Niemiecka muzyka rockowa nie
kojarzy mi się raczej z polotem, lekkością i dobrym brzmieniem. Przed oczami i
uszami mam znane zespoły zza naszej zachodniej granicy, które może i grają
solidnie i potrafią dobrze przyłożyć, ale finezji w ich muzyce zazwyczaj tyle,
co w futbolu australijskim. Ale ponieważ niemal każda reguła musi mieć jakieś
wyjątki, istnieje sobie grupa Zodiac, która rok temu wydała bardzo udany album A Hiding Place (dostępny nawet w
obecnych w Polsce sieciówkach na M, niestety w absolutnie skandalicznej cenie
niemal 80 złotych), a w tym poprawiła
równie przyjemnym krążkiem Sonic Child.
Gdybym nie sprawdził, że kwartet
pochodzi z Münster na zachodzie Niemiec, w ciemno założyłbym, że to Szwedzi, bo
mają to „coś”, co charakteryzuje w ostatnich latach szwedzką muzykę rockową.
Tworzenie muzyki brzmiącej świeżo, ale jednocześnie nawiązującej do klimatów
lat 70., przychodzi im tak łatwo, jak Prawdziwym Polskim Patriotom demolowanie
Warszawy 11 listopada. Płyty Sonic Child
słucha się znakomicie od początku do końca nie tylko dzięki lekkości i
polotowi, których tak bardzo brakuje w tworzeniu muzyki rockowej wielu rodakom
muzyków z Zodiac, ale także dlatego, że kwartet nie trzyma się kurczowo jednej
muzycznej linii. Tak – jest bardzo tradycyjnie rockowo. Ale na płycie
znajdziemy różne odcienie tej tradycyjności. Intro: Who I Am, które – niespodzianka – otwiera album, to spore
zaskoczenie, bo można by pomyśleć, że krążek wypełnią dźwięki inspirowane
twórczością Alana Parsonsa czy Electric Light Orchestra. Ale to tylko zmyłka,
choć – muszę przyznać – bardzo przyjemna. Riders
on the Storm w kosmicznym sosie! Dalej już mniej kosmosu, a znacznie więcej
świetnie brzmiącego hard rocka z silnymi bluesowymi wpływami i łyżką stonera tu
i tam. Słychać to już od pierwszych sekund Swinging
on the Run, które może aż zbyt drastycznie zmienia klimat po spokojnym,
płynącym sobie delikatnie wstępie. Wrażenie zbyt dużego kontrastu brzmieniowego
mija jednak po kilkunastu sekundach, gdy już uszy przestawią się na mocniejsze,
bardziej dynamiczne dźwięki. Zresztą jakiekolwiek niewygody w odbiorze
natychmiast wynagradza absolutnie fantastyczna solówka gitarowa w drugiej
części kompozycji. Równie dynamicznie jest w utworze tytułowym, w którym gitara
znakomicie uzupełniana jest tłem organowym. A brzmienie amerykańskie, niczym z
dawnych nagrań ZZ Top (tych wcześniejszych niż megaprzebojowe, ale trochę
zalatujące plastikiem hity z końca lat 80.). W Holding On jest niemal maidenowo – ten numer nieodparcie przywodzi
mi na myśl skojarzenia z pierwszymi albumami anglików, przynajmniej w warstwie
instrumentalnej.
Ale nie zawsze jest głośno i
ostro do przodu. Sad Song to –
zgodnie z tytułem – dość melancholijny akustyczny numer, który może nie jest
specjalnie odkrywczy, ale z pewnością przyjemny, a do tego zapewnia bardzo
potrzebną chwilę wytchnienia od hardrockowego czadu. Spokojniej i akustycznie
jest także na początku A Penny and a Dead
Horse. Przez dobre trzy minuty muzycy czarują nas klimatem niczym z
zadymionego baru na południu Stanów Zjednoczonych, by następnie przyłożyć nieco
szybciej i głośniej, ale z lekką domieszką floydowych odjazdów gdzieś w środku
utworu. Z kolei w Good Times zespół
flirtuje delikatnie z elementami muzyki funky, dzięki czemu numer niemal
podrywa do tańca (w przypadku piszącego te słowa chodzi raczej o ledwo widoczne
bujanie się w fotelu, ale zakładam, że część czytelników może być mniej
upośledzona pod tym względem). W ponad dziewięciominutowym Rock Bottom Blues członkowie Zodiac zapuszczają się w czysto
bluesowe klimaty i kroją numer, który byłby ozdobą każdej płyty Bonamassy Wolne
tempo, piękne wstawki gitary i fantastyczne tło organowe – może nie jest to
najbardziej odkrywczy numer w historii muzyki, ale w tak dobrym wykonaniu brzmi
po prostu genialnie, zwłaszcza szalejąca w drugiej części gitara. Po takim
numerze ostatnia kompozycja na płycie – Just
Music – to już tylko czas (bardzo miło spędzony!) na ochłonięcie.
Znakomicie, że takie płyty
powstają. Jestem szczęśliwym człowiekiem, mogąc słuchać albumów, na których
słyszę świetnie zagranego, szczerego hard rocka. Bez sztuczności, bez pozerstwa
– słychać, że ci goście mają to po prostu w sobie. Jest kilka współczesnych, młodych
zespołów, które po prostu „mają to coś”. Zodiac jest jednym z nich. Do takich
jak oni należy przyszłość hard rocka, to jest grupa, na której koncerty chcę
chodzić za 15 czy 20 lat. Jeśli lubisz klasyczne hardrockowe brzmienie z
dominującą rolą gitary i ze świetnym organowym tłem, ta płyta nie ma prawa ci
się nie spodobać!
---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można
nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz