Historia Nazareth w ostatnich
kilkunastu miesiącach to ciąg dość zaskakujących zwrotów akcji. Nowa płyta,
liczne koncerty, następnie niepokojące informacje o stanie zdrowia wokalisty
grupy, Dana McCafferty’ego, jego nagłe przejście na emeryturę, wreszcie ogłoszenie
nazwiska jego następcy i nowa płyta… nagrana z Danem. Można się w tym pogubić,
ale najistotniejsza informacja jest taka, że w tym roku otrzymaliśmy od
Nazareth dwudziesty trzeci album studyjny – Rock
‘n’ Roll Telephone – prawdopodobnie (choć pewności nie ma…) ostatni nagrany
z legendarnym wokalistą grupy. Być może będzie jeszcze okazja zobaczyć w naszym
kraju Nazareth na żywo z Lintonem Osborne’em za mikrofonem, ale nie wierzę, że
kapela nagra płytę studyjną bez głosu, który był najbardziej charakterystycznym
elementem jej muzyki. A właściwie to nawet mam nadzieję, że nie nagra, bo na Rock ‘n’ Roll Telephone słychać niestety
dość wyraźnie, że najlepsze lata grupa ma już za sobą.
Pierwszy numer, promujące niedawno płytę na Liście Przebojów Programu 3
nagranie Boom Bang Bang, to całkiem
niezły wstęp do albumu. Jest dość dynamicznie i z chwytliwym refrenem, choć
nieco monotonnie i bębny we wstępie brzmią strasznie. Ale to numer z rodzaju
tych, które znakomicie sprawdzają się na koncertach i pozostaje mieć nadzieję,
że usłyszymy go na żywo, nawet jeśli już nie z McCaffertym. Nieźle jest też w
kolejnej kompozycji – One Set of Bones.
To dość sztampowy hard rock, ale mimo wszystko przyjemnie się tego słucha, bo i
melodii, i odpowiedniego ciężaru nie brakuje. Niestety dalej jest już bardzo w
kratkę. Bywa naprawdę udanie, jak w najdłuższym na płycie utworze tytułowym,
który sunie stałym, niezbyt szybkim, ale silnie zaznaczanym rytmem, niczym
solidny hardrockowy walec, w nastrojowym The
Right Time czy w dwóch pełnych rockowej energii numerach zamykających
krążek – Speakeasy i God of the Mountain (ten kawałek był
grany na koncertach zespołu dobre dwa lata temu i został wybrany hymnem
narciarskiej reprezentacji Austrii na sezon 2012/13). Całkiem miło, zgodnie z
tytułem, robi się w stonowanym Winter
Sunlight, choć cały czas mam wrażenie, że produkcja nie po raz pierwszy na
tym krążku zabija ciekawy numer. Po prostu brzmi to wszystko jakoś sztucznie.
Kilka razy jest jednak znacznie gorzej, bo trafimy też na nieco ogniskowe i
brzmiące bardzo płasko Back 2b4 czy
na Long Long Time, które miało chyba
w założeniu brzmieć nowocześnie, ale zdecydowanie nie był to dobry pomysł, bo w
takiej stylistyce zespół jest kompletnie niewiarygodny, a i nowoczesność
niestety pozostała tylko w teorii. Dość karykaturalny numer, zdecydowanie
najsłabszy na albumie.
photo: Jakub "Bizon" Michalski |
---
Zapraszam na
współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz