Szwedzki kwintet Agusa nie kazał
długo czekać na swoje kolejne wydawnictwo. Po dwóch znakomitych albumach
studyjnych i wydanej w zeszłym roku koncertówce, Szwedzi wracają z płytą numer
trzy zatytułowaną po prostu Agusa. W
ostatnich miesiącach nastąpiła zmiana na „stanowisku” klawiszowca, ale płytę
nagrywał jeszcze ten skład, który odpowiedzialny był za albumy Två oraz Katarsis. Czego można się spodziewać po tej nowej płycie? Tego co
zawsze – folkowo-progresywno-psychodelicznych czarów z mnóstwem uroku i
lekkości.
Agusa ma tak bardzo
charakterystyczny styl, że w zasadzie każda kompozycja po najwyżej kilkunastu
sekundach musi zostać rozpoznana bezbłędnie jako dzieło tego zespołu, co ma
oczywiście swoje plusy i minusy. Tych kompozycji jest w tym przypadku aż pięć. „Aż”,
bo zarówno album Två jak i koncertowa
płyta Katarsis zawierały po dwa
numery. Pięć utworów oznacza, że muzycy Agusy tym razem skoncentrowali się głównie
na formach w przedziale 8-10 minut, co w kontekście muzyki mainstreamowej byłoby
zapewne dłużyzną, ale dla szwedzkiego zespołu to niemal miniatury muzyczne. Ponieważ,
jak już wspomniałem, zespół ma już wyrobiony styl i natychmiast rozpoznawalne
brzmienie, nie ma sensu opisywać dokładnie kolejnych kompozycji. Jeśli ktoś
szalał na punkcie drugiej płyty Szwedów, to pokocha i płytę numer trzy.
Brzmienie wciąż opiera się przede wszystkim na współbrzmieniu fletu, organów i
gitary, które koloryzują muzyczny szkielet zapewniany przez grającą na luzie
sekcję rytmiczną. To wszystko razem daje bardzo ciepłe i niezwykle przyjemne
brzmienie, znakomicie współgrające z muzycznymi porami roku. Bo w zasadzie poza
chłodną, nieprzystępną zimą, mamy w muzyce Agusy wszystkie inne odcienie rocznego
cyklu natury. Zarówno optymistyczną wiosnę, gdy wszystko budzi się do życia,
jak i upalne, radosne, spędzane na łonie natury lato, oraz nieco melancholijną,
ale potrafiącą zachwycić tym swoim smutkiem jesień.
Przyznam, że trochę brakuje mi
bardziej psychodelicznych odjazdów z mocniejszym brzmieniem. To nie znaczy, że
ich w ogóle nie ma. W otwierającym płytę numerze Landet Längesen gdzieś w okolicach połowy kompozycji zespół, wciąż
bazując w zasadzie na wariacjach jednego motywu, dodaje trochę ciężaru i
sprawdza się to znakomicie. Z kolei Den fӧrtrollade
skogen rozpoczyna bardzo udana, mroczno-tajemnicza psychodeliczna partia,
która wprowadza nieco urozmaicenia. I mimo, że potem do głosu dochodzą znowu na
jakiś czas brzmienia folkowe, to całość ma przyjemny, momentami trochę bardziej
oszczędny i tajemniczy klimat. Świetnie rozkręca się także Sagor från Saaris, w którym po standardowym skoczno-folkowym
początku robi się ciężej, mroczniej, nieco bardziej hałaśliwie, a przesterowana
gitara kapitalnie burzy ten sielski klimat dominujący na płycie. Z kolei w
zamykającym płytę Bortom Hemom
niesamowicie brzmi końcowy fragment z fantastyczną partią gitary (a przy okazji
– mam wrażenie, że muzycy są chyba fanami Gry
o tron).
Przydałoby się więcej takich brzmień,
bo mam wrażenie, że zespół poszedł na tym albumie bardziej w klimaty
psychodelii folkowej, odstawiając trochę na bok zarówno brzmienia orientalne,
które kapitalnie sprawdzały się na debiucie, jak i właśnie taką nieco cięższą,
mroczną psychodelię. Ona pojawia się co jakiś czas, ale raczej jako dodatek. Z
drugiej strony, nie mam wątpliwości, że te utwory w wersjach koncertowych mogą
mieć zupełnie inny charakter, bo przecież w przypadku Agusy wersje płytowe to w
zasadzie jedynie fundament właśnie pod wykonania koncertowe. Sprzyja temu
konstrukcja utworów, która wbrew pozorom nie jest zbyt skomplikowana. Numery
zawarte na płycie Agusa są wymyślone bardzo
logicznie i bez większych pułapek rytmicznych. Gdy już zespół wejdzie na
właściwe obroty, porusza się w zasadzie w obrębie jednego rytmu, zmieniając jedynie
„dekoracje”. To sprawia, że bardzo łatwo te „dekoracje” modyfikować, zarówno w
studiu, jak i – przede wszystkim – na żywo.
To kolejna kapitalna płyta tego
zespołu, ale zastanawiam się, czy – jeśli wciąż będą się trzymali dokładnie
tego brzmienia – za dwie czy trzy płyty nie zacznie mi się to lekko nudzić. Mam
nadzieję, że na kolejnych albumach pojawi się nieco więcej klimatów cięższej,
mroczniejszej psychodelii, ewentualnie częstsze nawiązania być może do
orientalnego rocka lub muzyki z jeszcze innych rejonów świata. Ale na razie
jeszcze ta pewna przewidywalność muzyki Agusy na tej płycie mi nie przeszkadza.
Głównie dlatego, że zespół wciąż brzmi obłędnie, a słuchanie tych dźwięków to
czysta przyjemność. To na pewno będzie mocny kandydat do mojego tegorocznego
top 10, który przecież niedługo trzeba będzie wybrać.
1. Landet Längesen (10:29)
2. Sorgenfri (5:00)
3. Den fӧrtrollade
skogen (8:33)
4. Sagor från Saaris (9:20)
5. Bortom hemom (10:19)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Czekałem na ten opis.
OdpowiedzUsuńDostrzegłem w tej płycie jednak niższą formę gitary, rozwijanie tematu nie jest tak porywające jak na poprzednich krążkach. Natomiast nie boję się o inspiracje, tych w folku skandynawskim nie zabraknie, to bogactwo melodii eksplorowane będzie - oby jak najdłużej - przez wiele jeszcze lat.
Brzmienie jest wspaniałe jak zawsze, to miód na uszy.
Niech nas raczą takim graniem jak najdłużej, nie mam nic przeciwko, a mroczniejsze momenty? Zobaczymy, może będzie więcej a może wymyślą coś całkiem innego? :-)
Dzięki za Agusę, bo dzięki Tobie do nich trafiłem.