piątek, 24 lipca 2020

Lonker See - Hamza [2020]


Mam w sumie pewien problem z dokładnym policzeniem płyt trójmiejskiej formacji Lonker See. No bo niby jest to piąta pozycja w ich dyskografii, ale jedna z poprzednich była splitem z innym bardzo dobrym polskim zespołem – ARRM – a kolejna to miks nagrań koncertowych i studyjnych. Do tego jeszcze poza tą piątką jest EP-ka i wydany w tym roku album koncertowy. Nie ma to jednak tak naprawdę większego znaczenia. Liczby nie muszą się zgadzać, nie muszą się też zgadzać etykietki, a tych muzyce grupy przypisywanych jest sporo – ambient, post-rock, psychedelic rock, space rock, jazz-rock, noise rock. Żadne z tych określeń nie oddaje w pełni charakteru muzyki kwartetu, ale już ich zbiór daje pewne pojęcie o tym, czego można się spodziewać po płytach zespołu, także po tej „nowej”.

Cudzysłów nie został użyty przypadkowo, bo album ukazał się w lutym, ma więc niemal pół roku. No cóż, nie jestem w tym roku mistrzem reakcji, ale za to miałem okazję posłuchać płyty Hamza już całkiem sporo razy przez tych kilka miesięcy i chyba nadszedł ten moment, kiedy jestem gotów, by ją wam polecić. No to polecam – polecam jak cholera! Hamza to 54 minuty kapitalnej, trzymającej nieustannie bardzo wysoki poziom, intrygującej muzyki. Zaczyna się bardzo spokojnie od subtelnego Infinite Garden, w którym dominuje przestrzeń, a znakomicie w tę lekką, nieco oniryczną całość, wpasowuje się delikatny, nasączony pogłosem wokal Joanny Kucharskiej, który prowadzi swego rodzaju dialog z oszczędnie wykorzystywanym saksofonem. Kapitalny kontrast stanowi ciężka, jazgotliwa niemal Gdynia 80 z tym razem mocnym akcentem saksofonu Tomasza Gadeckiego. Niby rozpoczyna się klimatycznie, mrocznie, ale spokojnie, a jednak bardzo szybko do głosu dochodzi dynamika nakręcana przede wszystkim przez perkusję, a potem jazz-rockowe szaleństwo. Te dwie pierwsze kompozycje niewątpliwie dają pojęcie, jak będzie brzmieć całość, ale też ustawiły poziom wysoko. Na szczęście reszta płyty także nie zawodzi.

Z rzeczy mocnych, gęstych, dynamicznych, mamy tu jeszcze  3-4-8, w którym z kolei w końcu – przynajmniej fragmentami – na pierwszy plan wychodzi mocna gitara. Fajnie rozkręca się też Open & Close, w którym sporo się dzieje. Z kolei w psychodelicznym, klimatycznym numerze tytułowym powraca nam po dłuższej chwili delikatny wokal, ale uwagę zwraca tu przede wszystkim kapitalny, prosty, hipnotyczny rytm perkusyjny i oplatający go, niezwykle klimatyczny saksofon. Fantastycznie płynie też najdłuższe na płycie Put Me Out, które z czasem – od spokojnego początku – rozkręca się i na koniec mamy już kawał mocnej muzyki granej na sporej intensywności. Dość niepokojąco robi się na sam koniec w Earth Is Flat (może to przez ten tytuł…), które napędzane jest niby hipnotycznym motywem, ale całość balansuje na krawędzi muzycznego chaosu. Ostatnie trzy minuty płyty to już w zasadzie ciąg zupełnie niezwiązanych ze sobą i chyba nie do końca potrzebnych motywów prowadzących do przenikliwego hmm pisku (?), choć przynajmniej człowiek ma gwarancję, że zauważy, kiedy się płyta kończy.

Nie ma co silić się na skromność i ostrożność – to jest, według mnie, formacja o naprawdę sporym potencjale, która przy odrobinie szczęścia może w ciągu kilku lat trafić do naprawdę sporego grona odbiorców takiej muzyki nie tylko w naszym kraju, ale i poza nim. To oczywiście muzyka mocno niemainstreamowa, niełatwa, ale nie róbmy z siebie elity – ludzi słuchających takich dźwięków znajdzie się całkiem sporo, choć zazwyczaj poukrywani są przed światem w różnych zakamarkach. Życzę zespołowi, żeby potrafił do nich dotrzeć (co już się w jakimś stopniu udało, bo przecież Lonker See grali wiele koncertów poza naszym krajem), bo już po dotarciu o sam odbiór muzyki zespołu jestem dość spokojny. Hamza to świetny materiał, który na pewno znajdzie swoich odbiorców.

Płyty możecie posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.

1. Infinite Garden (5:27)
2. Gdynia 80 (8:03)
3. 3-4-8 (5:20)
4. Hamza (7:51)
5. Put Me Out (9:33)
6. Open & Close (9:23)
7. Earth Is Flat (8:47)

Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia  w każdy piątek o 21, Radio F.L.O.Y.D. w niedziele o 20 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

6 komentarzy:

  1. Zmarł Peter Allen Greenbaum, bardziej znany jako Peter Green.
    Znak czasu: wiadomość przemknęła przez portale i szybko zniknęła, by dać się odnaleźć gdzieś daleko za nagrodą dla Pitt'a, zapowiedzią filmu o Gierku, info o fryzurze księżnej Anny...
    Twórca najlepszego czasu Fleetwood Mac znaczy dziś mniej niż fryzura celebrytki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczytem ignorancji wykazała się gazeta reklamująca się kłamliwym hasłem "Jedyne pismo rockowe w Polsce". Na swojej stronie internetowej nie zamieścili nawet osobnej informacji o śmierci muzyka. Zrobili jedynie newsa o wzruszającym pożegnaniu go przez członka Metalliki. To po prostu żałosne.

      Peter Green był świetny nie tylko na pierwszych płytach (i singlach) Fleetwood Mac, ale też wcześniej, gdy współpracował z Johnem Mayallem. Na albumie "A Hard Road" nie do końca wykorzystany został potencjał Greena, może poza uroczym "The Supernatural". Za to mnóstwo świetnego materiału z tego okresu, pokazującego na co naprawdę było stać gitarzystę, ukazało się potem na kompilacjach "Looking Back" i "Thru the Years".

      *

      W temacie recenzowanego albumu, którego wyczekiwałem już przed premierą, mogę powiedzieć tylko tyle, że zwyczajnie mnie wynudził, w żaden sposób nie zaciekawiając ani nie angażując. Bardziej trafiło do mnie poprzednie wydawnictwo grupy, niezrecenzowany przez Bizona "One Eye Sees Red". Zawarta na nim muzyka to coś w stylu uwspółcześnionej, post-rockowej odpowiedzi na King Crimson z czasów Wettona, Bruforda i Crossa.

      Usuń
  2. Przepraszam, że głowę zawracam, czy ktoś z kolegów zna i docenia takiego Lee Abrahama ze szczególnym uwzględnieniem "Distant Days" a szczegółowiej chodzi mi o dwa kawałki: Corridors Of Power i Tomorrow Will Be Yesterday.
    Dla końcówki tego drugiego dałbym się pokroić, ale po latach nic się nie zmieniło: dalej końcówka do pokrojenia, natomiast dopadły mnie wątpliwości, który kawałek jest bardziej do krojenia...
    Bo ja sentymentalny jestem i łza mnie w oku często się pojawia, jak kto tak ładnie gra. To jak, powie mi kto, gdzie większą łzę ma ronić?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hamza dwa razy odsłuchana. Będzie więcej, bo płyta wciąga. Dużo fajnego jazzgotu poprzeplatanego anielskim głosem basistki (o ile się nie mylę). Odjazdowa końcówka Put Me Out. Słychać, że muzycy pochodzą z kolebki yassu. Bizon, czy poprzednie płyty też takie dobre? 🙂

    OdpowiedzUsuń
  4. Posłuchałem pana Manna, któren to powiedział, że słucha nie tylko starych ale i nowych płyt, wśród których wymienił wykonawcę współczesnego Go Go Penguin.
    Od lat ceniłem pana Manna za jego inteligencję i poczucie humoru, mniej za prezentowaną muzykę. Niemniej zdecydowałem się zapie....dalającego pingwina z roku 2020 posłuchać, ta szansa temu panu Mannu się należała.
    No i powiem Wam drodzy koledzy, że pingwin zapier..la na klawiszach aż miło. kolega na perkusji dotrzymuje mu kroku a kontrabasista ma najgorzej, bo go zagłuszają za często. No, ale to się naprawdę słucha!
    Trudne do zdefiniowania, bo to zlepek różnych stylistyk, może z przewagą dżezu (jazz - kiedyś bardzo popularna forma grania, obecnie wyparta z rynku przez prawo do sprawiedliwego discopolo), jednakowoż nie posiada to tyle elementów z innych gatunków, w tym rocka oczywiście (styl muzyczny charakteryzujący się potrząsaniem długimi włosami ze strony estrady i piskami fanek owych potrząsaczy z vis a vis). Jak do tego dodamy erudycję muzyczną pana klawiszowca oaz lekką dezynwolturę, to wyjdzie mieszanka atrakcyjna słuchowo. Wizualnie wolę Claudię Schiffer oraz Vanillę DeVille. Mam nadzieję, że pozostałe gwiazdy przemysłu erotycznego mi wybaczą pominięcie, ale miejsce jest wszelako ograniczone a i one choć interesujące, nie są przedmiotem tej opowieści.
    Z czystym sumieniem namawiam kolegów do skonfrontowania się z Go Go Penguin.

    OdpowiedzUsuń
  5. Umieszczam brakujące "r"

    OdpowiedzUsuń