Przypominać dotychczasowej
historii grupy Greta Van Fleet nie ma sensu. Dwie EP-ki uczyniły z młodych muzyków
największą nadzieję rocka w oczach i uszach jednych oraz symbol braku inwencji
i bezczelnego kopiowania wielkich w oczach i uszach drugich. Jedni ich
uwielbiają, inni nienawidzą, mało kto nie ma zdania. Czyli efekt w zasadzie
zamierzony. Przez dłuższy czas mówiło się o tym, że gdy w końcu ukaże się
pierwsza płyta, będzie ona kompilacją nagrań z EP-ek oraz kilku nowych numerów.
Tak się jednak nie stało, być może przez ogromny sukces tych małych wydawnictw,
który sprawił, że wydawanie tego samego po raz kolejny zwyczajnie nie zostałoby
przyjęte zbyt dobrze. Na Anthem of the Peaceful
Army dostajemy zatem dziesięć zupełnie nowych kawałków.
Najważniejsze pytanie
niewątpliwie brzmi – czy zespół w końcu dokłada coś swojego, czy wciąż bazuje
na podobieństwach do Led Zeppelin? Hmm, no w zasadzie dokłada, choć nie jestem
pewny czy swojego, czy po prostu pożyczonego z innych źródeł. Co oczywiście nie
znaczy, że nie ma tu kolejnych numerów z cyklu „znajdź trzy… no dobra, dwie
różnice między tym kawałkiem, a typową kompozycją wiadomego zespołu”. Do tej
grupy zaliczyć możemy spokojnie The Cold
Wind, singlowym When the Curtain
Falls i Mountain of the Sun. To –
podobnie jak na EP-kach – dotyczy zarówno warstwy instrumentalnej, rytmicznej,
brzmieniowej, jak i wokalnej. Na szczęście czasem jednak młodzież ze stanu
Michigan sięga także po inne wzorce. Warto wspomnieć choćby o otwierającym
album Age of Man – najdłuższym na
płycie, spokojnym, podniosłym wręcz, idącym nieco bardziej w stronę
symfonicznego rocka progresywnego niż rock and rolla. Uwagę zwraca także drugi
dłuższy numer – Lover Leaver (Taker
Believer) – w którym zespół pozwala sobie na odejście od piosenkowego
schematu i rozwiniecie nieco lekko psychodelicznej części instrumentalnej. Przyjemną
odmianą od w większości dynamicznych, mocnych numerów, jest także zamykające
album Anthem, w którym dominują
brzmienia półakustyczne i mocno ogniskowy klimat.
Nie mogę nie zahaczyć na moment o
wokal Josha Kiszki. Na tym albumie mamy już nie tylko próby klonowania Roberta
Planta, ale też wycieczki w stronę innych „wysokich” wokalistów: Geddy’ego Lee
czy Jona Andersona (słychać to zwłaszcza we wspomnianym Age of Man). Tyle że mam wrażenie, że albo Josh śpiewa tu inaczej
niż na EP-kach, albo inaczej wyprodukowano jego wokal, bo o ile wcześniej
nawiązania były oczywiste, ale jednak słuchało się go całkiem dobrze, o tyle tu
w kilku numerach jego głos mnie zwyczajnie drażni – a już z całą pewnością
męczy w kontekście odsłuchu całej płyty.
Anthem of the Peaceful Army nie daje jednoznacznej odpowiedzi na
pytanie czy Greta Van Fleet to faktycznie przyszłość rocka, czy może sezonowy
wyskok, który za pięć czy dziesięć lat będzie jedynie ciekawym epizodem w
historii tej muzyki. To płyta solidna, ale wciąż nie pokazuje muzycznego „ja”
młodych muzyków, a raczej ich miłość do kilku legendarnych formacji. I choćby
panowie Kiszka i ich kumpel nie-Kiszka zarzekali się i zaklinali, że nie
próbują kopiować tych czy tamtych, to słuch podpowiada coś innego, a i
działania ich wytwórni też przecież koncentrują się właśnie na promowaniu ich
jako „współczesnych Zeppelinów”. Jeśli na kolejnych płytach będę słyszał więcej
Grety a mniej Led Zeppelin, może zaczną wywoływać we mnie większy entuzjazm. Na
razie pozostają miłą ciekawostką, której do prawdziwych liderów współczesnej
rockowej sceny pokroju Rival Sons czy Jacka White’a jeszcze muzycznie niezwykle
daleko.
1. Age of Man (6:06)
2. The Cold Wind (3:16)
3. When the Curtain Falls (3:42)
4. Watching Over (4:27)
5. Lover Leaver (Taker Believer) (6:01)
6. You're the One (4:26)
7. The New Day (3:44)
8. Mountain of the Sun (4:30)
9. Brave New World (5:00)
10. Anthem (4:38)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W moim odczuciu Josh na tym albumie bardziej się drze, niż śpiewa. Tzn. niby na EP-kach też się pruł, ale rzeczywiście było to inne w odbiorze, nie męczyło tak bardzo. Tak, jakby wiedział, że ten wokal jest jego atutem i go "nadużywał". Ciężko to określić.
OdpowiedzUsuńTen wokal był atutem na EPkach, ale raczej na zasadzie ciekawostki w sam raz na występy na festynach czy w programach telewizyjnych, coś na zasadzie ej, patrzcie, umiem podrabiać Planta. Taka sztuczka, nic więcej. Ale teraz już zdecydowanie nie jest atutem, bo Kiszka musi coraz bardziej się wysilać, żeby podrabiać Planta, dlatego tak niemiłosiernie drze tego ryja. O ile muzycznie jest to po prostu strasznie nudne - bo wtórne, znacznie słabsze od inspiracji i spóźnione o 50 lat - ale słuchalne, tak przez wokal brzmi co najmniej kuriozalnie.
UsuńW jednym numerze ryczy jak koza, mnie to nie tyle męczy co bawi :)
OdpowiedzUsuńZjechałem ich w pierwszej recenzji - i słusznie.
OdpowiedzUsuńTeraz słucham już raz któryś i od pierwszego razu (inaczej by nie było drugiego!) podoba mi się :-)
1. Produkcja na wysokim poziomie
2. Riffy - nie wiem czyja to zasługa, bo często bywa, że producenta - na najwyższym poziomie.
3. Last but not least: Pauzy!
Tak rzadko stosowane w muzyce rockowej a tu już w pierwszym numerze ósemkowe i szesnastkowe. Rockowi muzycy rzadko stosują pauzy, nie leży to w naturze rocka, owszem, rock progresywny zna to rozwiązanie, ale też nie za często stosuje, a tu proszę: napierdalanka rokowa aż miło i nagle coś inteligentnego, ba, wyrafinowanego! Bo skoro rzadko spotykane a tak celnie zastosowane...
Ja kupuję gnojków z całą ta płytą. Zyczę im i mam nadzieję, że tak będzie - dalszego rozwoju.
I w tym momencie już mnie mało obchodzi czyja to zasługa, czy oni są tacy zdolni, czy mają George'a Martin'a, ważne, by co najmniej takie płyty robili :-)
mocno przereklamowany band, owszem Ep-ki był bardzo dobre, choć była to tylko oczywista kalka 1 do 1 , duża płyta mnie rozczarowała, spróbowali wyjść poza schemat, i delikatnie mówiąc średnio to wyszło, po kilku przesłuchaniach stwierdzam że płyta jest po prostu słaba, nijaka a szkoda ba apetyty były wielkie niestety .. w tym roku ukazało się mnóstwo lepszych płyt, dużo nowej świetnej rockowej muzy, akurat GVF udało się wystrzelić komercyjnie to dobrze dla całej branży i fajnie że mamy znów modę na klasycznego rocka.. może następna płyta będzie lepsza, w końcu młodziaki mają jeszcze czas by dojrzeć
OdpowiedzUsuń