King Buffalo byli wśród grup, które otwierały ten rok na blogu – ich tegoroczna EP-ka Repeater
przyczyniła się do udanego rozpoczęcia sezonu, ale nie spodziewałem się, że
jeszcze pod jego koniec wrócę do tego zespołu w tym miejscu. Tymczasem panowie
wydali swój drugi duży album i o ile przy debiucie oraz przy EP-ce mogłem mieć
jeszcze jakieś obawy, czy aby nie jest to chwilowy wystrzał, po którym za
moment nie będzie śladu, o tyle teraz jestem już przekonany, że King Buffalo
będą cieszyli nas swoją kapitalną muzyką przez długie lata.
Największą siłą King Buffalo
niezmiennie jest umiejętność ciągłego intrygowania słuchacza różnymi muzycznymi
klimatami, które jednak tworzą bardzo spójną całość. Brzmienie jest jednolite,
ale już sposoby, by taki klimat osiągnąć, bywają tu różne. Na tej trwającej
niespełna 42 minuty płycie znajdziemy tylko sześć numerów, ale tyle wystarczy,
byśmy mogli zarówno odpłynąć w rytm lekkiej, folkowej psychodelii, jak i dali
się ponieść mocnemu rytmowi i dynamicznym motywom. Panowie nagrali trzy długie
i trzy krótkie kawałki. Jeden z tych długich rozpoczyna album i robi to
kapitalnie. Morning Song rozwija się
niezwykle spokojnie, urzekając klimatem rodem z psychodeliczno-folkowych
opowieści Pink Floyd o łąkach nad rzeką Cam. Ale jak już po kilku minutach
całość się rozkręca, robi się ciężko. Trzy krótsze numery – Sun Shivers, Cosmonaut i Quickening –
skutecznie hipnotyzują jednostajnym rytmem przy różnym natężeniu dźwięku i
ciężkimi odjazdami.
Po trzech krótszych, dość
intensywnych numerach, utwór tytułowy rozwija się bardzo spokojnie, powoli. W
zasadzie dopiero pod koniec drugiej minuty mamy coś więcej niż odgłosy w tle, a
i wtedy zespół nie atakuje nas mocnym motywem gitarowym, tylko spokojnie
zapętla i delikatnie głaszcze dźwiękiem. Ale przy tak długim numerze to
oczywiście nie będzie trwało wiecznie, więc podobnie jak w przypadku kompozycji
otwierającej album z czasem robi się nieco intensywniej, choć nigdy przesadnie
ciężko. W ostatnim – także długim – numerze zespół serwuje basową hipnozę
przerywaną od czasu do czasu gitarowymi wybuchami.
Warto wspomnieć o charakterze
muzyki King Buffalo, który sprawia, że w zasadzie każdy z muzyków ma tu spore
pole do popisu. Mimo, że bywa dość intensywnie i ciężko, w żadnym momencie nie
zderzamy się ze ścianą trudnego do wyodrębnienia dźwięku. To niczym
psychodeliczna improwizacja, w które każdy instrument ma swoje do zrobienia i
robi to świetnie, dzięki czemu oprócz oczywiście dominujących siłą rzeczy gitar,
mamy kapitalnie napędzającą wszystko perkusje, która nie wbija w ziemię, ale
świetnie prowadzi kolejne utwory, a także bas znakomicie uzupełniający motywy
gitarowe i hipnotyzujący „pętelkami” i niezbyt skomplikowanymi, ale bardzo
przyjemnymi w brzmieniu figurami.
To trzecie bardzo przyjemne
wydawnictwo tria ze stanu Nowy Jork. Może nie jest to muzyka, która
rozkładałaby mnie na łopatki i trafiała do ścisłej czołówki moich ulubionych płyt
roku, ale z pewnością wiem już, że można na nich polegać i że kolejne
wydawnictwa będą stały na odpowiednim poziomie. Do tego zespół fantastycznie
gra na żywo, więc jeśli będziecie mieli okazję posłuchać tego materiału w
warunkach koncertowych, wrażenia powinny być jeszcze lepsze niż w przypadku
nagrań studyjnych. Ich mieszanka hipnotycznej psychodelii i melodyjnego stonera
sprawdza się od pierwszego wydawnictwa i na razie nie zanosi się, żeby miało
się to zmienić.
Utworów z nowej płyty możecie posłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.
1. Morning Song (9:50)
2. Sun Shivers (3:39)
3. Cosmonaut (3:57)
4. Quickening (4:19)
5. Longing to Be the Mountain (10:22)
6. Eye of the Storm (9:53)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
To spora zaległość, już prawie o nich zapomniałem. Zastanawiałem się, czy rekomendować ją tutaj, ale pomyślałem, że poczekam, no i teraz mogę powiedzieć, że to było już tyle płyt temu ;-)
OdpowiedzUsuńAle jest okazja wrócić, pewnie na chwilę bo inni czekają :-)