Blood Money to trzecia solowa płyta brytyjskiego gitarzysty Danny’ego
Bryanta, choć wcześniej wydał siedem krążków pod szyldem Danny Bryant’s RedEyeBand,
więc zdecydowanie nie jest to nowicjusz w branży muzycznej. W wielu aspektach
można go uznawać za brytyjską odpowiedź na Joego Bonnamassę. Nagrywa w nurcie
szeroko pojętego blues rocka, zaczynał swoją karierę bardzo wcześnie i już w
wieku 18 lat był zawodowym muzykiem, obaj panowie są do siebie zbliżeni
wiekiem, obaj lubią też zapraszać na swoje płyty znanych gości, no i obaj są
gitarzystami oraz wokalistami w swoich zespołach.
Blood Money to bardzo tradycyjna płyta blues-rockowa. Nie należy
spodziewać się tu pionierskich rozwiązań, wielkich zaskoczeń i pomysłów
muzycznych, na które nie wpadł nikt wcześniej. Przecież nie o to chodzi w tego
typu muzyce. Najważniejsze jest to, jak wszystko brzmi i czy odsłuch sprawia
przyjemność. A w przypadku tego albumu na pewno sprawia. Bryant to kapitalny
bluesowy wymiatacz – to oczywistość. Kiepscy gitarzyści raczej nie nagrywają
płyt solowych, tylko chowają się za resztą zespołu i liczą, że nikt nie zauważy,
że są kiepscy. Bryant nie musi się chować za nikim, zresztą chłop to wielki,
więc i tak by mu się nie udało. Przyjemne brzmienie mamy już od otwierającego
płytę utworu tytułowego, w którym obok naturalnie bardzo przyjemnej gitary,
jest też świetne tło klawiszowe, które bardzo odświeża brzmienie. Pojawia się
też od razu pierwszy z dwóch znanych gości – Walter Trout. Gość drugi – równie zacny
– zagra bliżej końca płyty. Jest to Bernie
Marsden – członek oryginalnego składu Whitesnake, który pojawia się w
kapitalnym Just Won’t Burn,
najdłuższym, bo aż siedmiominutowym utworze, w którym dźwięki wydobywane z
gitar obu panów płyną tak cudownie, że chciałoby się, żeby tak drugie tyle
jeszcze pograli. Cała płyta to oczywiście święto dla fanów soczystego
gitarowego grania w klimatach blues-rockowych, ale trzeba przyznać, że Bryant
to także zdolny wokalista, dysponujący chropowatym, dość wysokim, ale mocnym
głosem. Spokojnie poradziłby sobie jako zawodowy krzykacz w kapeli
hardrockowej.
Jak przystało na tego typu album,
znajdziemy tu zarówno bardzo dynamiczne, głośne, gęsto zaaranżowane numery, jak
Master Plan czy Sugar Sweet, który brzmi bardzo zztopowo, ale i spokojniejsze,
bardziej nastrojowe kompozycje typu Slow
Suicide czy zamykające płytę Sara
Jayne. Bryant nie zamęcza słuchacza nadliczbowymi utworami – płyta trwa 48
minut, czyli w sam raz, by zrealizować z przyjemnością potrzebę odpłynięcia
przy pięknych, gitarowych dźwiękach i jednocześnie nie przynudzać. Bo nie
oszukujmy się – blues w dawkach zbyt dużych potrafi trochę męczyć, w końcu nie
jest to gatunek muzyki, który można by określić mianem najbardziej
urozmaiconego brzmieniowo. Trzeba oddać Bryantowi, że chyba jest świadom tego,
że samymi gitarowymi zawijasami nie utrzyma zbyt długo uwagi słuchaczy. W
związku z tym co jakiś czas naprzód wysuwają się instrumenty klawiszowe
zapewniające miłą odmianę od dominujących przez większość czasu gitar. W Unchained oprócz wspomnianych klawiszy na
wstępie oraz tła organowego pojawiają się także dęciaki. Klasyczne
organowo-gitarowe pojedynki mamy też w dynamicznym, instrumentalnym On the Rocks, które z powodzeniem
mogłoby się znaleźć w koncertowym secie Deep Purple na przełomie lat 60. i 70.
To oczywiście nie jest płyta
wybitna. Każdy bluesman ma takich numerów na pęczki i o tym, czy dany kawałek wpadnie
w ucho i zostanie na dłużej w głowie, czy nie, decydują szczegóły, a często nawet
czysty fart. Danny chyba go ma, bo albumu Blood
Money słucha się naprawdę przyjemnie. Nie przedobrzył w żadną stronę,
nagrał może mało zaskakujący, ale świetnie brzmiący krążek, który zapewne
jeszcze lepiej zabrzmi w wersji koncertowej. A okazji do sprawdzenia tego
będzie sporo, bo w marcu Danny Bryant zagra aż 9 koncertów w Polsce. Podobno na
żywo to prawdziwa torpeda! Wierzę, oj wierzę.
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
"Podobno na żywo to prawdziwa torpeda! Wierzę, oj wierzę.". Niestety na koncertach to więcej niż torpeda. Znam jego dokonania dość dobrze dlatego miałem nadzieję na dobry występ i podobnie miłe wrażenia jak te towarzyszące słuchaniu jego płyt. Niestety było przesadnie głośno, zbyt hałaśliwie z wykrzyczanym wokalem, siłową gitarą. Zdecydowanie wolę go słuchać z płyty. A może to był wyjątkowo nieudany koncert? Może wielka scena na Suwałki Blues Festiwal wyzwoliła w nim przesadnie wielką ekspresję?
OdpowiedzUsuńDobry opis artysty i płyty.
OdpowiedzUsuńNasunęła mi się taka refleksja, wymienione wspólne cechy jako to: gitarzysta śpiewający, lider zespołu i gatunek blues/rock, zbliżony wiek – to o wiele za mało, by być brytyjską odpowiedzią na Bonamassę.
Bonamassa to ta półka - Clapton, Page, Kossof, Beck, Green, żeby wymienić tylko kilku brytoli, bo o nich mówimy. W Ameryce takich świetnych to na pęczki jest i Bonamassa wybitną gitarzystą będąc, czuje na plecach oddech konkurencji daleko większy niż … no właśnie, nie znajduję w chwili obecnej brytyjskiego odpowiednika dla niego. Z całym szacunkiem, ale Bryant to jednak nie ta półka, niby wszystko ma, ale tego geniuszu w/w mu brak.
no i Danny mnie rozczarował od samego tytułowego utworku, w który wkradł się jakiś dysonans, nie wiem jak innych, mnie to drażni, mam wrażenie, że klawisze z perkusją i gitarą grają w całkiem innym rytmie i jednak topornie jak uczniowie szkoły muzycznej pierwszego stopnia... wniosek-mam słuch absolutny, absolutnie nic nie słyszę? ;)
OdpowiedzUsuń