niedziela, 5 października 2014

The Vintage Caravan - Voyage [2014]


Islandia kojarzy nam się przede wszystkim z gejzerami, lodowcami oraz wulkanami, które absolutnie celowo blokują ruch lotniczy na zachodzie Europy w najmniej dogodnych momentach. Muzycznie Islandia to dla reszty świata głównie pokręcone dźwięki z płyt Björk oraz pełne lodowatego klimatu i hipnotycznych brzmień krążki Sigur Rós. Życie na tej wyspie sprzyja tworzeniu właśnie takiej klimatycznej, przepełnionej chłodem muzyki. Ale nie zapominajmy, że Islandczyków łączy bardzo wiele ze Skandynawami, a przecież w ostatnich latach ta część świata hard rockiem stoi. I tu pojawia się trzech bardzo młodych muzyków z malutkiego miasteczka Álftanes. Grają ze sobą od kilku lat, lokalna wytwórnia wydaje ich debiut, a druga płyta – Voyage – wychodzi pod koniec 2012 roku nakładem jednego z największych wydawców na islandzkim rynku. I pewnie byliby na tym rynku zamknięci, gdyby krążek ten nie wpadł w oko i ucho ważnych osób z Nuclear Blast – jednej z najważniejszych wytwórni zajmujących się ciężką muzyką. Wobec powrotu hard rocka do łask, decyzja o ponownym wydaniu płyty Voyage – tym razem na całym świecie – była kwestią czasu. Nowa okładka, lekko zmieniona zawartość i w styczniu 2014 roku Voyage trafiła na półki sklepowe wiele tysięcy kilometrów od Reykjaviku. Wraz ze światową premierą pojawiły się propozycje występów choćby na Wacken i Sumer Breeze. A wszystko to udziałem trzech gości, którzy wyglądają na jakieś 18 lat i ubierają się, jakby odnaleźli szafę z ciuchami swoich rodziców z początku lat 90.

Gra „taktyką” power trio zobowiązuje – Voyage to bardzo energetyczna i dynamiczna dawka hard rocka z wpływami bluesowymi i sporą garścią muzycznej psychodelii. To muzyka, w której tak samo łatwo odnajdziemy ślady inspiracji Hendrixem czy Cream, jak i wyrazy uznania dla Jacka White’a czy hołd dla Black Sabbath. To jednak przede wszystkim brzmienie bardzo dojrzałego zespołu, czyli coś, czego w zasadzie słuchacz nie ma prawa spodziewać się po grającej na tym krążku młodzieży. Otwierający zachodnie wydanie krążka utwór Craving to niezwykle dynamiczna muzyka z silnym stonerowym posmakiem. Jest szybko, intensywnie, bardzo gitarowo, ale jednocześnie z głową. Młodzi muzycy często stawiają na decybele w nadziei, że hałas i nadmiar energii zagłuszą niedostatki kompozycyjne czy warsztatowe. Tu już od pierwszego numeru słychać, że nie mamy do czynienia z grupą rozwrzeszczanych młodych rockowych buntowników z dużymi pokładami energii i niewielkimi umiejętnościami, a z muzykami, którzy grają już razem od ładnych kilku lat i mimo swojego młodego wieku, wiedzą co nieco o komponowaniu i o tym, jak korzystać ze swoich instrumentów muzycznych. Starym dobrym rockowym zwyczajem utwór numer dwa – Let Me Be – to ciąg dalszy mocnego uderzenia na otwarcie płyty. Tu i tam w części instrumentalnej pojawiają się echa pierwszych płyt Iron Maiden, choć raczej w nieco połamanej strukturze niż w samym brzmieniu. Jednak kolejne kompozycje pokazują, że Voyage nie jest jednowymiarowym krążkiem z szybkimi, mocnymi numerami. Do You Remember to zwrot w zupełnie innym kierunku. Jest dużo lżej, delikatniej, bluesrockowo – choć w tekście pada nazwa duetu Simon & Garfunkel, skojarzenia muzyczne każą nam kierować się raczej w stronę grupy Free. I choć singlowe Expand Your Mind znowu atakuje świetną dynamiką i fantastycznym brzmieniem gitary, to pokazuje też, że panowie z The Vintage Caravan doskonale wiedzą, jak uatrakcyjnić czadowy rockowy numer niespodziewanym złamaniem schematu czy nagłą zmianą klimatu. Niespełna trzyminutowe Cocaine Sally to z kolei zręczne połączenie zeppelinowych riffów z dynamiką garażowych rockmanów z dwudziestego pierwszego wieku pokroju Jet.

Jeśli ktoś nie przepada za intensywnością i rockowym czadem w zbyt dużej dawce, Winterland przez chwilę przynosi wytchnienie od głośnej gitary. Oszczędny aranż znakomicie potęguje fantastyczny klimat pierwszej części utworu. Zespół na chwilę wywraca wszystko „do góry nogami” połamanym motywem w połowie kompozycji, lecz na zakończenie znowu mamy powrót do chłodnego, nieco tajemniczego klimatu z początku, który znakomicie sprawdza się w opowieści o odległej, mroźnej krainie. Któż mógłby opowiadać taką historię lepiej od Islandczyków? Klimaty dawnych czasów i walk między królestwami też nie są im obce, co udowadniają w dwunastominutowym The King’s Voyage. To prawdziwe streszczenie tego krążka – znajdziemy tu wszystkie cechy, które sprawiają, że płyty Voyage słucha się tak dobrze. Są dobre, połamane riffy, świetna praca sekcji rytmicznej, dynamiczne, hardrockowe motywy, ale także długie fragmenty instrumentalne, które zapewne rodziły się spontanicznie podczas studyjnych lub koncertowych improwizacji. Całości znakomicie dopełniają efekty gitarowe i wokalne w tle, które zahaczają dość mocno o rejony muzyczne wczesnej twórczości Pink Floyd. Najważniejsze jednak, że te wszystkie wymieszane ze sobą motywy brzmią sensownie, nie sprawiają wrażenia losowo połączonych fragmentów. The King’s Voyage to opowieść, która snuta jest w większym stopniu dźwiękami wydobywanymi z instrumentów niż słowami, których zresztą jak na tak długi utwór nie ma zbyt wiele. Album wieńczy nieco hendriksowski Psychedelic Mushroom Man – numer z pierwszej płyty zespołu, nieobecny na pierwszym, islandzkim wydaniu Voyage. Jeśli na islandzkim debiucie jest więcej utworów tej klasy, to wypada tylko mieć nadzieję, że słuchacze spoza wyspy też kiedyś będą mieli okazję usłyszeć pozostałe kompozycje z tamtego krążka.

Voyage to płyta prezentująca wiele odcieni rocka, ale przede wszystkim krążek bardzo przystępny w brzmieniu. Niezwykle przyjemne, klasycznie hardrockowe brzmienie sprzyja łatwemu przyswajaniu materiału. Członkowie grupy czerpią śmiało z rockowej historii, ale jednocześnie starają się opracować własny przepis z dostępnych składników. Być może ich pomysł na muzykę nie jest oryginalny, ale na pewno sprawia przyjemność podczas odsłuchu. Ale przede wszystkim trzeba im oddać, że są wszechstronni. To właśnie wszechstronność jest największą zaletą muzyków. The Vintage Caravan nie trzymają się kurczowo jednego brzmienia czy kierunku. W różnych kompozycjach w czasie 55 minut trwania Voyage zapuszczają się w odmienne rejony rocka. Kiedy trzeba – jest mocno i bardzo „wprost”. Innym razem mamy długie improwizowane odjazdy, gdzie forma schodzi na dalszy plan, na pierwszy zaś wysuwa się klimat kompozycji i opowieść, w którą grupa wciąga słuchacza. Pewnie można by uznać, że taki stylistyczny rozstrzał świadczy o braku jasnego celu czy własnego stylu, ale widzę to nieco inaczej. Panowie eksperymentują, nie zamykają się w jednej muzycznej szufladce i zostawiają sobie spore pole działania na kolejnych płytach, a to może być tylko zaletą. The Vintage Caravan to jeden z najciekawszych młodych rockowych zespołów w Europie. Być może nigdy nie będą wielkimi gwiazdami rocka, a występy na stadionach czy nawet w halach dla kilkunastotysięcznej widowni raczej nie są im dane (chyba, że w charakterze supportu), ale jeśli kolejnym krążkiem zdołają utrzymać zainteresowanie rockowego światka, mogą na stałe zadomowić się na scenach sporych europejskich letnich festiwali. Vintage to całkiem spory i postawiony pewnie pierwszy krok w tym kierunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz