The Budos Band (a od tej płyty w
zasadzie już tylko Budos Band) to nowojorski nonet, który istnieje już od 14
lat i właśnie wydał swój piąty album. Przyznam, że wolę trafiać na zespoły w
nieco wcześniejszym stadium ich działalności, żeby móc obserwować ich rozwój.
Zresztą często zbyt bogata dyskografia staje się dla mnie dobrą wymówką, by nie
zagłębiać się w przeszłość odkrywanej przeze mnie formacji. Jakim cudem nie
trafiłem na nich wcześniej? No cóż, byś może przy okazji premiery poprzednich
płyt nie zwracałem uwagi na albumy z tej muzycznej bajki. W dodatku od wydania
płyty numer cztery minęło już pięć lat. Ale tym razem trochę przez przypadek
udało się na nich trafić i okazało się, że to zaskakująco „moja” muzyka. To
stało się dla mnie oczywiste w zasadzie już przy pierwszym odsłuchu.
Jak już można się domyślić po
wstępie, nie miałem nigdy żadnego kontaktu z muzyką grupy Budos Band i gdybym
kierował się nie nazwami gatunków, wymienianymi przy okazji opisu twórczości
tej grupy, a jedynie okładką nowej płyty, stawiałbym na mroczne, gęste,
niezwykle ciężkie i przytłaczające granie. No to zdziwiłbym się solidnie i to
już po kilku sekundach otwierającego album Old
Engine Oil, gdy do prostego, nieco garażowego gitarowego motywu dołączyły
dęciaki. Bo to chyba najważniejsza rzecz, o jakiej należy wspomnieć przy okazji
opisywania muzyki tej formacji – Budos Band łączą rocka z psychodelią i
elementami jazzowymi, korzystając bardzo obficie z instrumentów dętych, które
nie stanowią tu jedynie ozdobników, ale pełnią wiodącą funkcję w
instrumentarium zespołu, znakomicie uzupełniając się z oldschoolowymi organami,
gitarą i sekcją rytmiczną. Budos Band proponują nam muzykę instrumentalną, ale
jakoś nie odczuwam braku wokalu. Instrumentalnie dzieje się tu tak wiele, że
według mnie na wokal po prostu nie ma tu specjalnie miejsca. Gdyby wykorzystać
go w kilku kompozycjach, siłą rzeczy pewne niuanse aranżacyjne zostałyby
całkiem przykryte lub przynajmniej zepchnięte na dalszy plan.
Budos Band oferują żywą,
dynamiczną, skoczną wręcz momentami muzykę, która łączy w sobie rockowy pazur i
brud, afro-soulową „bujalność” i odrobinę jazzowego szaleństwa. Kompozycje nie
są przesadnie długie, tylko dwie z nich przekraczają cztery minuty, nie należy
się zatem spodziewać specjalnie skomplikowanych form. To numery, które mają
wpaść w ucho dzięki chwytliwym motywom lub zaczarować klimatem, a niezbyt
długiej płyty słucha się właściwie jak jednej dłuższej improwizacji rodem z
nowojorskiego klubu dla nieco bardziej umuzykalnionej klienteli. Wyróżnię
chwytliwy i „ustawiający” klimat, wspomniany już Old Engine Oil, The Enchanter,
który czaruje fantastycznym tłem organowym, czy dużo spokojniejszy od reszty
płyty, osadzony w przyjemnym, nieco tajemniczym i psychodelicznym klimacie Valley of the Damned, który album zamyka.
Jednak tak naprawdę trudno tu wskazać rzeczy wyraźnie lepsze lub słabsze.
Całość „wchodzi” łatwo i niezwykle przyjemnie, a jednocześnie nie trąci
muzycznym banałem. Zapoznaję się z twórczością Budos Band dopiero przy okazji
piątej płyty tej nowojorskiej formacji, ale mam wrażenie, że będzie to znajomość
dłuższa i niezwykle przyjemna.
Płyty możecie posłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.
1. Old Engine Oil (3:11)
2. The Enchanter (3:58)
3. Spider Web Pt. 1 (3:06)
4. Peak of Eternal Night (3:21)
5. Ghost Talk (3:34)
6. Arcane Rambler (3:39)
7. Maelstrom (3:31)
8. Veil of Shadows (4:16)
9. Rumble from the Void (0:48)
10. Valley of the Damned (4:27)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Wysmienita muzyka!
OdpowiedzUsuń