foto: Justyna Szadkowska https://www.facebook.com/FotoFaceJustisza |
Radomsko nie jest raczej zbyt
ważnym punktem na koncertowej mapie Polski. Właściwie to nie jest nawet mało
ważnym punktem. Tu po prostu rzadko się zdarza, żeby cokolwiek się działo,
zwłaszcza w temacie muzyki rockowej z wyższej półki. Co innego podradomszczańskie
Gomunice. To tam, do kultowego już niemal klubu Bogart, zjeżdżają się
regularnie fani rocka z Radomska, Piotrkowa Trybunalskiego, Bełchatowa czy
Częstochowy oraz innych okolicznych metropolii. Kiedy byłem ostatni raz na
koncercie rockowym w radomszczańskim MDK-u? W 2. klasie liceum. To było dawno
temu, gdy na czele grupy Dżem (bo to jej koncert wtedy widziałem) stał Jacek
Dewódzki. Widać jednak, że albo miejscowe towarzystwo faktycznie spragnione
jest dobrej muzyki, albo pojawił się naprawdę duży kontyngent przyjezdnych, bo
sala MDK-u była niemal pełna (i założę się o wiele, że te nieliczne puste
miejsca to przede wszystkim efekt rozdawania darmowych zaproszeń różnym ważniakom,
którzy takie koncerty mają gdzieś, ale nie wypada tych zaproszeń im nie dać…). No
to kto ściągnął do sali, w której na co dzień działa kino, takie tłumy? Ray
Wilson – były wokalista Genesis, który od momentu zamieszkania w Polsce już
ładnych kilka lat temu, zjeżdża nasz kraj wzdłuż i wszerz.
W ostatnich latach koncerty Raya
Wilsona to w zasadzie świat Genesis w pigułce. Można usłyszeć zarówno utwory
tej formacji (ze wszystkich okresów działalności), jak i solowe dokonania Phila
Collinsa czy Petera Gabriela, oraz oczywiście utwory samego Wilsona – czy to
solowe, czy nagrane ze Stiltskin. Setlista jest bardzo sprytnie ułożona, tak,
by nawet ci spośród słuchaczy, którzy nie znają solowego dorobku Raya, a
zgodnie ze starą prawdą lubią tylko te piosenki, które znają, nie nudzili się
podczas koncertu. Czyli przeplatanka. Było trochę materiału z zeszłorocznych
albumów Song for a Friend i Makes Me Think of Home, był też jeden z
najbardziej lubianych utworów Raya – Constantly
Reminded (z fragmentem zaśpiewanym po polsku) z drugiej płyty Stiltskin, a
także kolejny z moich faworytów – kompozycja tytułowa z jego pierwszej płyty
solowej – Change. I choć każdy utwór
tego późnego popołudnia (koncert rozpoczął się zaskakująco wcześnie, bo o 18.,
co w sumie jest niegłupim pomysłem, skoro to niedziela) prowokował żywiołowe
reakcje, to nie da się ukryć, że publiczność najbardziej entuzjastycznie
reagowała na materiał najlepiej znany. Pierwszą owację na stojąco wzbudził
wielki przebój Land of Confusion, a
potem podobne reakcje zdarzały się jeszcze kilka razy – przy utworach Home By the Sea, Mama i podczas zamykającego koncert Calling All Stations – numeru tytułowego z jedynej płyty, którą
Wilson nagrał z Genesis. Fani bardziej progresywnych klimatów z historii
Genesis też mieli powody do zadowolenia – pojawił się bardzo często śpiewany
przez Raya numer The Carpet Crawlers
oraz The Dividing Line, według mnie najlepsza i na pewno w największym stopniu
nawiązująca do progresywnych początków formacji kompozycja z Calling All Stations. Wniosek?
Dostaliśmy kapitalną mieszankę przebojowości i trochę bardziej skomplikowanych
numerów, może nieco trudniejszych w odbiorze dla przeciętnego słuchacza radia
pozłacane hity. Do tego wszystko brzmiało naprawdę kapitalnie – i mam tu na
myśli zarówno samo wykonanie, jak i zaskakująco dobrą akustykę sali MDK-u.
Ray Wilson ma na siebie pomysł.
To w sumie żadna nowość – znalazł go wszak dość dawno temu. I ten pomysł eksploatuje
z korzyściami dla siebie i słuchaczy. Ktoś mógłby marudzić, że jego koncerty to
w zasadzie w połowie tribute show, ale czy naprawdę jest na co marudzić? Na
zobaczenie na żywo Genesis szanse są znikome, na Phila Collinsa solo niemal
żadne, a i Peter Gabriel niezupełnie wpada do nas co kilka miesięcy, więc
koncerty Raya, człowieka, który śpiewał utwory obu panów przez ten krótki czas,
gdy był wokalistą Genesis, to swego rodzaju „the best of Genesisowego uniwersum”.
Taki format dobrze się przyjął – Ray ma z tego korzyści, bo może się z tego
utrzymywać i zawsze to przyjemnie grać w pełnych salach, publiczność ma
korzyści, bo taki zestaw przebojów sprawdza się na żywo kapitalnie, a w dodatku
jest zagrany i zaśpiewany znakomicie, a do tego miejsca takie jak Radomsko mogą
przez moment poobcować z muzyką rockową z naprawdę wysokiej półki.
Wszystkie zdjęcia są moj… a nie, zaraz.
Nie ma zdjęć, gdyż niestety nikt w MDK-u w moim rodzinnym mieście nie opanował
najwyraźniej sztuki odpisywania na maile w sprawie akredytacji prasowych. Zdjęcie główne dzięki uprzejmości Justyny Szadkowskiej => klik <=
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Podoba mi sie ten pomysl na siebie w wykonaniu Ray,a,szczegolnie w punkcie dawania koncertow w miejscowosciach gdzie dotychczas zaden artysta tego kalibru nie zawital i nie raczej sie to nie zdarzy w przyszlosci/ostatnio zawital na Slunsku do takich miast jak Zory czy Knurow,znane jako bastiony discopolo/Buduje sobie sobie coraz wieksze grono fanow,szczegolnie fanek to mu bedzie procentowac w przyszlosci.Ci ktorzy normalnie na koncerty nie chodza,beda jego wystep szczegolnie wspominac i robic Mu pozytywny public relations w swoim towarzyskim gronie.takie trasy koncertowe po peryferiach kraju to najlepsza promocja dla kazdego
OdpowiedzUsuń