niedziela, 28 listopada 2021

Electric Eye - Horizons [2021]

Electric Eye to pewniacy. Poznałem ich muzykę w 2016 roku przy okazji premiery drugiej płyty tego norweskiego kwartetu. Od razu porwała mnie ich muzyka i wiedziałem, że muszę ich mieć na oku. W 2017 roku wyszedł album trzeci, który to potwierdził. Obie te płyty trafiły do czołówki moich ulubionych albumów w swoich rocznikach. Trochę naczekaliśmy się na kontynuację. Co prawda w międzyczasie wyszedł krążek koncertowy, ale studyjnych nagrań jakiś czas nie było. No to są. I znowu pewnie w moim rocznym rankingu znajdą się wysoko. Poprzednio na okładce poszli w żółć, teraz w czerwień. Muzyka zbyt drastycznie się nie zmieniła, w dalszym ciągu łatwo poznać, że to oni, choć daleki jestem od stwierdzenia, że brzmią wciąż tak samo.

niedziela, 21 listopada 2021

Soup - Visions [2021]

Wstępem do tego tekstu musi być małe tło historyczne. Wiosną 2017 roku zobaczyłem w internecie niezwykle intrygującą pracę, której autorem jest Lasse Hoile – jeden z najbardziej cenionych współczesnych twórców okładek. Praca ta kojarzyła się natychmiast z projektem, który zdobił jedno z wydawnictw Stevena Wilsona (autorstwa tegoż samego Hoile). Była tak piękna, że zapamiętałem sobie nazwę zespołu, bo płyty, której ta okładka miała towarzyszyć, jeszcze na rynku nie było. Soup – Remedies. Hmm, no dobrze, pożyjemy – zobaczymy. Na początku maja przypomniałem sobie o tym albumie, który zdążył się już w kwietniu ukazać. Odsłuchałem płytę i… całkowicie mnie zmiotło z planszy. Nie mogłem się wręcz doczekać, aż zaprezentuję muzykę z tego albumu w audycji, bo czułem, że właśnie trafiłem na coś wyjątkowego, coś, co absolutnie zaczaruje słuchaczy. Można powiedzieć, że reszta to już historia (na naszą małą skalę), bo szybko się okazało, że album ten równie mocno spodobał się także innym osobom w redakcji Rockserwis FM, co zaowocowało numerem 1 na naszym Czarcie, licznymi zachwytami słuchaczy, wałkowaniem płyty w chyba połowie naszych audycji, miejscem w pierwszej piątce w głosowaniu na Ulubiony album roku naszych słuchaczy (tuż za samymi rockserwisowymi tuzami – Lunatic Soul, Stevenem Wilsonem i Rogerem Watersem) oraz pięknym koncertem na Ino-Rock Festival rok później. A, zapomniałbym. To moja ulubiona płyta 2017 roku. Rozumiecie więc, że moje oczekiwania wobec Visions były ogromne, i stres, czy aby sam nie zabiję nimi swojego odbioru tej płyty, równie wielki.

poniedziałek, 15 listopada 2021

Hollow Drifter - Echoes of Things to Come [2021]

Świadomie podjęta decyzja o ograniczeniu pisania na blogu nie zbiegła się z podobną, dotyczącą odsłuchu nowej muzyki, w efekcie czego w tym roku „przerobiłem” chyba rekordową liczbę już w tej chwili pewnie grubo ponad dwustu płyt, lecz na bloga trafił zaledwie niewielki procent tego materiału i jeszcze nigdy zespoły wydające nową muzykę nie miały na tym blogu tak małych szans na pojawienie się ze swoją nową muzyką. Hollow Drifter to jeden z zespołów w wiecznym zawieszeniu w tym kontekście. Płyta spodobała mi się od pierwszego odsłuchu, jakoś w lipcu albo sierpniu, ale cały czas nie byłem pewny, czy na tyle, żebym o niej pisał. A gdy już wymyśliłem, że chyba faktycznie napisać by należało, to co chwilę ktoś inny wskakiwał do kolejki i spychał Holendrów na dalsze miejsca. W końcu jednak postanowiłem, że trzeba podjąć ostateczną decyzję. Włączyłem ten album jeszcze raz – wóz albo przewóz. Albo napiszę teraz, albo wcale. Wyszło, że teraz.

niedziela, 31 października 2021

Ray Wilson - The Weight of Man [2021]

Miałem dłuższy czas pewien problem z solowymi płytami Raya Wilsona. Niby wszystko było dobrze zrobione, przyjemne, ale trudno mi w tym było znaleźć coś więcej niż właśnie przyjemność z odsłuchu. Brakowało czegoś ekstra. Odnosiłem wrażenie, że te jego płyty, choć – właśnie – przyjemne, to jednak są nieco bezpieczne muzycznie i cały czas utrzymane w podobnym klimacie. Pierwsze single zwiastujące album The Weight of Man sugerowały, że tym razem może być nieco bardziej ekscytująco muzycznie, i muszę przyznać, że przynajmniej częściowo te nadzieje, które rozbudziły we mnie wspomniane single, Ray na nowej płycie spełnił.

środa, 27 października 2021

Fuzzy Lights - Burials [2021]

Cambridge to miasto o bogatych tradycjach nie tylko akademickich, ale także muzycznych. Do grupy zacnych zespołów z tych okolic, które zdołałem już poznać, dołącza formacja Fuzzy Lights. Zespół nie jest nowy, ale dopiero przy okazji ich nowej płyty, Burials, trafiłem na tę nazwę i muzykę. Istnieją od 17 lat, mieli już na koncie trzy albumy studyjne, lecz ostatni z nich ukazał się w 2013 roku, więc mają za sobą sporą przerwę. Dużo się wydarzyło przez ten czas. Niektóre historie miały wpływ na zawartość materiału na nowej płycie. A płyta to niezwykła, przepełniona klimatyczną muzyką i mrocznymi tekstami.

niedziela, 10 października 2021

The Sun or the Moon - Cosmic [2021]

Na niemiecką formację The Sun or the Moon trafiłem przypadkowo (jak to często bywa) kilka miesięcy temu. Szukając coverów utworów Pink Floyd do audycji Radio F.L.O.Y.D. natknąłem się na kompozycję Julia Dream właśnie w wykonaniu wspomnianego, nowego zespołu. Ten cover w połączeniu z kapitalną okładką niewydanego jeszcze wtedy debiutanckiego krążka formacji sprawił, że zapisałem sobie tę nazwę, by wrócić do niej w odpowiednim momencie. Wracam.

wtorek, 21 września 2021

Agusa - En Annan Värld [2021]

Dla żadnego stałego czytelnika tego bloga oraz słuchacza moich audycji tajemnicą nie jest, że Agusa to jeden z moich ulubionych współczesnych zespołów. Kupili mnie całkowicie już swoim pierwszym albumem, a kolejne płyty studyjne i koncertowe oraz koncert na Ino-Rock Festival tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że to zjawisko wyjątkowe na muzycznej mapie. W ostatnim czasie zespół nieco zwolnił. Poprzedni album studyjny ukazał się w 2017 roku i choć brzmiał niezwykle przyjemnie, zaczynałem odnosić wrażenie, że muzycy jednak jakby krążyli cały czas w tych samych rejonach. Od tamtej pory dostawaliśmy tylko nagrania koncertowe, na których zespół pięknie rozwijał studyjne motywy. Trafiło się też kilka znaczących zmian w składzie. Jednego z założycieli grupy, basistę Tobiasa Pettersona, zastąpił Simon Ström, zaś kolejnego z członków-założycieli, klawiszowca Jonasa Berge, najpierw czasowo zastępował Jeppe Juul, a już na stałe od niedawna Roman Andrén. Inne elementy tej układanki pozostają od czasów drugiej płyty niezmienne – Mikael Ödesjö na gitarze (jako jedyny z obecnego składu gra w grupie od jej początków), Jenny Puertas na flecie i Tim Wallander na perkusji. Efektem ostatnich działań tej piątki jest album En Annan Värld.

poniedziałek, 13 września 2021

Ouzo Bazooka - Dalya [2021]

Rok 2021 przynosi nam kolejne spotkanie ze zwariowaną ekipą z Izraela, grającą pod nazwą Ouzo Bazooka. Do tej pory mieli na koncie trzy duże płyty i EP-kę – niewiele krótszą od wspomnianych długograjów. Bo to nie jest zespół nagrywający albumy „pod korek”. Tak też jest tym razem. Sześć numerów o zbliżonej długości z przedziału pięć-sześć minut, razem 34 minuty psychodelii mocno nasączonej klimatami tanecznymi oraz blisko- i dalekowschodnimi. Niby nic nowego, ale jaką przyjemność ponownie sprawia! W zespole zaszły zmiany personalne, mamy nową sekcję rytmiczną, ale za brzmienie w dalszym ciągu odpowiada głównie lider – Uri Brauner Kinrot – a także obsługująca klawisze Dani Ever-HaDani.

piątek, 10 września 2021

Iron Maiden - Senjutsu [2021]

Premiera nowej płyty Iron Maiden to zawsze spore wydarzenie. W końcu to wielka legenda heavy metalu. W dodatku Maideni nowe krążki ostatnimi czasy wypuszczają z dość sporą przerwą, co tylko zwiększa rangę wydarzenia i sprawia, że nowa płyta nie jest tylko kolejnym z wielu podobnych do siebie epizodów w dorobku zespołu. Ale czy oprócz samego faktu premiery tej płyty i związanego z nim rozgłosu jest faktycznie czym się emocjonować? Tu zdania są już mocno podzielone, co w sumie świadczy chyba dobrze o nowej płycie Maidenów. Bo najgorsze, co może się przytrafić zespołowi z tak wielkim dorobkiem, to absolutna obojętność słuchaczy.

środa, 1 września 2021

Jakethehawk - Hinterlands [2021]

Pisałem o tym i mówiłem w audycjach już kilka razy, ale z braku lepszego pomysłu na wstęp tego tekstu wspomnę o tym ponownie. Czasami to, czy sięgnę po jakieś nowe wydawnictwo, czy nie, zależy od okładki i jakiegoś przeczucia. Kiedy znajduję co piątek kilkadziesiąt płyt opisanych jako psychedelic rock, hard rock czy stoner/doom, nie jestem oczywiście w stanie przesłuchać nawet jednej czwartej z nich. Musiałbym nie robić nic innego i nie słuchać żadnej innej muzyki, a jednak powstało trochę zbyt wiele genialnych rzeczy, żebym z nich dobrowolnie rezygnował. Decyduje więc pierwsze wrażenie i przeczucie. A one mają sporo wspólnego choćby z okładką i z nazwą zespołu oraz tytułem płyty. Często z miejsca mnie odrzucają i kieruję swoją uwagę w inną stronę. Potem następuje kolejny odsiew na podstawie pierwszych dwóch czy trzech utworów. Jeśli nie chwyci, a ja mam za dużo płyt i za mało czasu, żegnamy się. Ale jeśli coś mnie zainteresuje, taka płyta ma szansę zostać ze mną na dłużej. Dokładnie tak było w przypadku zespołu Jakethehawk i ich albumu Hinterlands.