wtorek, 21 października 2014

Natalia Sikora - BWB Experience [2014]

Do wszelkich wynalazków wokalnych z programów typu talent show zawsze podchodzę z pewną rezerwą. Przyjdzie ładny chłopiec lub urocze dziewczę do telewizji, opowie rzewną historię o trudnym dzieciństwie, pokaże kawał głosu w cudzej kompozycji i z miejsca zostaje gwiazdą. Wytwórnia szybko przemiela taką duszyczkę, daje jej do zaśpiewania jakieś mdłe gówno, po czym w większości przypadków na tym wielka kariera „gwiazdy” kończy się. Nielicznym udaje się utrzymać w branży, pojedyncze przypadki – jak choćby Brodka – są nawet w stanie zaprezentować coś ciekawego i stać się interesującymi zjawiskami na polskim rynku wydawniczym. Jednak sytuacja ma się nieco inaczej, gdy do programu telewizyjnego trafia ukształtowana artystka z pierwszymi sukcesami i wydawnictwami na koncie – artystka, która wie, czego chce, nie da sobie wcisnąć muzycznej papki byle tylko jej nagrania puścili w komercyjnych stacjach radiowych i w żadnym razie nie nadaje się na perfekcyjnego idola nastolatek. Zwycięstwo takiej osoby w programie typu talent show może dla odmiany przynieść wiele ciekawych konsekwencji. Tak właśnie jest w przypadku Natalii Sikory.

Płyta BWB Experience, choć wydana pod nazwiskiem Sikory zapewne ze względów kontraktowo-marketingowych, jest kolejnym dzieckiem z muzycznego związku o nazwie Sikora Proniuk Duo. Natalia jest autorką niemal wszystkich tekstów na tym podwójnym albumie, zaś pianista i organista Piotr Proniuk skomponował (w większości przypadków sam – czasami z pomocą innych muzyków) całość materiału na wydawnictwie. Jedno trzeba powiedzieć na samym początku – płyty BWB (Bezludna Wyspa Bluesa) Experience nie można oceniać w kategorii twórczego płodu uczestnika programu telewizyjnego. To zupełnie inna liga. Gwarantuję, że tak dojrzałej i absolutnie niemedialnej płyty nie nagrał (przynajmniej w tak krótkim czasie po występie w telewizji) żaden z „utalentowanych” wykonawców z małego ekranu. BWB należy oceniać jako album w pełni dojrzałych i świadomych swojej muzycznej drogi artystów i nawet w tej „kategorii” płyta broni się bez najmniejszych problemów. Natalia to wokalistka o olbrzymich możliwościach głosowych i interpretatorskich – o tym chyba nie trzeba nikogo przekonywać. W jej głosie i ekspresji jest z pewnością coś z Janis Joplin, ale ja słyszę tu też sporo Małgorzaty Ostrowskiej z najlepszych czasów Lombardu oraz nieco z wczesnej Katarzyny Nosowskiej. Niesamowita drapieżność, powalająca chrypa, ale też bardzo cenna umiejętność opowiadania historii. Nic dziwnego – Sikora to absolwentka wydziału aktorskiego Akademii Teatralnej w Warszawie. Do tego pisze niebanalne teksty, które nie sprowadzają się do szukania najbardziej oczywistych rymów.

Jednak tej płyty słucha się fantastycznie nie tylko ze względu na powalający głos Sikory, ale przede wszystkim dlatego, że trudno ją nazwać główną gwiazdą tego wydawnictwa. Jego największą siłą jest to, że pozostali muzycy – z kompozytorem Piotrem Proniukiem na czele – mają tu znacznie więcej niż „pięć minut” dla siebie. Są absolutnie niezbędnym i nieodłącznym składnikiem całości. Tworzą niesamowity muzyczny klimat łączący w sobie elementy bluesa, hard rocka i muzyki progresywnej. Naturalnie najłatwiej „zauważyć” na BWB właśnie Proniuka – w końcu to on jest autorem tych kompozycji. Ale znakomicie prezentuje się sekcja rytmiczna – Michał Lamża (gitara basowa) / Marek Kuczyński (perkusja) – oraz gitarzysta Paweł Stankiewicz. Ten ostatni przynajmniej kilka razy przypomina o sobie znakomitymi partiami gitarowymi (Euforia, Żywcem pogrzebana, Koniec.), zaś Kuczyński znakomicie napędza między innymi instrumentalny numer Furie głów. Na BWB mamy cztery kompozycje, w których nie słyszymy głosu Sikory – dwie z nich to albumowe intro i outro. Cała czwórka to bardzo interesujące utwory, które udowadniają, że ten skład w żadnym razie nie powinien być traktowany jedynie jako grupa towarzysząca wokalistce, bo te instrumentalne kompozycje w żaden sposób nie odstają poziomem od reszty albumu.


Płycie służy też różnorodny klimat kawałków. Żywcem pogrzebana czy Demfurija powalają potężnymi partiami Hammondów i przywołują klimatem muzycznym przełom lat 60. i 70. – czasy, gdy niemal każdy fan rocka znał takie grupy, jak Deep Purple, Vanilla Fudge czy Caravan. Z kolei niezwykle chwytliwa Cisza długimi fragmentami prezentuje oszczędniejszy aranż, w którym na pierwszy plan wysuwa się bardzo przyjemny motyw basowy. Taksówka bluesa rozpoczyna się klasycznym bluesowym klimatem niczym z zadymionego klubu gdzieś w St. Louis lub Chicago, by następnie przejść w rejony muzyczne, których nie powstydziliby się dwudziestokilkuletni muzycy Pearl Jam. Bardzo tradycyjnie bluesowo jest też w otwierającym płytę numer dwa instrumentalnym kawałku Symfonia psa, choć z czasem robi się bardziej intensywnie dzięki soczystemu brzmieniu organów. Zamykający pierwszą płytę Koniec. prezentuje gitarowo-klawiszowy riff, który równie dobrze mógłby znaleźć się na jednej z płyt Arjena Lucassena, choć całej aranżacji bliżej do sabbathowego ciężaru niż do kosmicznych muzycznych podróży Holendra. Jest pewna trudna do opisania lekkość w kompozycji Insomnia – stoi w kontraście z pojawiającymi się w pewnym momencie dzikimi wrzaskami Sikory, a całość ma przez to naprawdę interesujący klimat. Następujący chwilę później numer Transpotomny to z kolei całkiem udany romans z klimatami funkowymi. PS Moby Dick to ponadośmiominutowe dzieło łączące ognistego, pełnego energii rocka z bardziej monumentalnymi, świetnie bujającymi fragmentami. Czegoś takiego, w dodatku zagranego na takim poziomie i zaśpiewanego przez tak dobrą wokalistkę, nie słyszałem w polskiej muzyce chyba od czasu pierwszej płyty O.N.A. Być może nieco dziwaczna, hałaśliwa Rozfuria G. nie do końca pasuje do tej układanki, ale… chyba właśnie przez to pozorne niedopasowanie wcale nie przeszkadza w odbiorze całości, a raczej stanowi pewnego rodzaju przerywnik.

BWB Experience to około osiemdziesięciu minut znakomitej rockowej jazdy podbarwionej bluesowym klimatem i progresywnymi naleciałościami. Muzycy wraz z wokalistką nie zamykają się w jednej muzycznej szufladce, zapuszczają się w różne rejony rockowego świata, eksperymentują, odważnie sięgają też po klasyczne brzmienia, ale stawiają na nich swoją pieczęć. To kompozycje, które rzadko można sprowadzić do schematu zwrotka-refren-zwrotka-refren-bridge-refren. Na pewno nie można powiedzieć, ze jest to łatwa płyta – nie tylko ze względu na jej długość, ale także na dość osobliwe, momentami niezwykle bezpośrednie i odważne teksty, ambitne podejście do struktury utworów i mocne aranżacje. Ale jednocześnie te kompozycje są w dużej mierze tak melodyjne, że trudno się od BWB Experience oderwać. Byłoby wielką szkodą dla sceny rockowej w Polsce, gdyby ta płyta nie zdobyła takiego uznania, na jakie zasługuje, tylko dlatego, że śpiewająca na niej wokalistka wygrała program The Voice of Poland, bo choć program ten niewątpliwie sprawił, że wiele osób w ogóle o tej płycie wie, to równocześnie był zapewne sporym „odstraszaczem” dla tych, którym krążek mógłby się spodobać. A po płytę na pewno warto sięgnąć, bo to jedno z najciekawszych wydawnictw na polskim rynku muzycznym w ostatnich latach.

3 komentarze:

  1. Zgadzam się w 100 %! Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczowa recenzja. Nic dodać , nic ująć - tylko kupować płytę , słuchać, słuchać, słuchać , bywać na fantastycznych koncertach i cieszyć się życiem. I love rock&roll :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Płyta to tylko jeden z elementów jej twórczości ,Natalia jest przede wszystkim aktorką i to jaką,polecam jej spektakle w Teatrze Polskim czy na scenie Prezentacje /dawny Norblin/ oglądać ją na scenie to obłęd !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń