24 grudnia 1975. Londyn. Grupa
Queen, która wydała niedawno swój czwarty album, A Night at the Opera, i właśnie okupuje od kilku tygodni pierwsze
miejsce brytyjskiej listy przebojów z utworem Bohemian Rhapsody, wchodzi na scenę prestiżowej sali Hammersmith
Odeon. Przez kolejne pięć kwadransów czterech muzyków oczaruje londyńską
publiczność. Będzie to jeden z najbardziej znanych i najlepszych występów w
historii grupy. 24 listopada 1996 roku. Pora popołudniowo-wieczorowa, czas
najlepszej słuchalności radia. Dość młoda, ale już niezwykle popularna stacja
RMF FM. Rozpoczyna się emisja koncertu grupy Queen zarejestrowanego niemal 21
lat wcześniej. Lecę szybko po czystą kasetę i już od drugiego utworu nagrywam
koncert, by potem odsłuchiwać go pewnie setki razy na magnetofonie (to takie
urządzenie, na którym odtwarzało się kasety – takie coś z taśmą, na co
nagrywało się muzykę… zresztą nieważne). Emisja kończy się wraz z ostatnimi
taktami zagranego na koniec zasadniczego setu In the Lap of the Gods… Revisited, po nich następuje komentarz
prezentera (jeśli pamięć mnie nie myli był to Piotr Metz): „To był koncert
zespołu Queen, dziś piąta rocznica śmierci Freddiego Mercury’ego”. Tak, dzieci –
to prawdziwa historia. Kiedyś popularne stacje komercyjne w Polsce nadawały
dobrą muzykę. Ba, potrafiły wyemitować godzinną porcję jednego koncertu. Byli
też prezenterzy wybierający tę muzykę, a nie zdający się na gust maszyny
losującej. Ludzie nagrywali utwory z radia na kasetach, wymieniali się tymi
nagraniami… Czasy niby tak bliskie, a tak odległe. 20 listopada 2015 roku – w sklepach
ukazuje się wreszcie po raz pierwszy oficjalny zapis koncertu sprzed 40 lat na
CD i DVD/Blu Ray – A Night at the Odeon.
To znakomicie, że panowie z Queen w końcu sięgają po świetne nagrania koncertowe z lat 70. Następna dekada została zajechana kolejnymi koncertówkami, zwłaszcza ze średnio udanej trasy Live Magic, a na wczesny Queen – „przed wąsem” – czekaliśmy latami. Na pierwszy ogień poszła rok temu genialna koncertówka nagrana w 1974 roku w innej londyńskiej sali – Rainbow Theatre. Tym razem dostajemy niemal ten sam zestaw utworów i grupę w bardzo podobnej formie. Czy jest zatem sens wydawać A Night at the Odeon? Jest! Dlaczego? Bo to Queen z połowy lat 70. – to jedyny argument, który ma tu znaczenie. Set jest absolutnie fantastyczny. Od porywającego, hardrockowego początku w postaci Now I’m Here i Ogre Battle przez piękne White Queen i typowy dla występów Queen z lat 70. miks utworów (tym razem Bohemian Rhapsody, Killer Queen, The March of the Black Queen i Bring Back That Leroy Brown) po przebojowy singiel Keep Yourself Alive, uwielbiany przez publiczność w tamtych czasach numer Liar i porywające tłumy, rozbujane In the Lap of the God… Revisited, czyli wczesny odpowiednik We Are The Champions w koncertowym repertuarze grupy. A potem jeszcze to, czego 19 lat temu nie usłyszałem w transmisji radiowej. Kolejny stały element koncertów Queen w tamtych czasach – mieszanka przebojów rockandrollowych. Porywająca, niemal zmuszająca do szaleństw pod sceną. I już własne numery na zakończenie: singlowe Seven Seas of Rhye i mało znane See What a Fool I’ve Been, które nigdy nie zostało wydane na płycie studyjnej grupy.
Opisywanie kolejnych kompozycji
pod kątem piękna solówek czy wokalnych popisów nie ma sensu. Fani doskonale
znają te kawałki, a to do nich przecież skierowane jest to wydawnictwo, bo
przeciętny słuchacz nie kupi płyty koncertowej Queen, na której jedynym
rozpoznawalnym przez niego utworem jest Bohemian
Rhapsody. Bardziej chodzi o ogólny klimat nagrania i tamtego okresu w historii
zespołu. Queen w połowie lat 70. to grupa bazująca na niezwykle dynamicznej,
pełnej ognia, ale jednocześnie bardzo zwartej sekcji rytmicznej Roger Taylor /
John Deacon oraz uzupełniającym się brzmieniu gitary Briana Maya i fortepianu
Mercury’ego. Nie ma wielkich refrenów wyklaskiwanych przez gigantyczny tłum,
nie ma korony na głowie, syntezatorów, dodatkowego muzyka obsługującego
instrumenty klawiszowe, żeby Mercury mógł sobie pobiegać po scenie. Jest za to
czterech młodych, niepozornych gości, ubranych w dodatku w dziwne ciuchy,
którzy robią na scenie takie zamieszanie, że zasłużenie zdobyli opinię jednego
z najlepszych koncertowych zespołów rockowych wszech czasów. Zapomnijcie o przereklamowanym
Wembley, o tragicznej płycie Live Magic,
o kiepskim występie na Rock in Rio ‘85 – dwie londyńskie koncertówki z lat 1974–1975,
Rainbow i Odeon, to wydawnictwa, które musi mieć każdy fan dobrego rocka z
lat 70. Po prostu nie da się być lepszym w tym co się robi. Pozostaje cieszyć
się, że doczekaliśmy czasów, w których archiwa Queen z tej fantastycznej dekady
zostały otwarte, i liczyć na to, że to nie koniec tak miłych nowin. Jeśli
zwyczaj wydawania albumów zarejestrowanych 40 lat wcześniej zostanie
podtrzymany w kolejnych latach, czeka nas w kilkudziesięciu nadchodzących
miesiącach kilka genialnych archiwalnych płyt sygnowanych nazwą Queen. I żeby
nie ta koszmarna okładka, to byłoby idealnie…
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Bizon, wcale nie jest tak idealnie. Słuchałem tego czegoś i mix jest okropny!!! Nie umywa się do wersji BBC z 2009 roku. Porównaj sobie nawet utwory z bonusów remasterów z 2011 roku z tymi. Wyraźna różnica na korzyść tamtych. Zero dynamiki, płaskie brzmienie(zwłaszcza perkusja). Wokal Fredka też pozostawia wiele do życzenia. Tu i ówdzie poprawili i to konkretnie. Jak tak ma brzmieć mix np. Hammy 79, to niech lepiej tego nie wydają. Pozdro dla Ciebie! P.S. Między marcowym Rainbow a tym koncertem jest przepaść.
OdpowiedzUsuń