Red Bowling Ball byli jedną z
największych niespodzianek w zeszłym roku. Ich wydana w styczniu 2017 roku
debiutancka płyta Alongside the Traveller
szybko wdarła się do czołówki moich ulubionych wydawnictw tamtego okresu i
wciąż często wracam do nagrań z tego krążka. Apetyt rośnie w miarę słuchania,
więc oczywiście po tak udanym debiucie moje oczekiwania w stosunku do albumu
numer dwa były całkiem spore. I po pierwszym odsłuchu… nie wiedziałem, co
sądzić o Beyond the Gate. Z jednej
strony miałem świadomość tego, że to bardzo dobry album, z drugiej zaś dość
mocno rozmijał się on z moimi oczekiwaniami. I w zasadzie to wrażenie
towarzyszyło mi aż do momentu rozpoczęcia prac nad tym tekstem, lecz z każdym
kolejnym odsłuchem przekonuję się do tej płyty coraz bardziej.
To, co zaskoczyło mnie na tym
albumie tak bardzo i nieco zbiło z tropu, to ciężar. Beyond the Gate to płyta w ogólnym ujęciu dużo cięższa od debiutu,
momentami zahaczająca nawet o okolice stonerowe, podczas gdy Alongside the Traveller czarowało
muzycznym wyczuciem, smakiem, niuansami brzmieniowymi i znakomitym klimatem
luzu. Tymczasem numery takie jak Borderline
(przede wszystkim druga część), mocno zaśpiewane, stonerowe Kisses with the Devil czy dociążający
momentami utwór tytułowy są cięższe niż cokolwiek na płycie poprzedniej i długi
czas miałem z tym pewien problem. Same w sobie nie są absolutnie złe, ale po
prostu jakoś mi to wszystko nie pasowało na początku do nazwy Red Bowling Ball,
choć to przecież w sumie głupie nastawiać się na coś konkretnego po zaledwie
jednej płycie. Z czasem to zaczęło się zmieniać. Jednak wciąż zdecydowanie
najbardziej podobają mi się te kawałki, które nieco bardziej przypominają nagrania
z zeszłorocznego krążka – kapitalnie otwierające płytę instrumentalne Ouverture, pięknie bujające i kapitalnie
rozwijające się Under Surface, w
którym ciężaru i gęstości brzmienia wcale nie brakuje, ale mimo tego ciężaru i
długości jest bardziej przystępnie niż w kilku innych numerach, czy wreszcie
fantastycznie zamykające album niemal dziewięciominutowe E.G.G. To dzięki nim dałem tej płycie kolejne szanse i w końcu
przekonałem się do niej.
Myślę, że największy problem na
linii ja – ta płyta polega na tym, że po prostu spodziewałem się chyba czegoś
nieco innego. Bo przecież mimo tego, że może nie jest to moje tegoroczne top 10,
to bardzo udany album, do którego na pewno będę chciał wracać. Bez względu na
to, czy takie właśnie były moje oczekiwania wobec tego wydawnictwa, oferuje ono
niemal trzy kwadranse kapitalnych, nietuzinkowych dźwięków, które z pewnością
spodobają się także tym, którzy zakochali się w pierwszej płycie francuskiej
formacji. A przy okazji album ten już na tak wczesnym etapie pozwala wierzyć,
że grupa nie będzie się zakopywała we własnym muzycznym ogródku. Czyli wychodzi
na to, że to, co na początku przeszkadzało mi w tej płycie, okazuje się jej
największym atutem. I bądź tu mądry…
1. Ouverture (4:58)
2. Believer (4:29)
3. Borderline (4:43)
4. Kisses with the Devil (4:12)
5. Under Surface (9:07)
6. Beyond the Gate (7:06)
7. E.G.G. (8:36)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Całkiem niezła ta płyta chociaż w mojej opinii gorsza od "Alongside the Traveller" z 2017. Tam praktycznie w całości zespół pokazuje klasę, tutaj jakby troszkę francuzi się pogubili. Niemniej jednak warto przesłuchać. szczególnie "Under surface" -zdecydowanie najlepszy na płycie.
OdpowiedzUsuń