środa, 17 grudnia 2014

Tune - Identity [2014]



Nie da się ukryć, że zespół Tune miał nieco ułatwiony start. Może nie do końca ten faktyczny, ale na pewno ten płytowy. Wydana trzy lata temu płyta Lucid Moments mimo bardzo dobrej zawartości pewnie pozostałaby wydawnictwem bardzo niszowym, gdyby nie to, że o zespole zrobiło się głośno za sprawą dołączenia do grupy Jakuba Krupskiego – finalisty talent show „Must Be the Music” – oraz występu całego Tune w finale jednej z kolejnych edycji tego samego programu. Ale udział w takim widowisku może być dla zespołu rockowego także pułapką. Część fanów rzuci tekst o „zdradzie” i „sprzedaniu się”, popularność szybko skończy się po zakończeniu programu, za kilka miesięcy telewizja wepchnie do domów setek tysięcy, a może i milionów widzów kolejne przyszłe gwiazdy, a o poprzednich często mało kto pamięta. Można jednak zrobić coś, co sprawi, że ta początkowa fala popularności przerodzi się w długofalowe zainteresowanie zespołem – być może już nie milionów czy setek tysięcy, ale przynajmniej kilkunastu, może kilkudziesięciu tysięcy słuchaczy. Można po prostu nagrać kolejne znakomite albumy. Zespół z Łodzi właśnie to zrobił. Po powalającym krążku Natalii Sikory, o którym pisałem kilka miesięcy temu, album Identity to kolejna niezwykle udana płyta wykonawcy, którego znamy z ekranów telewizorów. Nawet jeśli 90% gwiazdek z fabryk talentów wydaje chłam, płyty Sikory i Tune udowadniają, że czas antenowy nie został zmarnowany. Oczywiście oni wydaliby te świetne krążki i bez udziału w telewizyjnym cyrku, tylko czy aby na pewno usłyszelibyśmy tę muzykę gdzie indziej niż tylko w niszowych audycjach małych stacji słuchanych przez kilka osób?

Płytę Identity otwiera długie, bo aż czteroipółminutowe intro, które klimatem przypomina nieco horrorowy soundtrack w stylu dzieł Mike’a Oldfielda. Live to Work to Live, które następuje chwilę później, brzmi niczym efekt współpracy Trenta Reznora i Davida Bowie. Uwagę zwraca zwłaszcza „mechaniczny” klimat oraz znakomite solo gitarowe pod koniec kompozycji, a także klawisze, które sprawiają, że całość ma nieco tajemnicze brzmienie. Ale już kolejny numer na płycie – Disposable – odchodzi od tego nieco industrialnego brzmienia na rzecz świetnej partii gitary prowadzącej i intrygujących, częściowo skandowanych w stylu Zacka de la Rochy wokali. To zresztą jedna z największych zalet tego krążka – w każdym utworze muzycy ubierają inną skórę, ale wszystkie leżą na nich bardzo naturalnie. Change mogłoby być wielkim hitem w stylu r’n’b, gdyby podkład gitary akustycznej i prawdziwą perkusję zastąpić beatem „z klawisza”, bo numer buja niesamowicie, ale też hipnotyzuje, wkręca słuchacza swoim nieco posępnym klimatem. Trendy Girl zaskakuje z kolei pewnym przybrudzeniem brzmienia, które znakomicie komponuje się z ogromną melodyjnością i wyraźnie zaznaczonym rytmem. Nie da się ukryć, ze takie klimaty muzyczne wracają ostatnio do łask i muzycy Tune znakomicie się w tym odnajdują.

Jak nietrudno domyślić się po okładce, tytułach utworów i całej płyty oraz tekstach, zespół porusza na Identity tematykę korporacyjnego wyścigu szczurów, bezmyślnego poddawania się sugestiom z zewnątrz, wtłoczenia mas w jedną formę i nieumiejętności radzenia sobie z coraz większymi wymaganiami intensywnego trybu życia. To temat dość często poruszany w muzyce rockowej ostatnich lat – znak czasów? Nic dziwnego zatem, że i warstwa muzyczna krążka jest zapewne celowo nieco przytłaczająca. Panowie budują gęstą i duszną atmosferę. Sprawdza się to znakomicie, zwłaszcza że płyta trwa trzy kwadranse i ten klaustrofobiczny klimat nie ma szans wyczerpać  słuchaczy. Gdy w Deafening robi się bardziej intensywnie – w dużej mierze za sprawą wiodącej partii fortepianu Janusza Kowalskiego – na początku następującego po tej kompozycji numeru Crackpot grupa daje nieco odetchnąć odrobinę mniej gęstym aranżem i bardziej tradycyjną rockową stylistyką. Jednak już za moment w Suggestions znowu jest ciężko, intensywnie i bardzo gęsto. Ten numer to także popis wokalisty grupy. Krupski sprawnie przechodzi od niskich, spokojnych wokali do niemal histerycznego krzyku, pokazując, że nie ma problemu z przekazywaniem za pomocą swojego głosu całej palety emocji. To bardzo cenna umiejętność, która niewątpliwie daje zespołowi większe pole działania. Warto też zwrócić uwagę na Sheeple – muzykom udało się idealnie oddać w warstwie muzycznej tematykę kompozycji. Nawet gdybym chciał ignorować tekst, mam przed oczami tłum ludzi maszerujących niczym zombie albo bezmyślne (nie to, żeby zombie były „myślne”) marionetki, w pogoni za codziennymi obowiązkami, nakazami i zakazami. Pamiętacie teledysk do Another Brick in the Wall i dzieci wskakujące do wielkiej maszynki do mielenia mięsa? Podstawcie sobie do tego filmiku Sheeple i całość będzie do siebie pasowała tak samo dobrze.

To, że Identity to znakomita płyta, nie powinno być zaskoczeniem. Już debiut Tune był bardzo udany i teoretycznie można było oczekiwać, że muzycy pójdą za ciosem i drugi krążek będzie trzymał odpowiedni poziom. A jedna często zdarza się, że po doskonałym, głośnym debiucie, zespoły nie są w stanie udźwignąć popularności bądź wykrzesać z siebie ponownie tak dużych pokładów kreatywności i kolejne płyty albo są zwyczajnie słabe, albo w najlepszym razie są kopiami albumów debiutanckich. W tym przypadku z czystym sumieniem i pełnym przekonaniem donoszę, że Tune nagrali świetny krążek, chyba jeszcze lepszy od Lucid Moments. To tylko kwestia czasu jak staną się jednym z najpopularniejszych polskich zespołów rockowych poza granicami naszego kraju. Bo u nas oczywiście kariery wielkiej w największych mediach z taką muzyką nie zrobią. Może to i dobrze. Jak mawiał klasyk – nie mieszajmy szamba z perfumerią.


---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz