sobota, 11 czerwca 2016

Rival Sons [koncert z okazji premiery płyty Hollow Bones] - Berlin [Columbia Theater], 9 VI 2016 [relacja]


fot. Łukasz Górny

To był wieczór z cyklu tych, kiedy wszystko jest wyjątkowe. Wyjątkowo późno ogłoszony koncert, wyjątkowo szybka decyzja, żeby jechać, wyjątkowe towarzystwo na miejscu, wyjątkowo dobra pogoda, wyjątkowa setlista składająca się w niemal połowie z utworów z płyty, która ukazywała się oficjalnie dopiero dzień później (ale była już po raz pierwszy dostępna na stoisku), wreszcie wyjątkowa okazja zobaczenia jednego z najlepszych współczesnych zespołów rockandrollowych w jego naturalnym klubowym środowisku przed najwierniejszymi fanami – nie w wielkiej hali, gdzie muzycy są ledwo widoczni i muszą robić wszystko, żeby zainteresować sobą publiczność przybyłą na występ innego zespołu.

To teraz małe wyjaśnienie do pierwszego akapitu. Rival Sons są na trasie z Black Sabbath. Mają dla siebie 40 minut każdego wieczora, podczas których prezentują głównie najpopularniejsze numery z poprzednich płyt. Czasu na promocję nowego albumu zatytułowanego Hollow Bones za bardzo nie ma. Na szczęście legendy z Birmingham nie przemęczają się już zbytnio w temacie liczby koncertów w tygodniu, więc czasami amerykańskiej grupie udaje się wcisnąć jakiś „własny” występ po drodze, gdy Ozzy i spółka regenerują siły. Koncert w Berlinie został zapowiedziany ledwie 10 dni przed jego datą. Decyzja, żeby organizować grupowy wyjazd z Polski, zajęła dosłownie sekundy. Takiej okazji nie można przegapić. Choć znałem już od jakiegoś czasu nową płytę, usłyszenie tych numerów na żywo było wystarczająco silnym magnesem, by przyciągnąć mnie ponownie do Berlina (który w pogoni za Rival Sons nawiedziłem także kilkanaście miesięcy temu). Polski kontyngent pod sceną był zresztą jak zwykle zacny i liczył kilkanaście osób, które przyjechały z tak różnych miejsc jak Wrocław, Warszawa, Katowice czy Łódź (dzień dobry).

fot. Łukasz Górny

Zespół zaczął od kompozycji z Great Western Valkyrie, które zabrzmiały znakomicie i natychmiast rozruszały kilkuset fanów zgromadzonych w Columbia Theater. Jednak nie da się ukryć, że tego wieczora ludzie czekali przede wszystkim na kawałki z Hollow Bones, tym bardziej, że większość publiczności prawdopodobnie nie miała okazji zapoznać się z utworami z tej płyty (pomijając single). Muzycy wykonali kolejno pierwszych sześć numerów z nowego wydawnictwa. Dwa pierwsze single – Hollow Bones Pt. 1 i Tied Up – wypadły świetnie. Sporo na żywo zyskał Baby Boy, który w wersji studyjnej mnie nie porwał, za to niezłe na płycie Thundering Voices zabrzmiało jakoś bez energii. Może to kwestia ciągłego dopracowywania nowych kawałków, ale coś mi się tam nie kleiło. Wpadający w ucho refren Pretty Face musiał porwać widownię i tak właśnie się stało. Drugi refren śpiewali już chyba nawet ci, którzy właśnie słyszeli ten utwór po raz pierwszy. Po tych pięciu krótszych kompozycjach zespół wreszcie dotarł do pierwszego bardzo mocnego punktu nowej płyty – Fade Out. Jay Buchanan przechodził samego siebie. Choć pod sceną jego wokale momentami niemal całkowicie ginęły, zagłuszane przez instrumenty (kilka metrów z tyłu słychać już było fantastycznie – uroki koncertów: albo zabawa pod sceną, albo dobre brzmienie), w Fade Out przebijał się przez tę ścianę dźwięku z niezwykłą łatwością. Bardzo ciężka druga – instrumentalna – część tego numeru zahipnotyzowała fanów. I aż chciałoby się napisać, że potem przeszli do trzech pozostałych numerów z płyty – tych obok Fade Out najlepszych. Niestety to było na tyle jeśli chodzi o nowe kompozycje. Mały zawód, bo już przez moment miałem nadzieję, że skoro okazja specjalna, to może wyjątkowo dostaniemy całą płytę na żywo. Nic to jednak. Po prezentacji świeżych kompozycji przyszła pora na paradę ulubionych koncertowych numerów. Tu zdecydowanie najlepiej wypadło Open My Eyes z kapitalnym, jazgotliwym wstępem gitarowym oraz punkt kulminacyjny każdego koncertu Rival Sons czyli Torture, w którym zespół i publiczność nakręcają się nawzajem, tworząc niesamowity klimat wspólnej zabawy.

fot. Łukasz Górny

Kilkanaście minut po zejściu ze sceny muzycy w komplecie stawili się w pobliżu stoiska z koszulkami i płytami, by podpisywać, co było do podpisania, i pozować do zdjęć. Choć ochrona chyba za bardzo przejmowała się swoją robotą i przez to momentami atmosfera robiła się nieco mniej rodzinna, niż można się było spodziewać, była to świetna okazja (dla niektórych zapewne pierwsza w życiu) do spędzania chociaż kilku chwil na rozmowie z muzykami, którzy byli szczerze zadowoleni z przyjęcia i z tego, że niektórzy pokonali setki kilometrów, by być na tym koncercie (obecność polskiego kontyngentu została dostrzeżona). Ale jak tu nie jechać, skoro takie grupy jak Rival Sons po prostu zasługują na tak wielki szacunek i uwielbienie swoich fanów? Chciałoby się, żeby takie imprezy, na których zbierają się przede wszystkim ci najwierniejsi i najbardziej zagorzali fani grupy, odbywały się nieco częściej. Niewiele mamy ostatnio okazji, by podziwiać zespół na pełnowymiarowych koncertach, bo trasy z Deep Purple i Black Sabbath zjadają większość czasu muzyków Rival Sons. Być może to pora na zorganizowanie się nie tylko w krajowe i regionalne „street teamy”, lecz także w oficjalny międzynarodowy fanklub na wzór Ten Clubu zrzeszającego fanów Pearl Jam? A wracając do samego występu, na sali można było zauważyć kilka kamer, które rejestrowały przynajmniej kilka pierwszych utworów. Przeczucie podpowiada mi, że za jakiś czas dostaniemy rozszerzoną edycję Hollow Bones (wytwórnia Earache ma w zwyczaju wypuszczanie nowych wersji płyt kilkanaście miesięcy po premierze „oryginału”) z kilkoma nagraniami koncertowymi, ale na razie to tylko moje przypuszczenia. Jeśli się sprawdzą, będzie to kapitalna pamiątka dla wszystkich zgromadzonych tego dnia na tym specjalnym koncercie.

fot. Łukasz Górny



--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji


4 komentarze:

  1. szczerze zazdraszczam! :P no i muszę, bo się uduszę... imidżem pasujesz na członka zespołu ;) w pierwszym momencie wczorajszego LPS-u myślałam,że Ty to jeden z nich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynam trochę zalowac za się do końca nie zmobilizowałem na te 500 km/w jedna strone/...a ten koncert musial się udac w tym miejscu i tym zespolem...czytając te relacje poczułem się jakby mi powiedziano..Wish You Were Here

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, to zdecydowanie był koncert z cyklu tych, na których naprawde warto było być. tez prawie 500km w jedną strone. no ale wiadomo, że nie zawsze sie da. jak sie nie pracuje na etat, to czlowiek bardziej elastyczny czasowo i moglismy sobie pozwolic na szybką decyzje i wyjazd :)

      Usuń
  3. Cieszę się, że byliście, że się udało, i że podzieliłeś się czastką pokoncertowych emocji :)
    PS No i oczywiście nic żeście mi nie kupili! :p

    OdpowiedzUsuń