Poznałem ich cztery lata temu.
Zagrali kapitalny koncert na moim pierwszym Red Smoke Festival. Niestety nie
udało mi się wtedy złapać ich na merchu i kupić ich debiutanckiej płyty. Grupa
z Berlina dowodzona przez urodzonego w Polsce muzyka i grafika Kiryka
Drewińskiego absolutnie rozłożyła mnie kapitalnym retro rockiem zagranym z
niesamowitym wyczuciem i gracją. A potem długo nic. Żadnych zapowiedzi nowej
muzyki. Już nawet myślałem, że może dali sobie spokój z takiego czy innego
powodu. Ale nie, na szczęście nie. 9 lutego ukazał się drugi album formacji,
zatytułowany Killing Tongue, i znowu
świat stał się odrobinę lepszy.
Dziewięć utworów, 41 minut i już
od pierwszych dźwięków absolutnie kapitalny klimat starego dobrego rocka
przełomu lat 60. i 70. Utwory są mocno zróżnicowane jeśli chodzi o długość i
klimat. Panowie zaczynają od najkrótszego na płycie, dwuipółminutowego, bardzo
dynamicznego i chwytliwego Nuthin,
które natychmiast skłania do nie zawsze kontrolowanych ruchów wszelkimi
kończynami. No i nawet w tak krótkim kawałku mamy pierwszy klasyczny, choć jeszcze
na razie bardzo krótki, purpurowo-heepowy pojedynek między gitarą a organami.
To zdecydowanie przedsmak tego, co będzie nas czekać dalej. Singlowe Lucid od początku nakręca odpowiedni
poziom dynamiki dzięki szybkiemu motywowi klawiszowemu na start i kapitalnej
pracy sekcji rytmicznej, ale ma też klasyczne, podniosłe zwolnienie w połowie i
świetne, zagrane z polotem solo na gitarze. Retro rock w absolutnie topowym
wydaniu!
Przez większość czasu trio skupia
się raczej na numerach niezbyt długich, choć jednocześnie czasami wcale nie tak
prostych, jak mogłoby się wydawać. Quarter
to Dawn przez dłuższy czas pięknie łamie klimat półakustycznym brzmieniem,
wstawkami fortepianu i pewną tajemniczością w stylu Planet Caravan, ale już chwilę później High Head Woman zabiera nas z powrotem w klimaty dynamicznego blues
rocka. Kapitalnie, i znowu mocno w oparciu o bas, jest w Alibi. Jest coś w tym numerze – niby nie ma tu wpadającego w ucho
refrenu czy jakiegoś bardzo chwytliwego motywu, a jednak trudno się od tej
kompozycji uwolnić. Mamy tu jednak także wycieczki w stronę bardziej
klimatycznego grania, wtedy najczęściej utwory mają więcej czasu na rozwinięcie
się w pożądanym kierunku. Pierwszym takim przypadkiem na Killing Tongue jest niemal ośmiominutowe Tired Eyes, w którym pulsujący bas oraz obfite wstawki organów
brzmią razem absolutnie obłędnie. Do tego nieco leniwe tempo, które następnie
ustępuje większej dynamice i klimatowi jak z najlepszych płyt Wishbone Ash,
łącznie z podwójną partią gitary. Z kolei utwór tytułowy, zwłaszcza jego
początek, musi… powtórzę… MUSI skojarzyć się z paroma klasycznymi motywami z
wczesnej twórczości Uriah Heep. I absolutnie nie ma w tym niczego złego. Who Am I znakomicie się rozkręca w
klasycznie hardrockowym kierunku (a do tego mamy tam cowbell). Jeśli Nuthin było wstępem do tego, co czeka
nas w kolejnych utworach, to Push Air
jest idealnym podsumowaniem tego, co słyszeliśmy w poprzednich… czyli w
zasadzie na jedno wychodzi, tyle, że tu mamy sześć i pół minuty muzyki zamiast
dwóch i pół. Ale jest równie kapitalnie, no i przede wszystkim w Push Air panowie nie musieli się już
pilnować. Efektem jest numer, który świetnie się rozwija, a pod koniec mamy
prawdziwy instrumentalny ogień z harmonijka ustną roli instrumentu wiodącego.
Czy zespół Wedge zaproponował na
swoim drugim albumie cokolwiek nowego – jakieś przełomowe rozwiązania
kompozytorskie, nowatorskie podejście do brzmienia? No nie, nie zaproponował.
Czy mi to choćby w najmniejszym stopniu przeszkadza? No nie, nie przeszkadza. Pewnych
nawiązań nie da się nie zauważyć, ale na tym wydawnictwie coś dla siebie znajdą
fani wszelkich odcieni klasycznego rockowego grania i wielu różnych
legendarnych zespołów. Nie ma nic złego w inspiracji, jeśli tylko muzyka jest podana
na odpowiednio wysokim poziomie. Tu jest. Długo przyszło nam czekać na drugi
album Wedge, ale każda z 41 minut na Killing
Tongue wynagradza te 4 lata oczekiwania. W kategorii „retro” wiele lepszych
płyt w tym roku nie usłyszycie. Słowo.
1. Nuthin (2:36)
2. Lucid (4:04)
3. Tired Eyes (7:36)
4. Quarter to Dawn (2:56)
5. High Head Woman (3:25)
6. Killing Tongue (4:50)
7. Alibi (3:58)
8. Who Am I (5:06)
9. Push Air (6:33)
Płyty Killing Tongue możecie posłuchać >>tutaj<<
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 15)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Tak świetna płyta
OdpowiedzUsuńa w podobnym vintage klimacie, pragnę się podzielić kolejną znakomitą szwedzką odkrywką: VOJD - "The Outer Ocean" , miodne hard rockowe granie z korzeniami mocno zapuszczonymi w klasyce gatunku polecam
OdpowiedzUsuńVOJD - The Outer Ocean LP
VOJD - The Outer Ocean LP
taaak, jest jedną z kolejnych do zrobienia na blogu i w piątek będę z niej coś grał w audycji :) znam ich od czasu jak nazywali się jeszcze Black Trip :) kapitalne granie
UsuńBardzo interesująca płyta. Jedno z najciekawszych wydawnictw, jakie miałem okazję posłuchać w tym roku. Na chwilę obecną jeden z "mocnych" kandydatów do płyty roku. Trzeba sięgnąć po debiut. Pozdrawiam Adam
OdpowiedzUsuńDebiut słabszy moim zdaniem, ale też godny polecenia
Usuń