Gin Lady to jeden z kilku moich
ulubionych współczesnych zespołów przywołujących ducha muzyki z lat 60. i 70. Kilka
lat temu śledziłem przeobrażenie Black Bonzo w Gin Lady i choć początkowo
trochę brakowało mi elementów progresywnych, z których znana była ta pierwsza
formacja, bardzo szybko polubiłem też dużo prostszą, bardziej rockandrollową i
amerykańską muzykę prezentowaną przez nowy skład pod zmienioną nazwą. Każda z
czterech pierwszych płyt Gin Lady zawierała przynajmniej jeden lub dwa numery,
które powalały mnie już od pierwszego odsłuchu, każda też po tym pierwszym
odsłuchu stawała się niemal pewniakiem do czołówki listy moich ulubionych płyt
roku, w którym się ukazywała. Możecie więc zrozumieć, że gdy dwa tygodnie temu
odpalałem Tall Sun Crooked Moon po
raz pierwszy, miałem dokładnie takie oczekiwania.
czwartek, 23 maja 2019
piątek, 17 maja 2019
Whitesnake - Flesh & Blood [2019]
Latka lecą i aktywność studyjna
Davida Coverdale’a, jednego z moich absolutnie najbardziej ulubionych
wokalistów w historii rocka, drastycznie spada. Zupełnie jak jego forma
wokalna… Cholera, miałem się powstrzymywać jak najdłużej od złośliwości, a tu pierwsza
już w drugim zdaniu… No nic. David jaki jest każdy słyszy. Po dawnej głębi
głosu, którą czarował w czasach Deep Purple, na pierwszych płytach Whitesnake
czy nawet jeszcze na magicznej koncertówce Starkers
in Tokyo, nie ma śladu. Jest jakaś taka dziwna szorstkość i mocno siłowe
śpiewanie. Ale wciąż nie ma zamiaru się poddawać i jednak od czasu do czasu
wypuszcza coś nowego ze swoimi pracownikami występującymi jako Whitesnake. O
płycie auto-coverowej z utworami Deep Purple lepiej sobie nie przypominać, bo
niewiele tam się udało. Własny materiał to jednak zawsze nieco inna bajka.
Lubię ostatnią autorską płytę Whitesnake – Forevermore.
Absolutnie nie zamierzam twierdzić, że zbliża się do poziomu albumów tego
prawdziwego Whitesnake z pierwszej połowy lat 80., ale wracam do niej o wiele
częściej niż do takiego Slip of the
Tongue. Ale mimo wszystko miałem nie najlepsze przeczucia co do Flesh & Blood. Sytuacji nie
poprawiały pierwsze single. W końcu płyta wyszła i… no cóż… przeczucia mnie nie
zawiodły.
środa, 15 maja 2019
Märvel - Guilty Pleasures [2019]
Märvel to założone w 2002 roku
szwedzkie trio, które jednak – jeśli ufać wszechwiedzącym internetom – powstało
w Stanach Zjednoczonych. Mają na koncie pięć płyt i kilka EP-ek, a niedawno
wpadli na pomysł nagrania kilku lubianych przez siebie mniej lub bardziej
znanych numerów i wydania ich na płycie. Tak powstał album Guilty Pleasures, na którym grupa łojąca niezwykle przyjemne,
czerpiące dość mocno z lat 80. hard n’ heavy, dokłada solidnie do pieca,
prezentując swoje własne zwariowane nieraz spojrzenie na te często już mocno
wiekowe i nie zawsze rockowe kompozycje. Jak wyszło? Jak to zwykle bywa z
płytami coverowymi. Puryści będą oburzeni niektórymi wersjami klasyków, ale ci,
którzy są nieco bardziej otwarci na całą koncepcję przerabiania cudzych utworów
po swojemu i w dodatku na hardrockowo-heavymetalową modłę, zdecydowanie powinni
znaleźć tu coś dla siebie.
poniedziałek, 13 maja 2019
Pristine - Road Back to Ruin [2019]
Road Back to Ruin to już piąty studyjny krążek w dorobku
norweskiego zespołu Pristine. Poznałem ich dwie płyty temu i muszę przyznać, że
formacja z Tromsø na razie nie dała mi żadnych podstaw do wątpienia w nią.
Poziom w studiu utrzymują naprawdę wysoki, na koncertach prezentują się
świetnie, o czym można się było przekonać w naszym kraju niespełna dwa lata temu. To po prostu bardzo solidna firma. Najnowszy album w pełni to potwierdza.
wtorek, 7 maja 2019
No Man's Valley - Outside the Dream [2019]
Dymiące kominy, skały, droga,
ośmiornice, ryby, oko, planeta mknąca ku zagładzie, ocean… czego nie ma na
okładce tej płyty? Przyznam, że gdy ją zobaczyłem, pierwsze wrażenie było mocno
średnie. Czułem, że po prostu jest na niej za dużo wszystkiego i bałem się, że
podobnie będzie muzycznie. I nagle po rozpoczęciu pierwszego odsłuchu wielka
ulga – muzyka jest kapitalna! Tak wyglądały pierwsze chwile mojej znajomości z
twórczością holenderskiej formacji No Man’s Valley. Album Outside the Dream porwał mnie od pierwszego odsłuchu i szturmem
wszedł do ścisłej czołówki moich ulubionych płyt 2019 roku.
czwartek, 2 maja 2019
On the Raw - Climbing the Air [2019]
Katalońska formacja On the Raw
wychodzi nieco poza obszar, którym najczęściej zajmuję się na tym blogu. Zespół
istnieje od 2015 roku i 1 marca wydal swój drugi album – Climbing the Air. Muzyka grupy w niektórych miejscach
wszechinternetów bardzo ogólnie określana jest jako rock progresywny, co według
mnie jest w ich przypadku pojęciem mocno mylącym, bo w mojej opinii znacznie
więcej jest tu elementów jazzu czy fusion niż klasycznego rocka progresywnego. To
zresztą znajdziemy na profilach samego zespołu w mediach społecznościowych. Nie
to, żeby zespoły zawsze najlepiej wiedziały, co grają, ale w tym przypadku
można muzykom zaufać. Jest to jednak jednocześnie muzyka na tyle od klasycznego
jazzu czy nawet fusion odbiegająca, że może zainteresować słuchaczy szeroko
pojętego rocka.
sobota, 20 kwietnia 2019
Crypt Trip - Haze County [2019]
Pochodzącą z Dallas formację
Crypt Trip poznałem przy okazji wydanej na początku zeszłego roku płyty Rootstock. Spodobało mi się ich luzackie
granie czerpiące śmiało z bogatego dorobku amerykańskiego rocka. To był ich
drugi album. Na trzeci nie musieliśmy czekać zbyt długo. Płyta Haze County wyszła w marcu i
niespodzianek w brzmieniu i muzycznym kierunku obranym przez zespół nie
przynosi, przynosi za to po raz kolejny trzydzieści kilka minut bardzo
przyjemnego klimatu muzycznego.
poniedziałek, 15 kwietnia 2019
Marillion Weekend 2019 - Łódź [Wytwórnia], 12-14 IV 2019 [galeria zdjęć]

poniedziałek, 8 kwietnia 2019
Sweven - Red Giant to White Dwarf [2019]

środa, 3 kwietnia 2019
The Last Internationale - Soul on Fire [2019]
The Last Internationale to grupa
z Nowego Jorku, która zadebiutowała dobrą dekadę temu i zdążyła już wypuścić
kilka interesujących wydawnictw, choć mam wrażenie, że pewien rozpęd, który był
udziałem zespołu, gdy dołączył do niego Brad Wilk z Rage Against the Machine, a
potem udało się dostać jako support na trasy kilku legend rocka, jakoś stracił
w ostatnim czasie na mocy. Zastanawiałem się nawet, czy to aby nie koniec
zespołu. Tak to jakoś jest ostatnimi czasy, że te nowe, wyskakujące z różnych
miejsc dwu i trzyosobowe formacje grające nowoczesną wersją garażowego rocka,
często pojawiają się nagle i równie nagle znikają po jednej czy dwóch płytach.
Na szczęście The Last Internationale nie zniknęli. Duet Delili Paz (wokale,
bas, gitara akustyczna, instrumenty klawiszowe) i Edgeya Piresa (gitara) – tym
razem wspomagany przez Joeya Castillo (większość płyty) i Claudia Tavaresa
(trzy utwory) na perkusji – powrócił bardzo udanie albumem Soul on Fire, na którym znajdziemy dziesięć raczej niezbyt
skomplikowanych, ale bardzo przyjemnych i wpadających w ucho, przeważnie
niezwykle dynamicznych i efektownych rockowych numerów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)