Od razu powiem, że nie wiem, o co chodzi z okładką. O ile jeszcze dwa nosorożce w pojedynkowej scenie niczym z amerykańskiego westernu naprzeciwko jeżozwierza bym zrozumiał, o tyle podzielenie okładki na dwa różne, dość gwałtownie ucięte zdjęcia jakoś umyka mojemu rozumowaniu, chyba że chodzi o tę kolizję nie tylko dwóch gatunków, ale i dwóch różnych zdjęć i kadrów. Nie wiem. Nie rozumiem. Na szczęście takich problemów nie mam z samą muzyką. Nowy album jest podzielony na siedem utworów o łącznej klasycznej długości niewiele ponad trzech kwadransów. Tradycyjnie mamy tu do czynienia z niełatwą do zaszufladkowania mieszanką klimatów progresywnych, psychodelicznych, hardrockowych, stonerowych czy wreszcie fusion. Wspomniałem tu o progu, ale nie spodziewajcie się podniosłych, natchnionych, wielominutowych solówek i ogólnej pejzażowatości brzmienia. Ta progresywność objawia się tu raczej w nieoczywistych rozwiązaniach rytmicznych czy równie nieoczywistej, nieszablonowej strukturze utworów.
Jeśli zaś chodzi o sam klimat muzyczny, to jest momentami intensywnie i niepokojąco, jak choćby w utworze Ghosts. Świetnie połączenie podobnej intensywności z wpadającą w ucho melodią i kapitalnymi wyciszeniami mamy w P Is for Parrot. Ten numer w ogóle trochę kojarzy mi się z muzycznym klimatem z ostatnich płyt Motorpsycho, więc jeśli te albumy przypadły wam do gustu, a nie mieliście jeszcze okazji posłuchać Carpet, myślę, że muzyka Niemców też powinna się wam spodobać. To zderzenie fragmentów intensywnych i ciężkich z większą przestrzenią mamy też w otwierającym album The Moonlight Rush, w którym pierwszy raz na Collision słyszymy instrumenty dęte. Warto to podkreślić, bo tworzą kapitalny klimat. W ogóle jakoś w ostatnich latach takie połączenie trąbki z rockowym instrumentarium staje się znowu dość popularne, co bardzo mnie cieszy, bo uwielbiam takie miksy.
Kilka tygodni przed wydaniem płyty ukazał się pierwszy promujący ją singiel – Dead Fingers. I w zasadzie już wtedy byłem spokojny o całość. To numer dość leniwy, jeśli chodzi o tempo. Niby może się wydawać, że nic ekscytującego się tu nie dzieje, a jednak klimat i brzmienie tej kompozycji dały mi przekonanie, że to będzie udana płyta. Przekonanie – jak się okazało kilka tygodni później – całkiem słuszne. W ogóle dobrze skonstruowali tę płytę bo po dynamicznym Passage mamy lekkie Lost at Sea z klimatem niemal jak z baru na plaży na jakiejś gorącej wyspie. I choć ten nieco taneczny klimat momentami ustępuje pewnemu niepokojowi (w końcu zgubiliśmy się na morzu, więc nie ma żartów), całość cechuję właśnie lekkość, jakaś taka zwiewność, a wisienką na torcie jest wspomniana już wcześniej trąbka, która zresztą pojawia się na tej płycie dość często wraz ze skrzydłówką, i choć rzadko wysuwają się na pierwszy plan, znakomicie uzupełniają przestrzeń dźwiękową. Całość niezwykle przyjemnie wieńczy Cosmic Shape Shifter, które rozpoczyna się dynamicznie, potem zapewnia nam cudowny, łagodny odlot w przestrzeń kosmiczną, ale żeby nie było tak przyjemnie i sielsko, to na ostatnie mniej więcej dwie minuty panowie dokładają znowu nieco ciężaru i niepokoju, a znakomity udział w tworzeniu tego klimatu mają (nie tylko zresztą tu) klawisze, o których do tej pory nie wspomniałem, ale stanowią niezwykle istotny element brzmienia zespołu.
Nie jestem na razie w stanie stwierdzić, czy nowa płyta podoba mi się bardziej czy mniej niż dwie poprzednie (dwie pierwsze – przyznaję – znam dużo słabiej i będzie to trzeba w końcu nadrobić). Jest to płyta nieco inna, cięższa, bardziej intensywna od dwóch poprzednich. Wiem natomiast, że niemiecka formacja po raz kolejny stworzyła album intrygujący, niełatwy w odbiorze, ale bardzo satysfakcjonujący. To jedna z tych płyt, na których co prawda kompozycje nie łączą się ze sobą, ale mimo wszystko najlepiej brzmią właśnie jako całość. Zaserwujcie sobie taki właśnie muzyczny seans trwający nieco ponad trzy kwadranse. A za jakiś czas kolejny, bo być może ten album nie zrobi na was piorunującego wrażenia przy pierwszym czy drugim odsłuchu, ale przy którymś kolejnym odkryjecie, że naprawdę bardzo chętnie znowu wracacie do tej płyty.
Premiera: 22 marca 2024 r.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz