Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ruby the hatchet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ruby the hatchet. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 stycznia 2023

Uzupełnianie zaległości 2022 - część 2

Druga część uzupełnienia zeszłorocznych wpisów, czyli zbiorowy tekst o kolejnej porcji płyt, których nie miałem czasu opisać, a są zbyt dobre, by o nich nie wspomnieć. W najbliższych dniach pojawi się jeszcze część trzecia. Kolejność w obrębie tej części alfabetyczna.


 

środa, 30 sierpnia 2017

Ruby the Hatchet - Planetary Space Child [2017]



Poznałem ich dwa lata temu, gdy najpierw wznowili w nieco zmienionej formie swój pierwszy album, a chwilę później wydali płytę numer dwa – Valley of the Snake. Słuchało się tego niezwykle przyjemnie, bo zespół z Filadelfii zręcznie łączył sabbathowy walec z wpływami bluesowymi czy psychodelicznymi. Było ciężko, fuzzowo, z „dołami”, ale też melodyjnie. Po dwóch latach Ruby the Hatchet powracają z płytą numer trzy – Planetary Space Child. I – czego można się było domyślać po samym tytule – momentami jest faktycznie trochę bardziej kosmicznie, a mniej walcowato. Wciąż jednak jest przede wszystkim bardzo dobrze.

sobota, 13 czerwca 2015

Ruby the Hatchet - Valley of the Snake [2015]


Podwójna przyjemność spłynęła na mnie w ostatnich miesiącach z obozu Ruby the Hatchet. Najpierw pojawiła się informacja, że pierwsza płyta grupy z Filadelfii, pierwotnie wydana trzy lata temu, ukaże się ponownie po małym liftingu (nowy tytuł – Aurum – dwa utwory z wypuszczonej w międzyczasie EP-ki, brak dwóch czy trzech innych, które były na oryginalnej wersji krążka), a niedługo potem okazało się, że kwintet przygotował także zupełnie nową płytę. Valley of the Snake, bo taki jest jej tytuł, to zatem teoretycznie druga, a w praktyce trzecia (albo na odwrót…) duża płyta Ruby the Hatchet. Nazwa pewnie niewiele mówi większości z was, ale już sama okładka powinna zachęcić i zasugerować, że będziemy mieli do czynienia z klimatycznym, ciężkim albumem. Pod tym względem żadnych niespodzianek – faktycznie jest klimat, faktycznie jest ciężko. Jeśli jesteś fanem sabbathowych riffów, przyjemnego przesteru, stonerowego ciężaru i wplecionych w to wszystko kobiecych wokali, to Valley of the Snake może być krążkiem, który cię zainteresuje. Jeśli nie jesteś, możesz przeczytać ten tekst do końca – kto wie, może jednak się skusisz. Zresztą głupio tak przerywać czytanie po jednym akapicie. To nawet trochę niegrzecznie wobec autora tekstu (na pewno jakoś się dowiem).