czwartek, 11 grudnia 2014

Zodiac - Sonic Child [2014]


Niemiecka muzyka rockowa nie kojarzy mi się raczej z polotem, lekkością i dobrym brzmieniem. Przed oczami i uszami mam znane zespoły zza naszej zachodniej granicy, które może i grają solidnie i potrafią dobrze przyłożyć, ale finezji w ich muzyce zazwyczaj tyle, co w futbolu australijskim. Ale ponieważ niemal każda reguła musi mieć jakieś wyjątki, istnieje sobie grupa Zodiac, która rok temu wydała bardzo udany album A Hiding Place (dostępny nawet w obecnych w Polsce sieciówkach na M, niestety w absolutnie skandalicznej cenie niemal 80 złotych),  a w tym poprawiła równie przyjemnym krążkiem Sonic Child.

Gdybym nie sprawdził, że kwartet pochodzi z Münster na zachodzie Niemiec, w ciemno założyłbym, że to Szwedzi, bo mają to „coś”, co charakteryzuje w ostatnich latach szwedzką muzykę rockową. Tworzenie muzyki brzmiącej świeżo, ale jednocześnie nawiązującej do klimatów lat 70., przychodzi im tak łatwo, jak Prawdziwym Polskim Patriotom demolowanie Warszawy 11 listopada. Płyty Sonic Child słucha się znakomicie od początku do końca nie tylko dzięki lekkości i polotowi, których tak bardzo brakuje w tworzeniu muzyki rockowej wielu rodakom muzyków z Zodiac, ale także dlatego, że kwartet nie trzyma się kurczowo jednej muzycznej linii. Tak – jest bardzo tradycyjnie rockowo. Ale na płycie znajdziemy różne odcienie tej tradycyjności. Intro: Who I Am, które – niespodzianka – otwiera album, to spore zaskoczenie, bo można by pomyśleć, że krążek wypełnią dźwięki inspirowane twórczością Alana Parsonsa czy Electric Light Orchestra. Ale to tylko zmyłka, choć – muszę przyznać – bardzo przyjemna. Riders on the Storm w kosmicznym sosie! Dalej już mniej kosmosu, a znacznie więcej świetnie brzmiącego hard rocka z silnymi bluesowymi wpływami i łyżką stonera tu i tam. Słychać to już od pierwszych sekund Swinging on the Run, które może aż zbyt drastycznie zmienia klimat po spokojnym, płynącym sobie delikatnie wstępie. Wrażenie zbyt dużego kontrastu brzmieniowego mija jednak po kilkunastu sekundach, gdy już uszy przestawią się na mocniejsze, bardziej dynamiczne dźwięki. Zresztą jakiekolwiek niewygody w odbiorze natychmiast wynagradza absolutnie fantastyczna solówka gitarowa w drugiej części kompozycji. Równie dynamicznie jest w utworze tytułowym, w którym gitara znakomicie uzupełniana jest tłem organowym. A brzmienie amerykańskie, niczym z dawnych nagrań ZZ Top (tych wcześniejszych niż megaprzebojowe, ale trochę zalatujące plastikiem hity z końca lat 80.). W Holding On jest niemal maidenowo – ten numer nieodparcie przywodzi mi na myśl skojarzenia z pierwszymi albumami anglików, przynajmniej w warstwie instrumentalnej.

Ale nie zawsze jest głośno i ostro do przodu. Sad Song to – zgodnie z tytułem – dość melancholijny akustyczny numer, który może nie jest specjalnie odkrywczy, ale z pewnością przyjemny, a do tego zapewnia bardzo potrzebną chwilę wytchnienia od hardrockowego czadu. Spokojniej i akustycznie jest także na początku A Penny and a Dead Horse. Przez dobre trzy minuty muzycy czarują nas klimatem niczym z zadymionego baru na południu Stanów Zjednoczonych, by następnie przyłożyć nieco szybciej i głośniej, ale z lekką domieszką floydowych odjazdów gdzieś w środku utworu. Z kolei w Good Times zespół flirtuje delikatnie z elementami muzyki funky, dzięki czemu numer niemal podrywa do tańca (w przypadku piszącego te słowa chodzi raczej o ledwo widoczne bujanie się w fotelu, ale zakładam, że część czytelników może być mniej upośledzona pod tym względem). W ponad dziewięciominutowym Rock Bottom Blues członkowie Zodiac zapuszczają się w czysto bluesowe klimaty i kroją numer, który byłby ozdobą każdej płyty Bonamassy Wolne tempo, piękne wstawki gitary i fantastyczne tło organowe – może nie jest to najbardziej odkrywczy numer w historii muzyki, ale w tak dobrym wykonaniu brzmi po prostu genialnie, zwłaszcza szalejąca w drugiej części gitara. Po takim numerze ostatnia kompozycja na płycie – Just Music – to już tylko czas (bardzo miło spędzony!) na ochłonięcie.

Znakomicie, że takie płyty powstają. Jestem szczęśliwym człowiekiem, mogąc słuchać albumów, na których słyszę świetnie zagranego, szczerego hard rocka. Bez sztuczności, bez pozerstwa – słychać, że ci goście mają to po prostu w sobie. Jest kilka współczesnych, młodych zespołów, które po prostu „mają to coś”. Zodiac jest jednym z nich. Do takich jak oni należy przyszłość hard rocka, to jest grupa, na której koncerty chcę chodzić za 15 czy 20 lat. Jeśli lubisz klasyczne hardrockowe brzmienie z dominującą rolą gitary i ze świetnym organowym tłem, ta płyta nie ma prawa ci się nie spodobać!


---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz