Długi czas była to płyta, o
której istnieniu teoretycznie wiedział każdy zainteresowany tematem, ale w
zasadzie nikt nie potrafił na jej temat nic powiedzieć. No w porządku – weszli
do studia. Coś podłubali. Obfotografowano ich solidnie z instrumentami. Niby
wszystko wiadomo. A potem nagle długie miesiące ciszy w temacie i coraz
częściej pojawiające się wątpliwości – czy na pewno coś nagrali? A może nie są
zadowoleni z efektów i wszystko się jakoś „rozlazło”? No to przyszła pora
uspokoić wszystkich – nagrali i nie rozlazło się. Maciej Meller, Maciej
Gołyźniak i Mariusz Duda – doświadczeni „zawodnicy” – debiutują pod nowym
szyldem z płytą Breaking Habits, na
której – zgodnie z tytułem – starają się zrywać z muzycznymi wyobrażeniami na
swój temat.
Nie przepadam za określeniem
„supergrupa”, więc będę go unikał. Meller Gołyźniak Duda to po prostu projekt
trzech gości znanych z różnych polskich zespołów – często dość odległych od
siebie stylistycznie – którzy postanowili wejść do studia i sprawdzić, czy uda
im się wyczarować coś, co nie będzie przypominało ich wcześniejszych dokonań. I
trzeba przyznać, że to założenie udało się z powodzeniem wprowadzić w życie. Breaking Habits to bardzo tradycyjny
album - zarejestrowany przez muzyków grających jednocześnie w tym samym
pomieszczeniu, brzmiący bardzo organicznie i bez silenia się na zbędną w tym
przypadku nowoczesność, efekciarstwo czy „studyjną magię”. W dodatku płyta trwa
tyle, ile bizony lubią najbardziej, czyli mieści się na jednym krążku winylowym.
Jest to album różnorodny, ale to, co łączy większość materiału, to spora
energia, nieco brudne brzmienie i brak schematów. Czasami słyszymy formy nieco
prostsze, bardziej tradycyjne, innym razem trio odchodzi od utartych schematów.
W trakcie tych niespełna trzech kwadransów możemy dać się ponieść mocnemu
rytmowi rozkręcającego się z każdą minutą Birds
of Prey (kapitalny „rozruszacz” na początek – świetny wybór pierwszej
kompozycji na płycie), wczuć się w oszczędny, nieco leniwy klimat promującego
album utworu Feet on the Desk (bardzo
amerykański, luzacki numer – do tego nie tak dalekie echa „Ech” Floydowych w
kapitalnej drugiej części), odlecieć przy hipnotycznym utworze tytułowym
(jednym z dwóch instrumentalnych nagrań na płycie – to zresztą mój faworyt na wydawnictwie), który rozkręca się z każdą minutą,
pokiwać się przy funkującym Tattoo
czy całkowicie stracić głowę przy psychodelicznych odjazdach w najdłuższym Floating Over. To właśnie w tym kawałku
słychać najbardziej, że muzyków w studiu nic nie ograniczało. Mieli ochotę na
coś dłuższego, być może bardziej szalonego, więc dali się ponieść wenie, nie nacisnęli
przycisku „stop” zbyt wcześnie, rozwinęli motywy, które siedziały w ich
głowach, a efekty tej pogoni za własną intuicją umieścili na płycie. Efektem jest numer, który początkowo bardzo przyjemnie kołysze i natychmiast wpada w ucho dzięki chwytliwemu refrenowi, a później nagle odjeżdża w rejony, których na początku zupełnie byśmy się nie spodziewali. Zresztą
najciekawsze fragmenty na płycie to według mnie właśnie te, kiedy słychać, że „zasadnicza”
część danego utworu dobiegła końca i zaczyna się improwizowanie.
Czasami jest pomysłowo, innym
razem zaskakująco… „piosenkowo” – ale przez większość czasu bardzo ciekawie i
świeżo. Tak właśnie brzmi Breaking Habits.
Nie ma sensu porównywać tej płyty z dokonaniami Quidam, Sorry Boys, Lunatic
Soul czy Riverside. To zupełnie inny zwierz. Pewnie wielu fanów najbardziej
znanego w tym gronie Mariusza Dudy będzie doszukiwało się tu jakichś śladów
emocji zawartych na krążkach dwóch ostatnich z wymienionych powyżej zespołów.
Zaprawdę powiadam wam – nie tędy droga! Odsłuch z nastawieniem, że Duda
zaczaruje jak na Walking on a Flashlight
Beam, albo że Meller zahipnotyzuje pięknymi dźwięzażami©, może
skończyć się sporym zawodem. To nie ta bajka. To inny rodzaj emocji i inne
muzyczne okolice. Ale to także album, którego odsłuch przynosi sporo
satysfakcji. Nawet jeśli muzycy poruszają się tu po dość szerokim muzycznym
polu, to nie gubią wątku. Być może raz czy dwa weszli na częstotliwość, której
mój wewnętrzny odbiornik nie łapie, ale przynajmniej kilka razy miałem
wrażenie, że nadajemy (oni jako twórcy – ja jako słuchacz) na tych samych
falach. Z ciekawością poczekam na rozwój wypadków, bo byłoby szkoda, gdyby nie
było żadnego dalszego ciągu – czy to w formie koncertowej, czy studyjnej.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
czyli kopytka na stół! :)
OdpowiedzUsuń