Uriah Heep to firma, która nie
zawodzi. Nigdy nie zdobyli sławy Deep Purple, lata 80. były dla nich kiepskie,
a i kolejna dekada przynajmniej na początku nie dawała powodów do optymizmu.
Ale wrócili na właściwą ścieżkę trzema udanymi płytami wydanymi w ostatnich
latach, a co ważniejsze – na żywo wciąż prezentują się znakomicie bez względu
na to, kto aktualnie gra w grupie. Dwaj najnowsi członkowie Heep – sekcja
rytmiczna Davey Rimmer / Russell Gilbrook – dali grupie nowe siły witalne i
znakomicie uzupełniają na scenie duet zespołowych weteranów – Berniego Shawa i
Phila Lanzona (obaj w Heep od 29 lat) – oraz jedynego oryginalnego członka
kapeli, gitarzystę Micka Boxa. Również set koncertowy Uriah Heep to dowód na
to, że zespół czuję się dobrze i pewnie z nowym materiałem, gdyż Heep nie boją
się grać utworów pochodzących z zeszłorocznej płyty Outsider, choć niestety na tym odcinku trasy nowych kawałków jest
mniej niż jeszcze kilka tygodni temu (trzy zamiast pięciu). Nie zabrakło mniej
znanej perełki w zestawie w postaci The
Hanging Tree z płyty Firefly
nagranej z wokalistą Johnem Lawtonem. Kolejną miłą niespodzianką z tej samej zresztą
płyty była piękna ballada Wise Man
rzadko grana w ostatnich latach. Pozostałą część setu zajęły nagrania z
klasycznego okresu działalności grupy, gdy w Heep śpiewał David Byron, a
głównym kompozytorem był Ken Hensley, m.in.: Gypsy, Sunrise, Stealin’, July Morning i Lady in Black. Również na bis usłyszeliśmy numery, które można uznać za klasykę hard rocka – Bird of Prey
i Easy Livin’. Pojawiły się także kawałki, które w ostatnich latach były pomijane przez grupę – nieco zapomniany akustyczny
klasyk The Wizard, jeden z moich ulubionych utworów Uriah Heep Rainbow Demon oraz
kilkunastominutowy progrockowy kolos The
Magician’s Birthday.
Grupa jest w wyśmienitej formie,
najnowsze utwory brzmią świetnie między uznanymi klasykami i nie ma się co
dziwić, że Heep wciąż spędzają wiele miesięcy w trasie. Ich po prostu chce się
słuchać. Miło też, że nie trzymają się wyłącznie starszego materiału, choć jeszcze
milej byłoby usłyszeć także nieco mniej znane kompozycje z lat 80. czy 90., bo
choć nie był to najlepszy okres w historii grupy, całkowite ignorowanie go jest
krzywdzące dla tej części bogatego dorobku zespołu. Wszystko jednak wynagradza
możliwość wysłuchania na żywo swojej ulubionej kompozycji wszech czasów (July
Morning). Na takie koncerty po prostu chce się chodzić i dzień, w którym Heep
ogłoszą zakończenie działalności, będzie momentem dla rocka bardzo smutnym.
Oczywiście są następcy, ale ta kapela wciąż czerpie tak wielką radość ze
wspólnego grania, że chciałoby się słuchać ich bez końca. I oby jeszcze
przynajmniej przez kilka lat.
Jako support zaprezentowała się
polska heavymetalowa kapela Night Mistress.
Wszystkie
zdjęcia są mojego autorstwa. Nie bądź bucem, nie kradnij cudzej własności. Chcesz
się nimi podzielić - podlinkuj ten wpis lub spytaj o zgodę.
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz