdobiący album i mniej więcej masz już w głowie dźwięki, których możesz spodziewać się po włączeniu płyty. Oczywiście bywa tak, że okładka jest zwodnicza, ale jednak w większości przypadków pomyłek nie ma. Tak było i tym razem. Spodziewałem się dość stonowanego, ponurego brzmienia i sporej dawki hipnotycznych klimatów przyprawionych melancholią i mrokiem – przynajmniej częściowo to właśnie otrzymałem. Przedstawiam debiut niemieckiej grupy Eden Circus – płytę Marula.

Jedną z większych zalet tego krążka jest to, że mimo wspomnianego posępnego, ciężkiego klimatu, całości naprawdę słucha się bardzo dobrze i bez wrażenia, że z każdym kolejnym numerem dźwięki coraz bardziej męczą swoim ciężarem. Owszem, na krążku panuje muzyczny chłód, raczej nie znajdziemy tu oznak przebojowości czy jakichkolwiek śladów tradycyjnej struktury zwrotkowo-refrenowej, ale o dziwo ta nieprzystępność nie wpływa na komfort odsłuchu. Przyznaję, nie jest to pewnie najbardziej odkrywcze granie na świecie. Początek krążka skojarzył mi się z mieszanką chłodu i melancholii Sigur Rós i melodyki ostatnich dokonań Anathemy. Czasem zaplącze się fragment w stylu starego Opeth („wrzeszczane” wokale nawet pasują w paru miejscach, co zresztą jeszcze bardziej kojarzy się ze szwedzkim zespołem), jak w Comfort, chwilami – głównie w momentach spokojniejszych – trochę tu wspomnianej Anathemy (fragmenty Devoid of Purpose), natkniemy się na ślady Toola czy nawet Alice in Chains (Arc to w zasadzie połączenie mrocznego klimatu tych pierwszych z wokalami lekko nawiązującymi do tych drugich), a i trochę dźwięków w stylu Linkin’ Park też trafimy tu i tam (parę fragmentów A Desert in Between czy „refren” 101). To osobliwa mieszanka, ale sprawdza się całkiem dobrze. Dzięki temu po dość intensywnych utworach z początku płyty, mamy czas na złapanie oddechu przy wspomnianym już Arc czy ponownie bardziej stonowanym, „płynącym” Summon a Ghost. W tym drugim są mocniejsze fragmenty, głośniejsze i bardziej treściwe gitary oraz bardziej intensywne wokale, a nawet wrzaski, ale dzięki wyciszeniom następującym co jakiś czas, całość „wchodzi” o wiele łatwiej i nie powoduje znużenia natężeniem dźwięku. Muzycy oferują coś zarówno zwolennikom mocniejszego uderzenia, jak i tym, którzy najwyżej cenią sobie klimat. Do mnie w tym wypadku chyba najbardziej przemawiają numery oparte na klimacie i wyciszeniach, takie jak Arc czy A Shore of Uncertainty. Znakomicie słucha się zamykającego płytę Playing You, który z wyjątkiem krótkiego przyłożenia gdzieś w szóstej minucie, płynie niepozornie, wkręca coraz mocniej stałym rytmem i powtarzającymi się motywami, i przypomina coś, co mógłby nagrać zespół Riverside, gdyby zmniejszyć zawartość chwytliwych partii gitary w muzyce polskiej grupy o jakieś 75%. Naprawdę będę musiał zrewidować swoją opinię na temat niemieckiej muzyki rockowej i metalowej, bo w 2014 roku wyszło za naszą zachodnią granicą kilka albumów, które obalają moją teorię, jakoby Niemcy grali bez finezji i „kwadratowo”. Kwintet z Hamburga ma „czuja” do tworzenia bardzo ciekawego, nieco tajemniczego klimatu. Nie łupie od szablonu, to wszystko jest robione z głową, no i naprawdę świetnie brzmi. Produkcja to też jedna z zalet tej płyty. Z jednej strony udało się zachować ten nieco duszny, ponury klimat, z drugiej – gdy robi się trochę mocniej, to w temacie gitary jest bardzo gęsto i soczyście. Bębny chodzą pięknie, brzmią naturalnie, a mocniejsze uderzenia czuć każdym organem wewnętrznym. Wokalnie też jest niezwykle wszechstronnie. Czasami mamy zaśpiewy niemal żywcem wyjęte z jakichś radiowych nu-metalowych hitów sprzed kilkunastu lat, innym razem rasowy metalowy wrzask, ale przez większość czasu wokale są całkiem „tradycyjnie” i świetnie wpasowują się w nastrój całości.

Przed powstaniem debiutanckiej płyty grupa przez kilka lat szlifowała materiał. To słychać. Marula to album z twórczością przemyślaną – zupełnie nie czuć, że to ich debiut płytowy. Grają muzykę w sumie niezbyt łatwą, która mimo wszystko dość swobodnie „wchodzi”. To chyba ich największa siła. Z jednej strony nie idą na łatwiznę i nie brną w oczywistości, a jednocześnie ta dziwna mieszanka ciężaru, tajemniczości i melancholii sprawdza się. Przy ich nazwie w Internecie można znaleźć dopiski: „post rock”, „post metal”, „prog metal”, „alternative rock”. Zupełnie nie wiem, jak po swojemu określić to, co prezentuje nam Eden Circus. Przedrostki „post” i „alternative” przed nazwą gatunku zawsze były dla mnie tajemnicą i do dzisiaj nie wiem, o co tak naprawdę w nich chodzi. Zaufam wszechwiedzącemu Internetowi, że faktycznie jest to jakaś mieszanka wyżej wymienionych „szufladek”. Jakby tego nie nazwać, warto zwrócić na nich uwagę. Wielu dużych i tych jeszcze większych w muzyce rockowej i metalowej wydaje wciąż swoje albumy, które z miejsca trafiają do milionów słuchaczy za sprawą magii nazwy i często niestety tylko ta magia nazwy zostaje. Tymczasem zespoły zupełnie nieznane wydają powalające płyty, których niemal nikt nigdy nie usłyszy. Sprawiedliwe to jak sędziowanie na ostatnich mistrzostwach świata w piłce ręcznej, ale mimo wszystko daje to nadzieję, że wbrew temu, o czym bredzą uzależnieni od wszelkich „złotych przebojów” i innych mediów (także takich z gwiazdami w nazwie), wciąż ukazuje się mnóstwo dobrej muzyki, której warto szukać i którą warto się dzielić.


---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji