sobota, 22 grudnia 2018

Brant Bjork - Mankind Woman [2018]


Brant Bjork to nazwisko, które przemykało przed moimi oczami już od kilku lat, ale to także jeden z tych przypadków, kiedy człowiek już z nazwą/nazwiskiem dobrze się opatrzy, a wciąż nie zna twórczości artysty. Być może tak właśnie było dlatego, że z jakiegoś powodu podejrzewałem pana Bjorka o granie wyłącznie hałaśliwego, przytłaczającego stonera. Tymczasem po odsłuchu Mankind Woman okazało się, że – przynajmniej w przypadku tej płyty – byłem w wielkim błędzie. Muzyk, który ma na koncie płyty nagrane z takimi formacjami jak Vista Chino, Fu Manchu oraz przede wszystkim Kyuss, którego był przecież jednym z założycieli, nagrał płytę, do której zupełnie niespodziewanie wracam bardzo często i z dużą przyjemnością.

Najnowszy album wokalisty i multiinstrumentalisty to już dziewiąty solowy krążek, a jeśli doliczymy kilka projektów z jego nazwiskiem w nazwie, wyjdzie nam już dobrych kilkanaście płyt. A do tego przecież dochodzą albumy wspomnianych przeze mnie trzech znanych formacji i kilku kolejnych znanych mniej, o których nie pisałem. To już naprawdę bardzo pokaźny dorobek i poznawanie Branta dopiero teraz, od płyty wydanej po tylu wcześniejszych albumach, jest może nieco ryzykowne, bo nie mam bladego pojęcia, jak ustawić ten album w kontekście wcześniejszych dokonań artysty. Ale wiem jedno – świetnie mi się słucha tej płyty. To klasyczny melodyjny desert rock – klimat gorącej Kalifornii przebija się tu w każdej kompozycji. Jednocześnie ani na moment nie możemy mówić o łomocie i hałasie. Tu na pierwszym miejscu są melodia i klimat. Dla siebie znajdą na Mankind Woman sporo zarówno zwolennicy nieco bardziej melodyjnego stonera, jak i brudnej psychodelii, fani Mountain, Hendrixa, ale też Zappy czy nawet wczesnego, skorego do instrumentalnych improwizacji Deep Purple. Momentami znajdzie się i trochę miejsca dla lekko funkowych klimatów. Pierwsza część płyty zdominowana jest przez numery krótsze, bardziej treściwe, część druga to w pewnym stopniu zwrot w stronę przyjemnych odlotów w oparach zioła. Ale tak naprawdę płyta po prostu bardzo dobrze brzmi w całości, bez względu na to, czy jest nieco dynamiczniej, czy bardziej „lajtowo”. I choćby dlatego nie będę wyróżniał poszczególnych kompozycji. Usiądźcie wygodnie, odprężcie się i po prostu posłuchajcie całości.

Mankind Woman to bardzo udany zbiór niezwykle klimatycznych numerów rockowych, przesiąkniętych klimatem amerykańskiego południowego-zachodu. Do tego podany w odpowiedniej dawce 39 minut, dzięki czemu nawet dla osoby, która – jak ja – dopiero poznaje solową twórczość Bjorka, album jest bardzo przystępny i nie przytłacza ilością materiału. Ale czas trwania w niczym by nie pomógł, gdyby płyta nie była świetna. Nie każdemu pewnie przypasuje nieco „błotnista” produkcja, ale według mnie w przypadku tej płyty sprawdza się fantastycznie. Bardziej efektowne i soczyste brzmienie zwyczajnie odarłoby ten album z części jego fantastycznego klimatu. Trzeba będzie zaznajomić się bliżej z tym panem.


1. Chocolatize (2:34)
2. Lady Wizards (2:56)
3. Pisces (3:53)
4. Charlie Gin (2:11)
5. Mankind Woman (4:31)
6. Swagger & Sway (4:02)
7. Somebody (4:43)
8. Pretty Hairy (3:53)
9. Brand New Old Times (2:04)
10. 1968 (3:14)
11. Nation of Indica (4:48)
 




 
--
Zapraszam na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

4 komentarze:

  1. Posłuchaj God & Godesses z 2010.. to jest najlepsza płyta chyba Branta..

    OdpowiedzUsuń
  2. Jalamanta moją ulubioną płytą Bjorka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Poza wymienionymi wyżej polecam gorąco "Punk Rock Guilt" oraz dwie płyty nagrane jako Brant Bjork & the Bros, czyli "Saved by Magic" oraz "Somera Sol". Klimat desert pełną gębą :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń