wtorek, 24 czerwca 2025

The Sun Or The Moon - Into the Light [2025]

The Sun Or The Moon to formacja z  Niemiec, która – choć złożona z doświadczonych muzyków – zadebiutowała zaledwie kilka lat temu, ale błyskawicznie wskoczyła do czołówki moich ulubionych „kosmicznych” zespołów. Ich psychodeliczne odloty w połączeniu ze znakomitymi, klimatycznymi okładkami, zachwycały mnie już na płytach Cosmic i Andromeda. Zupełnie nie zaskoczyło mnie zatem to, że i nowa płyta błyskawicznie mnie do siebie przekonała i w zasadzie z miejsca wskoczyła do czołówki najczęściej słuchanych przeze mnie tegorocznych albumów.

Tym razem zmienił się nieco styl grafiki zdobiącej album. To już nie paleta barw kojarząca się z zachodem słońca w grach wideo lat 80., a rzecz dużo bardziej stonowana kolorystycznie, oparta w zasadzie wyłącznie na czerni i odcieniach piasku. Pomijając jednak same barwy, to wciąż jest kosmos, tylko w nieco bardziej pustynnym wydaniu. Czy pewne przeobrażenie przeszła też muzyka? Niekoniecznie, choć jak na każdym ich albumie znajdziemy tu pewne zaskakujące elementy, jak choćby klimaty w zasadzie taneczne, przynajmniej we fragmentach otwierającego płytę, trzyczęściowego Mutant Discotheque. Skoro dyskoteka, to dyskoteka! Sam zespół chyba zresztą też wyczuł ten taneczny potencjał fragmentu zatytułowanego Alienation Hop, bo na końcu wydania kompaktowego umieścił jeszcze bardziej taneczny „remiks” tej części. To już spokojnie mogłoby hulać na imprezach z nieco ambitniejszą muzyką klubową, a jednocześnie pasuje jako dodatek do tej płyty. Przyznaję, że początkowo nie do końca to kupiłem, obawiałem się, że cały album może być właśnie taki trochę zbyt taneczny, ale moje obawy zupełnie się nie potwierdziły.

Początek Mutant Discotheque faktycznie przenosi nas trochę w klimat muzyki z Shafta połączonej z Welcome to the Pleasuredome, ale jednak mamy tu wystarczająco dużo typowego dla The Sun Or The Moon kosmosu, by nie zapomnieć, czyjej płyty słuchamy. Obłędnie brzmi to połączenie klimatów funky-disco, psychodelii i instrumentów dętych, obsługiwanych gościnnie przez Daniela Recka. A, i jeszcze te żeńskie wokalizy w tle (to zapewne kolejny gość, czyli pani Magdalena Wine). Piorunujący, kilkunastominutowy początek płyty! A dalej wcale nie jest mniej ciekawie. Utwór tytułowy trochę nam to wszystko uspokaja po tym tanecznym początku. Znowu wyraźnie zarysowana linia basu, która wiedzie nam tu całość na w dużej mierze zapętlonym motywie, ale tu już dominuje groove, nawet jakiś mrok, a przynajmniej kosmiczna tajemnica. I tradycyjnie „mówiony” wokal, który w tym klimacie dobrze się sprawdza. Living Room Disaster trochę zaskakuje w pierwszych sekundach, gdy zamiast gęstych brzmień syntezatorowych mamy bardziej tradycyjne piano. W ogóle mam wrażenie, że w tym numerze – nie tylko za sprawą tytułu, ale i ogólnego klimatu oraz brzmienia – zespół trochę sprowadza nas na ziemię. Spędzamy na niej mniej więcej dziesięć minut, bo już Mental Eclipse to zdecydowanie powrót do kosmicznej psychodelii ze znakomitą partią saksofonu na tle mrocznego, syntezatorowego tła. Zamykające płytę Bridal Day to kolejne już w dorobku The Sun Or The Moon przeniesienie w psychodeliczne klimaty wiersza Edgara Allana Poe w nieco uwspółcześnionej wersji. Przez jakiś czas jest nieco mroczniej, bardziej tajemniczo, w końcu to Poe, ale pod koniec zespół przechodzi jednak w trochę pogodniejszy klimat, jakby muzycy chcieli nawiązać w ostatnich minutach płyty do bardziej optymistycznego początku i jednak zakończyć całość „jaśniejszymi” dźwiękami. W końcu, zgodnie z tytułem albumu, kierujemy się w stronę światła.

Choć skład The Sun Or The Moon z płyty na płytę lekko się zmienia i obecnie z kwartetu, który odpowiadał za pierwszy album, w zespole są jedynie główni kompozytorzy – Frank Incense i Susanne Schneider (choć obecny gitarzysta też pracuje z grupą od początku, tyle że na debiucie odpowiadał głównie za miks i mastering)  – klimat muzyki zespołu się nie zmienił, a już na pewno nie zmienił się jej poziom. Wciąż popisowo mieszają kosmiczne, psychodeliczne odloty z elementami jazzu i elektroniki, a tym razem także miejscami funka, zabierając słuchaczy w niezwykle barwne podróże. Jednocześnie nie jest to jeden z tych zespołów, które wciskają przycisk nagrywania, zaczynają grać i wszystko, co powstanie, wydają na płytach bez większej obróbki. Żeby było jasne – takie podejście się sprawdza w przypadku niektórych wykonawców, ale często też skutkuje tym, że takie formacje wydają płyty po prostu zbyt często i czasem trudno odróżnić jedną od drugiej, a do tego czasami nie brzmią one tak dobrze, jak powinny. Tu ewidentnie – mimo luzu, odlotów i pewnej dawki improwizacji – wszystko brzmi, jakby było doskonale przemyślane i dopracowane – od warstwy kompozycyjnej przez wykonawczą po produkcję. I to też jest niewątpliwie siła muzyki tego zespołu. Into the Light to ich kolejna kapitalna propozycja. A ja z każdym kolejnym ich albumem mam coraz większą ochotę na doświadczenie tego na żywo.

Premiera: 21 marca 2025 r.

Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.

1. Mutant Discotheque (Part 1 - Fear Porn) (6:14)
2. Mutant Discotheque (Part 2 - Alienation Hop) (5:18)
3. Mutant Discotheque (Part 3 - The Circle) (4:29)
4. Into the Light (6:24)
5. Living Room Disaster (9:44)
6. Mental Eclipse (3:47)
7. Bridal Day (8:10)
8. Alienation Hop (remix) (5:16) *(tylko CD i Bandcamp)
 
Poprzednie wpisy o wykonawcy:

---

Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia w każdy piątek o 21 oraz Scand-all w środy o 18. A i jeszcze czasami nalewam drinki w klubie jazzowym Pod Osłoną Nocy w poniedziałki o 23.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca (oraz okazjonalnie w inne soboty) o 20 współprowadzę audycję Nie Dla Singli oraz prowadzę audycję Jeden Dwa Trzy w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz