Salem’s Bend to kalifornijska
grupa, która obiła mi się o oczy i uszy pod koniec zeszłego roku. Wtedy to
trafiłem na ich nazwę w internecie, posłuchałem paru rzeczy z pierwszej płyty i
załapałem się akurat na wydanie niealbumowego singla. Wrażenia były na tyle
pozytywne, że dodałem profil grupy na Bandcampie do obserwowanych, żeby nie
przegapić wydania zapowiadanego już wtedy krążka numer dwa. Ten jest zatytułowany
Supercluster i ukazał się pod koniec
maja nakładem bardzo prężnie działającej firmy Ripple Music. Oldskulowa okładka
płyty całkiem nieźle pasuje do jej zawartości, bo i muzyka też brzmieniem
nawiązuje do lat świetności wczesnego hard rocka. Ale jeśli spodziewacie się
muzycznych klonów jakiegoś konkretnego zespołu, to przyjemnie się zaskoczycie,
bo triu daleko do bezmyślnego kopiowania wielkich.
Najbardziej na tej płycie podoba
mi się różnorodność zaprezentowanego materiału i to, że zespół nie trzyma się
kurczowo jednej stylistyki. Niby trafiłem na tę nazwę na portalu poświęconym
przede wszystkim muzyce stonerowej i – nie da się ukryć – stonera trochę tu
mamy, ale jeśli ktoś spodziewał się, że znajdzie tu tylko jednostajne, mocne
łojenie, to będzie mocno zaskoczony. Ciężar jest – a jakże! Takie numery jak otwierające
płytę Spaceduster i Ride the Night oferują całkiem niezłą hardrockową
strefę wgnieceń, choć jest to granie wciąż bardzo melodyjne, a nie łomot dla
łomotu. Ale sporo tu momentów, kiedy zespół idzie w nieco innym kierunku. Thinking Evil też zapewnia spory ciężar,
ale już na dużo mniejszym tempie, a co za tym idzie z całkiem przyjemnym,
klasycznie rockowym klimatem. Infinite
Horizon czy Winds of Ganymede to z
kolei numery dość spokojne, klimatyczne, zapewniające więcej przestrzeni i
elementów psychodelicznych, choć nie znaczy to wcale, że brakuje tam dobrego,
rockowego riffu czy ognistej solówki. Elementy mocniejszej muzyki z zaskakująco
lekkimi motywami i kapitalnym groovem łączy Heavenly
Manna. Bardzo miłym zaskoczeniem jest też zamykający album numer Beltaine Chaint, który śmiało czerpie z
tradycji folk rocka. Z innych zaskoczeń mamy też fajne instrumentalne
rozwinięcie Show Me the Witch oraz
wstęp do Thinking Evil zrobiony w
stylu chóru śpiewających mnichów.
Może i na swoim drugim albumie
kalifornijska formacja nie odkrywa na nowo Ameryki, ale gra bardzo przyjemnie i
zaskakująco różnorodnie. To raczej nie jest płyta z gatunku kładących na
łopatki od pierwszego odsłuchu, a z tych, które z każdą kolejną szansą podobają
się coraz bardziej i po kilku tygodniach czy miesiącach człowiek zdaje sobie
sprawę, że włącza je znacznie częściej, niż mógłby się spodziewać w chwili
pierwszego zetknięcia się z tą muzyką. Z pewnością jest to zespół godny uwagi,
taki, którego dalsze losy będę w przyszłości obserwował.
Zachęcam do odsłuchu muzyki na profilu grupy w serwisie Bandcamp.
1. Spaceduster (5:26)
2. Ride the Night (3:11)
3. Catamount (4:01)
4. Heavenly Manna (5:51)
5. Winds of Ganymede (3:38)
6. Show Me the Witch (4:55)
7. Thinking Evil (6:12)
8. Infinite Horizon (8:11)
9. Beltaine Chant (2:48)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz