sobota, 28 czerwca 2025

Causa Sui - In Flux [2025]

Nazwa Causa Sui nie jest już obca chyba żadnemu fanowi współczesnej kwaśno-jambandowej psychodelii. Duńczycy znani także z różnych innych formacji tamtejszej sceny funkcjonują w tej konfiguracji osobowej już od 21 lat, początkowo jeszcze z wokalistą, ale od bodajże trzeciej płyty już jako instrumentalny kwartet. Charakterystyczna jest ich muzyka, charakterystyczne są także okładki ich płyt, bo panowie „wydają się” w El Paraiso Records, które właśnie z konkretnego klimatu grafik zdobiących płyty jest znane. Nie ma w tym zresztą żadnego przypadku, wszak jednym z założycieli tej niezwykle ciekawej wytwórni, jest Jakob Skøtt, perkusista Causa Sui i autor okładek.

In Flux to już 14. duży album formacji, a w jej dyskografii znajdziemy także kilka EP-ek oraz cztery albumy koncertowe – w tym jeden wydany w tym roku. I choć generalnie wiadomo, czego spodziewać się po kolejnych wydawnictwach Causa Sui, na pewno nie są to płyty robione od jednego szablonu. Bywa bardziej gęsto, stonerowo, ciężko, bywa totalnie jambandowo, nieco chaotycznie, „na żywioł”, bywa przyjemnie odlotowo i kosmicznie, a czasami nawet trochę jazzowo. A jak jest na In Flux? Chyba nieco spokojniej, bardziej luzacko niż na zeszłorocznej poprzedniczce, From the Source, co nie znaczy, że zupełnie nie mamy tutaj intensywniejszych fragmentów.

Zaczynają miniaturą, niespełna dwuminutowym The Circus Is Back, które w zasadzie można nazwać intrem tej płyty. Nie ma tu powolnego wczuwania się w klimat, subtelnego wprowadzania słuchacza w świat In Flux. Od razu wchodzi basowy riff w stylu Cream, który wraz z gitarową „kaczką” towarzyszy nam w zasadzie przez cały numer. W Milkweed’s Pod dość szybko przypominamy sobie, że przecież w tym zespole ważne są także wszelkie instrumenty klawiszowe. Dzięki nim niewątpliwie robi się nieco gęściej, ale też ogólnie tu panowie momentami wykręcają wyższe obroty, ponownie opierając się na basowo-perkusyjnych zapętleniach i wypełniając całą resztę przestrzeni dźwiękowej zmieniającymi się motywami gitarowo-klawiszowymi. Zmianę klimatu przynosi Silver in the Gathering Light. Tu już mamy luzik w oparach potencjalnie nielegalnych substancji, leniwe tempo, klimat psychodelicznego lata i muzyki granej w nieznośnym upale na łące przy brzegu rzeki. Brakuje tylko odgłosów wkurzających owadów.

Moledo to pierwszy z dwóch kilkunastominutowych numerów w zestawie. Tu już robi się bardziej jambandowo – no wiecie, na zasadzie: wymyślamy jakiś motyw na start, a potem się zobaczy. I tak przez 11 minut. W związku z tym dość często zmienia się tu intensywność muzyki czy natężenie dźwięku. Dominuje raczej luz, ale od czasu do czasu panowie wchodzą na wyższe obroty, doprowadzają do muzycznej erupcji, a po niej znowu budują wszystko niemal od zera. Bardzo to wszystko przyjemnie płynie, a najprzyjemniej brzmią według mnie oszczędne, doorsowe klawisze. Po takim dłuższym odlocie zespół bardzo mądrze kompletnie zmienia klimat. Boogie Lord’s Revenge to jeden z krótszych numerów, z mocniej zarysowaną strukturą, a w dodatku cholernie chwytliwy, zwłaszcza jak na taką muzykę. Początek natychmiast przywodzi na myśl After Dark grupy Tito & Tarantulas ze ścieżki dźwiękowej do Od zmierzchu do świtu Rodrigueza i Tarantino, i choć te bezpośrednie nawiązania na tym się kończą, to cały ten utwór jest utrzymany właśnie w tego typu klimacie, a pod koniec przechodzi w gęstą, narkotyczną psychodelię. I mamy nawet fałszywe zakończenie w starym stylu.

Astral Shores to zdecydowanie najdłuższa kompozycja na płycie. Jak to najczęściej bywa z kilkunastominutowymi numerami w tym stylu – czasami ciężko to wszystko ogarnąć mimo licznych odsłuchów, a gdyby usunąć z tego kilka minut powtarzanych motywów, pewnie nikt by specjalnie nie narzekał, ale to kolejny fajny, leniwy odlot, a w drugiej części fajnie się to rozkręca. Bębny z basem znowu niosą to wszystko coraz intensywniej, a klawisze znakomicie wypełniają resztę przestrzeni. Oczyma wyobraźni widzę ich od razu na małej scenie w piwnicznym klubie, z tworzonymi na żywo olejnymi slajdami wyświetlanymi za plecami muzyków. Fani wczesnych instrumentalnych eksperymentów Pink Floyd czy instrumentalnej części The End Doorsów powinni być zadowoleni. Na deser najkrótszy (poza intrem The Circus Is Back) numer na płycie, Spree, który idealnie i łagodnie sprowadza nas na ziemię po tej intensywności z końcówki Astral Shores. Mamy bardzo przyjemne dla ucha, miękkie lądowanie.

Z zespołami grającymi w tym stylu mam tak, że czasem podczas słuchania dana płyta bardzo mi się podoba, ale pięć minut później nie jestem w stanie przywołać w pamięci żadnego konkretnego motywu, a już na pewno nie potrafiłbym dopasować słuchanej na chybił-trafił kompozycji do konkretnej płyty. I z niektórymi albumami Causa Sui też tak mam. W tym przypadku jest jednak inaczej. Od samego początku wracałem do In Flux znacznie częściej niż do poprzednich ich wydawnictw, od samego początku także wyłowiłem tutaj kilka fragmentów, które bardzo szybko zostały w głowie. Myślę, że spora w tym zasługa odpowiedniego wyważenia numerów dłuższych, w których mogą sobie popłynąć, i bardziej zwartych, znacznie krótszych, momentami wręcz wpadających w ucho. Odpowiednie ustawienie kolejności także nie zaszkodziło. Będę do In Flux wracał z dużą przyjemnością.

Premiera: 16 maja 2025 r.

 

1. The Circus Is Back (1:49)
2. Milkweed's Pod (5:16)
3. Silver in the Gathering Light (6:17)
4. Moledo (11:13)
5. Boogie Lord's Revenge (5:00)
6. Astral Shores (16:09)
7. Spree (4:22)

 

Poprzednie wpisy o wykonawcy:

Vibraciones Doradas [2017] 

---

Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia w każdy piątek o 21 oraz Scand-all w środy o 18. A i jeszcze czasami nalewam drinki w klubie jazzowym Pod Osłoną Nocy w poniedziałki o 23.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca (oraz okazjonalnie w inne soboty) o 20 współprowadzę audycję Nie Dla Singli oraz prowadzę audycję Jeden Dwa Trzy w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz