Do wszelkich wynalazków wokalnych
z programów typu talent show zawsze
podchodzę z pewną rezerwą. Przyjdzie ładny chłopiec lub urocze dziewczę do
telewizji, opowie rzewną historię o trudnym dzieciństwie, pokaże kawał głosu w
cudzej kompozycji i z miejsca zostaje gwiazdą. Wytwórnia szybko przemiela taką
duszyczkę, daje jej do zaśpiewania jakieś mdłe gówno, po czym w większości
przypadków na tym wielka kariera „gwiazdy” kończy się. Nielicznym udaje się
utrzymać w branży, pojedyncze przypadki – jak choćby Brodka – są nawet w stanie
zaprezentować coś ciekawego i stać się interesującymi zjawiskami na polskim
rynku wydawniczym. Jednak sytuacja ma się nieco inaczej, gdy do programu
telewizyjnego trafia ukształtowana artystka z pierwszymi sukcesami i
wydawnictwami na koncie – artystka, która wie, czego chce, nie da sobie wcisnąć
muzycznej papki byle tylko jej nagrania puścili w komercyjnych stacjach
radiowych i w żadnym razie nie nadaje się na perfekcyjnego idola nastolatek.
Zwycięstwo takiej osoby w programie typu talent
show może dla odmiany przynieść wiele ciekawych konsekwencji. Tak właśnie
jest w przypadku Natalii Sikory.
Płyta BWB Experience, choć wydana pod nazwiskiem Sikory zapewne ze
względów kontraktowo-marketingowych, jest kolejnym dzieckiem z muzycznego związku
o nazwie Sikora Proniuk Duo. Natalia jest autorką niemal wszystkich tekstów na
tym podwójnym albumie, zaś pianista i organista Piotr Proniuk skomponował (w
większości przypadków sam – czasami z pomocą innych muzyków) całość materiału
na wydawnictwie. Jedno trzeba powiedzieć na samym początku – płyty BWB (Bezludna Wyspa Bluesa) Experience
nie można oceniać w kategorii twórczego płodu uczestnika programu
telewizyjnego. To zupełnie inna liga. Gwarantuję, że tak dojrzałej i absolutnie
niemedialnej płyty nie nagrał (przynajmniej w tak krótkim czasie po występie w
telewizji) żaden z „utalentowanych” wykonawców z małego ekranu. BWB należy oceniać jako album w pełni
dojrzałych i świadomych swojej muzycznej drogi artystów i nawet w tej
„kategorii” płyta broni się bez najmniejszych problemów. Natalia to wokalistka
o olbrzymich możliwościach głosowych i interpretatorskich – o tym chyba nie
trzeba nikogo przekonywać. W jej głosie i ekspresji jest z pewnością coś z
Janis Joplin, ale ja słyszę tu też sporo Małgorzaty Ostrowskiej z najlepszych
czasów Lombardu oraz nieco z wczesnej Katarzyny Nosowskiej. Niesamowita
drapieżność, powalająca chrypa, ale też bardzo cenna umiejętność opowiadania
historii. Nic dziwnego – Sikora to absolwentka wydziału aktorskiego Akademii
Teatralnej w Warszawie. Do tego pisze niebanalne teksty, które nie sprowadzają
się do szukania najbardziej oczywistych rymów.
Jednak tej płyty słucha się
fantastycznie nie tylko ze względu na powalający głos Sikory, ale przede
wszystkim dlatego, że trudno ją nazwać główną gwiazdą tego wydawnictwa. Jego
największą siłą jest to, że pozostali muzycy – z kompozytorem Piotrem
Proniukiem na czele – mają tu znacznie więcej niż „pięć minut” dla siebie. Są
absolutnie niezbędnym i nieodłącznym składnikiem całości. Tworzą niesamowity
muzyczny klimat łączący w sobie elementy bluesa, hard rocka i muzyki
progresywnej. Naturalnie najłatwiej „zauważyć” na BWB właśnie Proniuka – w końcu to on jest autorem tych kompozycji.
Ale znakomicie prezentuje się sekcja rytmiczna – Michał Lamża (gitara basowa) /
Marek Kuczyński (perkusja) – oraz gitarzysta Paweł Stankiewicz. Ten ostatni
przynajmniej kilka razy przypomina o sobie znakomitymi partiami gitarowymi (Euforia, Żywcem pogrzebana, Koniec.),
zaś Kuczyński znakomicie napędza między innymi instrumentalny numer Furie głów. Na BWB mamy cztery kompozycje, w których nie słyszymy głosu Sikory – dwie
z nich to albumowe intro i outro. Cała czwórka to bardzo interesujące utwory,
które udowadniają, że ten skład w żadnym razie nie powinien być traktowany
jedynie jako grupa towarzysząca wokalistce, bo te instrumentalne kompozycje w
żaden sposób nie odstają poziomem od reszty albumu.
