niedziela, 8 listopada 2015

Ampacity - Superluminal [2015]

Nie jest łatwo opisywać takie płyty jak Superluminal. Z wielu powodów. Przede wszystkim niełatwa jest sama muzyka. 45 minut dźwięków podzielonych na zaledwie pięć utworów – zwolennicy zwartych konstrukcji muzycznych już pewnie zgrzytają zębami. Do tego na płycie nie ma wokali, co jeszcze bardziej utrudnia wgryzienie się w te numery, jeśli ktoś woli bardziej tradycyjne formy. No i przede wszystkim jest to muzyka, która znakomicie sprawdza się na koncertach i w zasadzie właśnie występy na żywo są tym momentem, gdy zespół Ampacity może w pełni wykorzystać swoje walory i rozwinąć te i tak długie kompozycje w duchu prawdziwej spacerockowej psychodelii. A na płycie? Na płycie zawsze istnieje ryzyko, że grupie nie uda się oddać w studio tej scenicznej energii. Na szczęście czasami coś, co teoretycznie nie powinno się udać, sprawdza się bardzo dobrze. Płyta Superluminal jest właśnie takim przypadkiem.

Pięć numerów, a każdy z nich prezentuje inny odcień z bogatej palety barw Ampacity. Otwierający płytę utwór 42 to dynamiczne, lecz bardzo melodyjne otwarcie, znakomicie łączące ciężar z polotem. Jest zaskakująco hardrockowo, choć z elementami progresji i kosmosu. Takie Rainbow zmieszane z Camelem, Toolem, Liquid Tension Experiment i ze szczyptą Ozric Tentacles. Brzmi jak szaleństwo, ale to działa! Zupełnie w inny klimat muzycy uderzają na początku Propellerbrain. Jest delikatnie, eterycznie, choć szybko do głosu dochodzi jazgotliwa gitara, która wiedzie numer przez kolejne kilka minut. Robi się dużo dynamiczniej niż na początku, choć prawdziwa przyjemność dźwiękowa zalewa nas dopiero, gdy gitara i organy zaczynają ze sobą współpracować. W drugiej części Ampacity rozpoczyna szaloną improwizację w duchu Deep Purple czy King Crimson z lat 70. i wychodzi to wyśmienicie. Końcówka to już czysty ogień i solidny łomot. Odejściem od tego klasycznie hardrockowego klimatu jest trzeci i najkrótszy (choć i tak trwający ponad sześć minut) utwór na płycie – Molten Boron. Rozpoczyna się spokojnie, wręcz leniwie, i tak już właściwie zostaje do końca kompozycji. Chwilami może i robi się nieco intensywniej, ale ten dość jednostajny, powtarzalny podkład wiedzie ten utwór przez całe sześć minut w tę spokojną, kosmiczną podróż.

Molten Boron to bardzo przyjemny przerywnik od mocniejszych dźwięków, bo już Planeta Eden od pierwszych sekund zwiastuje powrót do intensywniejszych klimatów, choć tym razem w trochę wolniejszym tempie, co w sumie dodaje całości dodatkowego ciężaru. Tu już nie mamy wpadających w ucho melodii, efektownych zagrywek gitarowych i porywających klawiszowych pasaży – w zamian dostajemy ciężkie riffy, gęste tło klawiszowe i rytmiczne połamańce rodem z twórczości King Crimson, i to tego bardziej metalowego Crimson. Zło wylewa się z każdą nutą, a całość wpada w mocno apokaliptyczny klimat. A wszystko to w ciągu pierwszych czterech minut. Po nich tempo nagle przyspiesza, a zespół przez kilka minut oddaje się szalonej improwizacji, wygaszanej stopniowo w ostatnich fragmentach utworu. Kompozycja tytułowa, która zamyka album, to powrót do bardziej melodyjnych motywów, a właściwie jednego, powtarzanego i lekko modyfikowanego motywu, który króluje przez pierwszą połowę numeru, aż do chwilowego wyciszenia. I kiedy już wydaje się, że to wyciszenie doprowadzi nas bez pośpiechu do końca płyty, na sam koniec znowu robi się głośniej i intensywniej, choć ponownie w oparciu o jeden powtarzany motyw. Tu nie ma wielkiego urozmaicenia, to jeden z tych numerów, które mają zahipnotyzować, wkręcić słuchacza swoją pozorną jednostajnością. Na koniec płyty nadaje się całkiem nieźle.

Ampacity to kolejna polska grupa, która wydała w tym roku bardzo ciekawy album. To nie jest muzyka, z którą można się przebić do mainstreamu, ale to jest chyba dość oczywiste dla samych członków zespołu. Ma się to jednak nijak do wartości muzycznej tego materiału, bo ta jest spora. Może nie jest to album przełomowy, oferujący coś zupełnie nowego w muzyce, ale sprawnie łączy różne muzyczne klimaty, nie zawsze automatycznie ze sobą kojarzone. Muzycy Ampacity są wszechstronni w swoich dźwiękowych podróżach i choćby przez to krążka Superluminal słucha się ze sporym zaciekawieniem. Być może przy dawce 70-minutowej materiał byłby zbyt ciężkostrawny, ale trzy kwadranse mijają przy nim błyskawicznie i bezboleśnie. Nie mam jednak wątpliwości, że prawdziwą siłę tych kompozycji poznają przede wszystkim bywalcy koncertów Ampacity.


--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz