fot. Łukasz Górny |
To był wieczór z cyklu tych,
kiedy wszystko jest wyjątkowe. Wyjątkowo późno ogłoszony koncert, wyjątkowo
szybka decyzja, żeby jechać, wyjątkowe towarzystwo na miejscu, wyjątkowo dobra
pogoda, wyjątkowa setlista składająca się w niemal połowie z utworów z płyty,
która ukazywała się oficjalnie dopiero dzień później (ale była już po raz pierwszy dostępna na
stoisku), wreszcie wyjątkowa okazja zobaczenia jednego z najlepszych
współczesnych zespołów rockandrollowych w jego naturalnym klubowym środowisku
przed najwierniejszymi fanami – nie w wielkiej hali, gdzie muzycy są ledwo
widoczni i muszą robić wszystko, żeby zainteresować sobą publiczność przybyłą
na występ innego zespołu.
To teraz małe wyjaśnienie do
pierwszego akapitu. Rival Sons są na trasie z Black Sabbath. Mają dla siebie 40
minut każdego wieczora, podczas których prezentują głównie najpopularniejsze
numery z poprzednich płyt. Czasu na promocję nowego albumu zatytułowanego Hollow Bones za bardzo nie ma. Na
szczęście legendy z Birmingham nie przemęczają się już zbytnio w temacie liczby
koncertów w tygodniu, więc czasami amerykańskiej grupie udaje się wcisnąć jakiś
„własny” występ po drodze, gdy Ozzy i spółka regenerują siły. Koncert w
Berlinie został zapowiedziany ledwie 10 dni przed jego datą. Decyzja, żeby
organizować grupowy wyjazd z Polski, zajęła dosłownie sekundy. Takiej okazji
nie można przegapić. Choć znałem już od jakiegoś czasu nową płytę, usłyszenie
tych numerów na żywo było wystarczająco silnym magnesem, by przyciągnąć mnie
ponownie do Berlina (który w pogoni za Rival Sons nawiedziłem także kilkanaście
miesięcy temu). Polski kontyngent pod sceną był zresztą jak zwykle zacny i
liczył kilkanaście osób, które przyjechały z tak różnych miejsc jak Wrocław,
Warszawa, Katowice czy Łódź (dzień dobry).
fot. Łukasz Górny |
Zespół zaczął od kompozycji z Great Western Valkyrie, które zabrzmiały
znakomicie i natychmiast rozruszały kilkuset fanów zgromadzonych w Columbia
Theater. Jednak nie da się ukryć, że tego wieczora ludzie czekali przede
wszystkim na kawałki z Hollow Bones,
tym bardziej, że większość publiczności prawdopodobnie nie miała okazji
zapoznać się z utworami z tej płyty (pomijając single). Muzycy wykonali kolejno
pierwszych sześć numerów z nowego wydawnictwa. Dwa pierwsze single – Hollow Bones Pt. 1 i Tied Up – wypadły świetnie. Sporo na
żywo zyskał Baby Boy, który w wersji
studyjnej mnie nie porwał, za to niezłe na płycie Thundering Voices zabrzmiało jakoś bez energii. Może to kwestia
ciągłego dopracowywania nowych kawałków, ale coś mi się tam nie kleiło.
Wpadający w ucho refren Pretty Face
musiał porwać widownię i tak właśnie się stało. Drugi refren śpiewali już chyba
nawet ci, którzy właśnie słyszeli ten utwór po raz pierwszy. Po tych pięciu
krótszych kompozycjach zespół wreszcie dotarł do pierwszego bardzo mocnego
punktu nowej płyty – Fade Out. Jay
Buchanan przechodził samego siebie. Choć pod sceną jego wokale momentami niemal
całkowicie ginęły, zagłuszane przez instrumenty (kilka metrów z tyłu słychać
już było fantastycznie – uroki koncertów: albo zabawa pod sceną, albo dobre
brzmienie), w Fade Out przebijał się
przez tę ścianę dźwięku z niezwykłą łatwością. Bardzo ciężka druga –
instrumentalna – część tego numeru zahipnotyzowała fanów. I aż chciałoby się
napisać, że potem przeszli do trzech pozostałych numerów z płyty – tych obok Fade Out najlepszych. Niestety to było
na tyle jeśli chodzi o nowe kompozycje. Mały zawód, bo już przez moment miałem
nadzieję, że skoro okazja specjalna, to może wyjątkowo dostaniemy całą płytę na
żywo. Nic to jednak. Po prezentacji świeżych kompozycji przyszła pora na paradę
ulubionych koncertowych numerów. Tu zdecydowanie najlepiej wypadło Open My Eyes z kapitalnym, jazgotliwym
wstępem gitarowym oraz punkt kulminacyjny każdego koncertu Rival Sons czyli Torture, w którym zespół i publiczność
nakręcają się nawzajem, tworząc niesamowity klimat wspólnej zabawy.
fot. Łukasz Górny |
Kilkanaście minut po zejściu ze
sceny muzycy w komplecie stawili się w pobliżu stoiska z koszulkami i płytami,
by podpisywać, co było do podpisania, i pozować do zdjęć. Choć ochrona chyba za
bardzo przejmowała się swoją robotą i przez to momentami atmosfera robiła się
nieco mniej rodzinna, niż można się było spodziewać, była to świetna okazja
(dla niektórych zapewne pierwsza w życiu) do spędzania chociaż kilku chwil na
rozmowie z muzykami, którzy byli szczerze zadowoleni z przyjęcia i z tego, że
niektórzy pokonali setki kilometrów, by być na tym koncercie (obecność
polskiego kontyngentu została dostrzeżona). Ale jak tu nie jechać, skoro takie
grupy jak Rival Sons po prostu zasługują na tak wielki szacunek i uwielbienie
swoich fanów? Chciałoby się, żeby takie imprezy, na których zbierają się przede
wszystkim ci najwierniejsi i najbardziej zagorzali fani grupy, odbywały się
nieco częściej. Niewiele mamy ostatnio okazji, by podziwiać zespół na
pełnowymiarowych koncertach, bo trasy z Deep Purple i Black Sabbath zjadają
większość czasu muzyków Rival Sons. Być może to pora na zorganizowanie się nie
tylko w krajowe i regionalne „street teamy”, lecz także w oficjalny międzynarodowy
fanklub na wzór Ten Clubu zrzeszającego fanów Pearl Jam? A wracając do samego
występu, na sali można było zauważyć kilka kamer, które rejestrowały
przynajmniej kilka pierwszych utworów. Przeczucie podpowiada mi, że za jakiś
czas dostaniemy rozszerzoną edycję Hollow
Bones (wytwórnia Earache ma w zwyczaju wypuszczanie nowych wersji płyt
kilkanaście miesięcy po premierze „oryginału”) z kilkoma nagraniami
koncertowymi, ale na razie to tylko moje przypuszczenia. Jeśli się sprawdzą,
będzie to kapitalna pamiątka dla wszystkich zgromadzonych tego dnia na tym
specjalnym koncercie.
fot. Łukasz Górny |
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
szczerze zazdraszczam! :P no i muszę, bo się uduszę... imidżem pasujesz na członka zespołu ;) w pierwszym momencie wczorajszego LPS-u myślałam,że Ty to jeden z nich.
OdpowiedzUsuńZaczynam trochę zalowac za się do końca nie zmobilizowałem na te 500 km/w jedna strone/...a ten koncert musial się udac w tym miejscu i tym zespolem...czytając te relacje poczułem się jakby mi powiedziano..Wish You Were Here
OdpowiedzUsuńtak, to zdecydowanie był koncert z cyklu tych, na których naprawde warto było być. tez prawie 500km w jedną strone. no ale wiadomo, że nie zawsze sie da. jak sie nie pracuje na etat, to czlowiek bardziej elastyczny czasowo i moglismy sobie pozwolic na szybką decyzje i wyjazd :)
UsuńCieszę się, że byliście, że się udało, i że podzieliłeś się czastką pokoncertowych emocji :)
OdpowiedzUsuńPS No i oczywiście nic żeście mi nie kupili! :p