Płycie służy też różnorodny
klimat kawałków. Żywcem pogrzebana
czy Demfurija powalają potężnymi
partiami Hammondów i przywołują klimatem muzycznym przełom lat 60. i 70. –
czasy, gdy niemal każdy fan rocka znał takie grupy, jak Deep Purple, Vanilla
Fudge czy Caravan. Z kolei niezwykle chwytliwa Cisza długimi fragmentami prezentuje oszczędniejszy aranż, w którym
na pierwszy plan wysuwa się bardzo przyjemny motyw basowy. Taksówka bluesa rozpoczyna się klasycznym bluesowym klimatem niczym
z zadymionego klubu gdzieś w St. Louis lub Chicago, by następnie przejść w
rejony muzyczne, których nie powstydziliby się dwudziestokilkuletni muzycy
Pearl Jam. Bardzo tradycyjnie bluesowo jest też w otwierającym płytę numer dwa
instrumentalnym kawałku Symfonia psa,
choć z czasem robi się bardziej intensywnie dzięki soczystemu brzmieniu
organów. Zamykający pierwszą płytę Koniec.
prezentuje gitarowo-klawiszowy riff, który równie dobrze mógłby znaleźć się na
jednej z płyt Arjena Lucassena, choć całej aranżacji bliżej do sabbathowego
ciężaru niż do kosmicznych muzycznych podróży Holendra. Jest pewna trudna do
opisania lekkość w kompozycji Insomnia
– stoi w kontraście z pojawiającymi się w pewnym momencie dzikimi wrzaskami
Sikory, a całość ma przez to naprawdę interesujący klimat. Następujący chwilę
później numer Transpotomny to z kolei
całkiem udany romans z klimatami funkowymi. PS
Moby Dick to ponadośmiominutowe dzieło łączące ognistego, pełnego energii
rocka z bardziej monumentalnymi, świetnie bujającymi fragmentami. Czegoś
takiego, w dodatku zagranego na takim poziomie i zaśpiewanego przez tak dobrą
wokalistkę, nie słyszałem w polskiej muzyce chyba od czasu pierwszej płyty
O.N.A. Być może nieco dziwaczna, hałaśliwa Rozfuria
G. nie do końca pasuje do tej układanki, ale… chyba właśnie przez to
pozorne niedopasowanie wcale nie przeszkadza w odbiorze całości, a raczej
stanowi pewnego rodzaju przerywnik.
BWB Experience to około osiemdziesięciu minut znakomitej rockowej
jazdy podbarwionej bluesowym klimatem i progresywnymi naleciałościami. Muzycy
wraz z wokalistką nie zamykają się w jednej muzycznej szufladce, zapuszczają
się w różne rejony rockowego świata, eksperymentują, odważnie sięgają też po
klasyczne brzmienia, ale stawiają na nich swoją pieczęć. To kompozycje, które
rzadko można sprowadzić do schematu
zwrotka-refren-zwrotka-refren-bridge-refren. Na pewno nie można powiedzieć, ze
jest to łatwa płyta – nie tylko ze względu na jej długość, ale także na dość
osobliwe, momentami niezwykle bezpośrednie i odważne teksty, ambitne podejście do struktury utworów i
mocne aranżacje. Ale jednocześnie te kompozycje są w dużej mierze tak
melodyjne, że trudno się od BWB Experience
oderwać. Byłoby wielką szkodą dla sceny rockowej w Polsce, gdyby ta płyta nie
zdobyła takiego uznania, na jakie zasługuje, tylko dlatego, że śpiewająca na
niej wokalistka wygrała program The Voice of Poland, bo choć program
ten niewątpliwie sprawił, że wiele osób w ogóle o tej płycie wie, to równocześnie
był zapewne sporym „odstraszaczem” dla tych, którym krążek mógłby się spodobać.
A po płytę na pewno warto sięgnąć, bo to jedno z najciekawszych wydawnictw na
polskim rynku muzycznym w ostatnich latach.
Zgadzam się w 100 %! Polecam!
OdpowiedzUsuńRzeczowa recenzja. Nic dodać , nic ująć - tylko kupować płytę , słuchać, słuchać, słuchać , bywać na fantastycznych koncertach i cieszyć się życiem. I love rock&roll :)
OdpowiedzUsuńPłyta to tylko jeden z elementów jej twórczości ,Natalia jest przede wszystkim aktorką i to jaką,polecam jej spektakle w Teatrze Polskim czy na scenie Prezentacje /dawny Norblin/ oglądać ją na scenie to obłęd !!!!!!!
OdpowiedzUsuń