Kazali na siebie trochę czekać,
oj kazali! Pierwszy wspólny album Józia i Beci narobił w 2011 roku sporo
zamieszania na rockowej scenie muzycznej. Płyta numer dwa – co zrozumiałe –
powstała dość szybko, bo już po dwóch latach. A potem długa cisza. Oczywiście
oboje byli solidnie zajęci. Nowe płyty solowe, trasy, powrót Black Country
Communion. Zresztą Joe Bonamassa nie odpoczywa, a i Beth Hart do leni nie
należy. Pięć lat minęło, w międzyczasie pojawiały się zapowiedzi (a może tylko
plotki?), że może na kolejnej wspólnej płycie znajdzie się jakiś autorski numer
duetu. Nic z tego – trzecia płyta, zatytułowana Black Coffee, to znowu wyłącznie zbiór coverów. Nic to jednak –
wychodzi im to znakomicie, więc nie ma powodu, by zmieniać formułę.
Na Black Coffee znajdziemy 11 (wersja deluxe) utworów, tradycyjnie pochodzących
z różnych dekad i wywodzących się z różnych muzycznych bajek – rock n’ roll,
blues-rock, r&b, soul czy nawet klimaty podchodzące pod country. Tak było
na poprzednich płytach duetu, tak jest i teraz. To jedno z tych wydawnictw, o
których mógłbym napisać całkiem trafny tekst jeszcze przed usłyszeniem choćby
jednej nuty, a potem jedynie dopasować szczegóły. Jest w tym wszystkim duża doza
przewidywalności, co wcale jednak nie musi być minusem. Bo po wspólnych
nagraniach Joego i Beth można oczekiwać bardzo wysokiego poziomu i to właśnie dostajemy.
Nie zapominajmy także o muzykach, którzy im towarzyszą. To w większości
współpracownicy Bonamassy, więc i tu mamy pewność, że dostaniemy najwyższą
jakość.
Zaczynają od razu na bardzo
wysokim poziomie, bo Give It Everything
You Got wyszło świetnie. Ten numer z drugiej płyty Edgara Wintera ustawia
od razu klimat w odpowiednich rejonach. Kapitalny bas, obłędne dęciaki, no i
oczywiście główni bohaterowie, którzy już na starcie zapewniają sporą dawkę
muzycznej przyjemności. W takich mocnych numerach z wyraźnie zaznaczonym rytmem
Beth i Joe czują się znakomicie. To słychać także w singlowym Black Coffee, w którym mamy nieco inne
podejście do tematu niż w wydanej kilka lat temu wersji Rival Sons, czy w Addicted, które album udanie zamyka.
Wolicie snujące się pięknie bluesidła? Proszę bardzo! Damn Your Eyes (cudowne organy w tle) czy coverowany wielokrotnie
klasyk Sitting on the Top of the World
nasycą każdego maniaka dobrego blues-rockowego grania. Wiemy wszyscy, że
Bonamassa czuje się w takich klimatach najlepiej. Do zadymionych jazzowych i
swingowych klubów początku XX wieku przenosi nas Why Don’t You Do Right, natomiast Saved to zwariowane gospel, które natychmiast podrywa na nogi. Moim
faworytem na płycie jest Lullaby of the
Leaves – broadwayowski numer z lat 30. ubiegłego stulecia, w którym
najpierw błyszczy pięknie wczuwająca się w klimat Beth, a potem pałeczkę
przejmuje Joe, który pokazuje, że z fajerwerkami zagrać też potrafi. Iskry lecą
z głośników. Każda z poprzednich płyt duetu miała przynajmniej jeden taki
właśnie numer, który od razu przy pierwszym odsłuchu zwracał uwagę i
najskuteczniej zapadał w pamięć. Tutaj tę funkcję pełni właśnie Lullaby of the Leaves. Muszę też
wspomnieć o zaletach posiadania wersji deluxe. Pomijając dodatkowy utwór i
bardzo ładne pudełko, dostajemy dwie urocze, gumowe podstawki pod kubek (z kawą
oczywiście) imitujące płyty winylowe. Shut up and take my money!
Oczywiście trzeba sobie jasno
powiedzieć, że albumy Hart i Bonamassy nie zmienią sceny rockowej, nie
znajdziemy na nich nic nowatorskiego, a i niektórzy będą z pewnością
twierdzili, że wersje coverowe nie umywają się do mocno wiekowych w niektórych
przypadkach oryginałów. Być może jest w tym trochę racji (choć akurat najmniej
w tym umywaniu się…). Ale te płyty mają olbrzymi walor nie tylko czysto muzyczny,
ale także edukacyjny. Ileż to już utworów odświeżyli wspólnie? Takich, które
były od lat zupełnie zapomniane lub w ogóle nieznane. To jest studnia bez dna.
Beth i Joe mogą przez kolejnych 30 lat nagrywać takie płyty i każda kolejna
będzie skrzynią pełną skarbów. Mnie to absolutnie nie przeszkadza. Dopóki robią
to na tak fantastycznym poziomie, to kibicuję im z całego serca.
1. Give It Everything You Got (4:39)
2. Damn Your Eyes (4:34)
3. Black Coffee (4:16)
4. Lullaby of the Leaves (5:44)
5. Why Don't You Do Right (4:35)
6. Saved (3:51)
7. Sittin' on the Top of the World (3:58)
8. Joy (4:23)
9. Soul on Fire (5:02)
10. Addicted (3:42)
11. Baby, I Love You (4:35) (wersja deluxe)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 15)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się, że takie głosy są jeszcze obecne w sieci. Jest nadzieja, że zachowa się margines konsumentów muzyki (i kultury ogólnie) nie dający się zidioconym całkiem mediom.
OdpowiedzUsuńKuroń się kłania: nie palcie komitetów, zakładajcie własne - nie palcie portali, zakładajcie własne - tak dziś brzmi przesłanie dzięki www.
Do tych płyt potrzeba dojrzałości tak wykonawców, jak odbiorców. Klasyki nagrywa się, kiedy już się nieco przeżyło i rozumie się i widzi nieco szerzej, sam entuzjazm i nawet talent nie wystarczą. W coverach ma być słychać brzemię czasu przeżytego i soli zjedzonej - wtedy mają smak.
Super płyta,( piszę to jako od ponad 3 dekad wyznawca death/black/thrash metalu).
OdpowiedzUsuńWarto znać korzenie dobrej muzy. Polecam Black Coffee ... :)
Pozdro dla wszystkich , którzy opierają się komercyjnemu zalewowi muzycznej tandety.