Dwa lata temu zespół UFO wydał
swój najnowszy studyjny krążek – A Conspiracy of Stars. Może nie było to wybitne osiągnięcie, ani szczytowy moment w
historii tej zasłużonej formacji, ale wstydu panom na pewno nie przyniósł. W
przypadku zespołów tak doświadczonych nigdy nie wiadomo, czy dana płyta nie
będzie ostatnia. No cóż, tamta nie będzie. Na rynku pojawia się właśnie album The Salentino Cuts. Tytuły jakby
znajome. Wszystkie. No tak, UFO dołącza do pokaźnego grona zasłużonych
rockowych bandów nagrywających album z coverami. Nie tak dawno na podobny krok
zdecydowała się formacja Krokus. Mam kilka takich płyt, kilka więcej słyszałem.
Efekty w takich przypadkach są dość różne, ale na pewno nie powiem, że nie da
się tego zrobić znakomicie (patrz Yeah!
grupy Def Leppard). Bez uprzedzeń zatem.
Podstawowym pytaniem, które musi
paść przy okazji premiery takiej płyty, jest: „Po co?”. Nie oszukujmy się,
większość z nas zada sobie takie pytanie, gdy uznana rockowa grupa z niemal
50-letnim stażem wydaje nagle album z coverami. Najprostszą odpowiedzią będzie:
„Bo mogą”. Trudno zresztą doszukiwać się innej. Przecież nie dla kasy, bo tej
grupa UFO (podobnie jak 99,99% wykonawców obecnie) nie robi na płytach (a już
na pewno nie z cudzymi utworami), a na koncertach. W pewnym sensie to pewnie
chęć wypuszczenia czegoś dla fanów, gdy nie ma się zbyt wielu pomysłów, a
wypadałoby coś wydać, bo czas leci, a zespół chce mieć nowy album co 2-3 lata.
To dość zrozumiałe. Mniej zrozumiałe jest trzymanie się w przypadku wielu
kompozycji tak kurczowo oryginałów. No przecież nie po to nagrywa się takie
płyty, żeby grać to samo, co wykonawcy, którzy te utwory rozsławili. Można
wspomnieć o walorze edukacyjnym – panowie chcą przedstawić słuchaczom trochę
swojej ulubionej muzyki. No w porządku, tyle że wtedy tłuczenie rzeczy typu Ain’t No Sunshine, Break on Through, Just Got
Paid czy Mississippi Queen nie ma
najmniejszego sensu, bo każdy z tych kawałków był coverowany przynajmniej po
kilkanaście razy. Choć w przypadku pierwszego z wymienionych numerów jestem w
moich odczuciach chyba odosobniony. Zagraniczny słuchacze i recenzenci zdawali
się mocno zaskoczeni takim wyborem. No cóż, wińcie Budkę Suflera.
Ale przyznać muszę, że jest tu
kilka zaskoczeń. Nie tyle w sensie samego brzmienia i podejścia do tematu, ile
w kwestii doboru utworów. Z mojej perspektywy – jako fana sceny Seattle –
największym musi być River of Deceit
z genialnej, jedynej płyty zespołu Mad Season. Bardzo miła niespodzianka.
Problem w tym, że Phil Mogg wokalistą wciąż jest bardzo dobrym (ba, chyba każdy
chciałby tak śpiewać w wieku 69 lat – także kilku jego jeszcze sławniejszych
kolegów po fachu…), ale do charyzmy i przede wszystkim głosowej wyjątkowości
Layne’a Staleya dość mu daleko, więc i wersja UFO nie wywołuje nawet cząstki
emocji związanej ze słuchaniem oryginału. Większość pozostałych numerów to
raczej nie te najbardziej oczywiste wybory, choć i żadne wielkie niespodzianki.
Dominuje klimat klasycznego blues/hardrockowego grania i numerów takich jak Heartful of Soul (oryg. The Yardbirds), The Pusher (Steppenwolf) czy Paper in Fire (John Mellencamp) po
prostu bardzo dobrze się słucha, choć ci, którzy znają oryginały, raczej nie
będą zaskoczeni rozwiązaniami zaproponowanymi przez UFO. Rock Candy aż prosiło się o dłuższą zabawę instrumentalną i w sumie
panowie na trochę tej zabawy sobie pozwalają, ale czy nie byłoby jeszcze
lepiej, gdyby zaszaleli – nawet kosztem jednego utworu – i pociągnęli motyw
instrumentalny jeszcze dłużej? Tak, jak zapewne czyniło z tym utworem Montrose
wiele zespołów podczas koncertów.
Przyczepię się do czegoś. Trochę
dziwnie brzmi mi na tej płycie wokal Mogga. A może nie tyle sam wokal, co
produkcja i umiejscowienie głosu w miksie. Mam wrażenie, jakby Mogg stanowił
jedną całość, a reszta grupy drugą – zupełnie inną. Nie czuję tego ognia. Te
numery aż proszą się o to, żeby wylewać się z głośników z mocą wodospadu
(niczym sławne tabletki do sztucznych szczęk czy jakieś inne cholerstwo
reklamowane niegdyś w telewizji). Tymczasem jak dla mnie to wszystko jest
jakieś takie wytłumione, trzymane w ryzach, bez „efektu wow” (chyba oglądam za
dużo reklam). Ale może to też jakiś urok tego typu produkcji. Jedni lubią
truskawki, a inni jak im się rozżarzony… zresztą nieważne.
Nie chcę, żeby ten tekst brzmiał
jak narzekanie. The Salentino Cuts to
naprawdę przyjemna płyta. Myślę, że spędzę z nią niejedną trasę w samochodzie.
Nie będę też uciekał się do argumentów w stylu: „Jak będę chciał posłuchać
<tu wstaw odpowiedni tytuł>, to posłucham sobie oryginału”. Choćby
dlatego, że musiałbym strasznie płytami żonglować, żeby taki zestaw w wersjach
oryginalnych sobie zafundować. Ale też nie zamierzam rozpływać się nad kunsztem
muzyków i geniuszem prezentowanych przez nich wersji. Wszyscy wiemy, że fachowcy
z nich pierwszorzędni. UFO to jedna z najzacniejszych rockowych marek i żadnym
zaskoczeniem nie jest, że utwory przez nich coverowane brzmią bardzo dobrze.
Ale bez ekscytacji i masowej histerii – panowie po prostu nagrali sobie rzeczy,
które lubią, i zrobili to jak na starych mistrzów przystało. „Bo mogą”.
1. Heartful of Soul (3:09)
2. Break on Through (To the Other Side) (2:21)
3. River of Deceit (5:09)
4. The Pusher (4:55)
5. Paper in Fire (4:02)
6. Rock Candy (5:11)
7. Mississippi Queen (2:41)
8. Ain't No Sunshine (3:12)
9. Honey-Bee (3:58)
10. Too Rolling Stoned (5:14)
11. Just Got Paid (3:23)
12. It's My Life (3:32)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz