poniedziałek, 21 września 2015

David Gilmour - Rattle That Lock [2015]

Moja miłość do Pink Floyd dojrzewała dość długo, przez co nawet niespecjalnie żałowałem tego, że gdy David Gilmour i Rick Wright grali w Gdańsku, ja bawiłem się na Stonesach w Londynie, bo akurat grali "pod domem". Żal przyszedł dopiero jakiś czas później, wzmocniony jeszcze dodatkowo, gdy miałem okazję tłumaczyć dwie biografie tej grupy. Jednak nigdy nie byłem w stanie przekonać się w pełni do solowych płyt muzyków Pink Floyd. Ba, nawet płyty nagrywane przez zespół w składach innych, niż ten klasyczny nie wzbudzają u mnie wielkiego entuzjazmu. Gdy brakowało Gilmoura, Wrighta lub Watersa, nie było też według mnie dotknięcia geniuszu. Trafiały się wspaniałe momenty, ale to nie była muzyka przywracająca wzrok niewidomym, wracająca sprawność kończyn kalekim, uzdrawiająca przewlekle chorych. Najwyżej wywar na dolegliwości żołądkowe. Może dlatego nie miałem w zasadzie żadnych konkretnych oczekiwań w związku z wydaniem nowej płyty Davida Gilmoura Rattle That Lock, zwłaszcza po zawodzie przy okazji zeszłorocznej premiery Endless River. I być może ten brak oczekiwań sprawił, że odsłuch Rattle That Lock sprawia mi autentyczną przyjemność.

Kluczem do polubienia tego krążka jest pozbycie się nastawienia, że to album muzyka świętej pamięci Pink Floyd. To po prostu inna muzyka. O ile jeszcze jakieś ślady późniejszych płyt grupy, gdy to Gilmour był jej liderem, można tu odnaleźć, a i od czasu do czasu jakiś motyw przypomni nam coś znacznie starszego (na przykład wczesne flirty grupy z muzyką filmową), o tyle klimat tego albumu jest mało floydowy. Albumowe intro w postaci pięknego instrumentalnego 5 a.m. wprowadza nas w nastrój typowy dla co bardziej melancholijnych nagrań Gilmoura, tym bardziej, że tego brzmienia gitary nie sposób nie rozpoznać, ale już następujące chwilę później singlowe Rattle That Lock to energiczny, popowy numer, który znakomicie pasowałby na płytę Stinga. Szybko jednak wracamy do melancholii i subtelnych brzmień w Faces of Stone, które rozpoczyna się uroczym wstępem fortepianowo-organowym, by po chwili przejść w spokojne, nieco folkowe „bujando” udanie łączące piękne dźwięki gitary Gilmoura z akordeonem. Emocje nie opadają, bo chwilę później otrzymujemy chyba najpiękniejszy i najbardziej przejmujący numer na albumie, A Boat Lies Waiting. Oczywiście to, że w utworze słyszymy przez chwilę głos Ricka Wrighta, a kompozycja jest poświęcona właśnie nieżyjącemu klawiszowcowi Floydów, nadaje jej dodatkowego ciężaru emocjonalnego, ale to po prostu znakomity, subtelny fortepianowy (bardzo symbolicznie i właściwie) kawałek, który kończy się chyba nieco przedwcześnie. Czy to też pewien symbol? Nie będę jednak doszukiwał się na siłę ukrytych znaczeń. Kończący pierwszą stronę wydania winylowego utwór Dancing Right in Front of Me to uroczy numer w starym stylu, spokojny, ozdobiony kapitalną, oszczędną partią gitary, która niemal dopowiada własne słowa do tej opowieści. Na moment pojawia się trochę jazzu, ale całość kręci się wokół klimatu starych, zadymionych klubów południa Stanów.

Stronę drugą rozpoczyna kolejny mocny punkt albumu – In Any Tongue. I za każdym razem nieodparcie kojarzy mi się z pierwszymi sekundami Comfortably Numb, choć to wrażenie nie zostaje ze mną zbyt długo. In Any Tongue to w zasadzie typowy solowy Gilmour: nastrojowy, podniosły, bogato zaaranżowany, ze sporadycznymi wybuchami emocji i dużym wkładem fortepianu (zasiadł za nim Gabriel Gilmour – z tych Gilmourów) oraz instrumentów smyczkowych w tle. Drugi z trzech instrumentalnych kawałków na albumie, Beauty, to udane połączenie fortepianowej zadumy i klawiszowego tła z dynamicznym basem i slajdowymi motywami gitarowymi. Prawdziwym zaskoczeniem jest jednak kompozycja kolejna – The Girl in the Yellow Dress. To znowu bardziej klimaty Stinga albo… Anny Marii Jopek. Pojawiają się także goście specjalni oraz wyjątkowe instrumentarium – jazzowy kontrabasista Chris Laurence, grający na trąbce założyciel Soft Machine Robert Wyatt, pianista i gospodarz popularnego muzycznego talk show Jools Holland oraz były członek Pink Floyd… Nie, nie Roger Waters ani nie Nick Mason. Chodzi o gitarzystę Rado Klose'a, który był w składzie grupy jeszcze przed wydaniem pierwszej płyty, gdy Floydzi po raz pierwszy (i nie ostatni) byli przez chwilę kwintetem. The Girl in the Yellow Dress to kapitalna odmiana, świetny „zwrot akcji” po paru bardziej nastrojowych numerach. Odmianą jest także drugi singiel – Today – bo tu znowu, jak to w nagraniu singlowym, jest bardziej dynamicznie, lekko, nieco bardziej popowo i radiowo. To część wielkiej klamry spinającej ten album. Pierwszą stronę rozpoczynało nastrojowye instrumentalne intro, po którym następował energiczny, singlowy kawałek. Stronę drugą zamyka drugi z radiowych numerów, nieco w klimacie Fame Davida Bowiego, po którym z kolei na sam koniec mamy nastrojowe instrumentalne outro And Then… Tak pięknie jak Gilmour w tym numerze gitarę rozumie i obsługuje niewielu. Przychodzi mi na myśl głównie Andy Latimer, bo to ten rodzaj piękna, co w Stationary Traveller.


Na początku miałem w głowie podsumowanie, w którym chciałem napisać, że moim największym zarzutem w stosunku do Rattle That Lock jest brak spójności stylistycznej, ale po kilku odsłuchach niemal całkowicie przestało mi to przeszkadzać. Owszem, oba single sprawiają wrażenie utworów niepasujących do całości, lecz z drugiej strony bardzo ożywiają ten album, który bez nich mógłby wydawać się nieco zbyt nostalgiczny i melancholijny. A tak mamy dwie pobudki z tej zadumy i może nie był to zły pomysł. To nie jest album muzycznego eksperymentatora – nim Gilmour był 40 lat temu. To płyta muzyka z olbrzymim bagażem doświadczeń, który nic nie musi, ale chce, a w dodatku nie dźwiga na barkach nazwy swojego dawnego zespołu, co – jak się okazuje – niesie ze sobą same pozytywy. Rattle That Lock to pierwsza solowa płyta któregokolwiek z członków Pink Floyd, która naprawdę mnie zainteresowała, a kilka razy nawet szczerze zachwyciła.


--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz