Moja miłość do Pink Floyd dojrzewała dość długo, przez co
nawet niespecjalnie żałowałem tego, że gdy David Gilmour i Rick Wright grali w
Gdańsku, ja bawiłem się na Stonesach w Londynie, bo akurat grali "pod
domem". Żal przyszedł dopiero jakiś czas później, wzmocniony jeszcze
dodatkowo, gdy miałem okazję tłumaczyć dwie biografie tej grupy. Jednak nigdy
nie byłem w stanie przekonać się w pełni do solowych płyt muzyków Pink Floyd.
Ba, nawet płyty nagrywane przez zespół w składach innych, niż ten klasyczny nie
wzbudzają u mnie wielkiego entuzjazmu. Gdy brakowało Gilmoura, Wrighta lub
Watersa, nie było też według mnie dotknięcia geniuszu. Trafiały się wspaniałe
momenty, ale to nie była muzyka przywracająca wzrok niewidomym, wracająca
sprawność kończyn kalekim, uzdrawiająca przewlekle chorych. Najwyżej wywar na
dolegliwości żołądkowe. Może dlatego nie miałem w zasadzie żadnych konkretnych
oczekiwań w związku z wydaniem nowej płyty Davida Gilmoura Rattle That Lock, zwłaszcza po zawodzie przy okazji zeszłorocznej
premiery Endless River. I być może
ten brak oczekiwań sprawił, że odsłuch Rattle
That Lock sprawia mi autentyczną przyjemność.
Kluczem do polubienia tego krążka jest pozbycie się
nastawienia, że to album muzyka świętej pamięci Pink Floyd. To po prostu inna
muzyka. O ile jeszcze jakieś ślady późniejszych płyt grupy, gdy to Gilmour był
jej liderem, można tu odnaleźć, a i od czasu do czasu jakiś motyw przypomni nam
coś znacznie starszego (na przykład wczesne flirty grupy z muzyką filmową), o
tyle klimat tego albumu jest mało floydowy. Albumowe intro w postaci pięknego
instrumentalnego 5 a.m. wprowadza nas
w nastrój typowy dla co bardziej melancholijnych nagrań Gilmoura, tym bardziej,
że tego brzmienia gitary nie sposób nie rozpoznać, ale już następujące chwilę
później singlowe Rattle That Lock to
energiczny, popowy numer, który znakomicie pasowałby na płytę Stinga. Szybko
jednak wracamy do melancholii i subtelnych brzmień w Faces of Stone, które rozpoczyna się uroczym wstępem
fortepianowo-organowym, by po chwili przejść w spokojne, nieco folkowe
„bujando” udanie łączące piękne dźwięki gitary Gilmoura z akordeonem. Emocje
nie opadają, bo chwilę później otrzymujemy chyba najpiękniejszy i najbardziej
przejmujący numer na albumie, A Boat Lies
Waiting. Oczywiście to, że w utworze słyszymy przez chwilę głos Ricka
Wrighta, a kompozycja jest poświęcona właśnie nieżyjącemu klawiszowcowi Floydów,
nadaje jej dodatkowego ciężaru emocjonalnego, ale to po prostu znakomity,
subtelny fortepianowy (bardzo symbolicznie i właściwie) kawałek, który kończy
się chyba nieco przedwcześnie. Czy to też pewien symbol? Nie będę jednak
doszukiwał się na siłę ukrytych znaczeń. Kończący pierwszą stronę wydania
winylowego utwór Dancing Right in Front
of Me to uroczy numer w starym stylu, spokojny, ozdobiony kapitalną,
oszczędną partią gitary, która niemal dopowiada własne słowa do tej opowieści.
Na moment pojawia się trochę jazzu, ale całość kręci się wokół klimatu starych,
zadymionych klubów południa Stanów.
Stronę drugą rozpoczyna kolejny mocny punkt albumu – In Any Tongue. I za każdym razem
nieodparcie kojarzy mi się z pierwszymi sekundami Comfortably Numb, choć to wrażenie nie zostaje ze mną zbyt długo. In Any Tongue to w zasadzie typowy
solowy Gilmour: nastrojowy, podniosły, bogato zaaranżowany, ze sporadycznymi wybuchami
emocji i dużym wkładem fortepianu (zasiadł za nim Gabriel Gilmour – z tych
Gilmourów) oraz instrumentów smyczkowych w tle. Drugi z trzech instrumentalnych
kawałków na albumie, Beauty, to udane
połączenie fortepianowej zadumy i klawiszowego tła z dynamicznym basem i
slajdowymi motywami gitarowymi. Prawdziwym zaskoczeniem jest jednak kompozycja
kolejna – The Girl in the Yellow Dress.
To znowu bardziej klimaty Stinga albo… Anny Marii Jopek. Pojawiają się także
goście specjalni oraz wyjątkowe instrumentarium – jazzowy kontrabasista Chris
Laurence, grający na trąbce założyciel Soft Machine Robert Wyatt, pianista i
gospodarz popularnego muzycznego talk show Jools Holland oraz były członek Pink
Floyd… Nie, nie Roger Waters ani nie Nick Mason. Chodzi o gitarzystę Rado
Klose'a, który był w składzie grupy jeszcze przed wydaniem pierwszej płyty, gdy
Floydzi po raz pierwszy (i nie ostatni) byli przez chwilę kwintetem. The Girl in the Yellow Dress to
kapitalna odmiana, świetny „zwrot akcji” po paru bardziej nastrojowych
numerach. Odmianą jest także drugi singiel – Today – bo tu znowu, jak to w nagraniu singlowym, jest bardziej
dynamicznie, lekko, nieco bardziej popowo i radiowo. To część wielkiej klamry
spinającej ten album. Pierwszą stronę rozpoczynało nastrojowye instrumentalne
intro, po którym następował energiczny, singlowy kawałek. Stronę drugą zamyka
drugi z radiowych numerów, nieco w klimacie Fame
Davida Bowiego, po którym z kolei na sam koniec mamy nastrojowe instrumentalne
outro And Then… Tak pięknie jak
Gilmour w tym numerze gitarę rozumie i obsługuje niewielu. Przychodzi mi na
myśl głównie Andy Latimer, bo to ten rodzaj piękna, co w Stationary Traveller.
Na
początku miałem w głowie podsumowanie, w którym chciałem napisać, że moim
największym zarzutem w stosunku do Rattle
That Lock jest brak spójności stylistycznej, ale po kilku odsłuchach niemal
całkowicie przestało mi to przeszkadzać. Owszem, oba single sprawiają wrażenie
utworów niepasujących do całości, lecz z drugiej strony bardzo ożywiają ten
album, który bez nich mógłby wydawać się nieco zbyt nostalgiczny i
melancholijny. A tak mamy dwie pobudki z tej zadumy i może nie był to zły
pomysł. To nie jest album muzycznego eksperymentatora – nim Gilmour był 40 lat
temu. To płyta muzyka z olbrzymim bagażem doświadczeń, który nic nie musi, ale
chce, a w dodatku nie dźwiga na barkach nazwy swojego dawnego zespołu, co – jak
się okazuje – niesie ze sobą same pozytywy. Rattle
That Lock to pierwsza solowa płyta któregokolwiek z członków Pink Floyd,
która naprawdę mnie zainteresowała, a kilka razy nawet szczerze zachwyciła.
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz