Koncert grupy Steve’a Rothery’ego
to jeden z tych występów, które bardzo łatwo było odpuścić. A bo to nie
weekend, a bo oprócz niego nieznani w sumie szerszej publiczności muzycy, a bo
podobny repertuar prezentował u nas niedawno jego były kolega z Marillion –
Fish. Ale każdy, kto mógł być w poniedziałkowy wieczór w warszawskiej
Progresji, i jednak odpuścił ten występ, popełnił wielki błąd.
Występ gitarzysty Marillion był
podzielony na trzy części. W pierwszej Steve i jego kompani zaprezentowali większość
wydanej pod koniec 2014 roku instrumentalnej solowej płyty Rothery’ego The Ghosts of Pripyat. Część druga to
odegranie całości klasyka z dorobku Marillion – płyty Misplaced Childhood. Na bis aż sześć kompozycji tego samego
zespołu, w większości z lat 80. Na papierze wygląda świetnie. A jak w praktyce?
Równie znakomicie! Rothery zebrał naprawdę dobrych muzyków, którzy przy okazji
znakomicie bawią się koncertowaniem. Nieważne, że czasem nawalały jakieś kable,
że zdarzyło się raz czy dwa, że panowie się nieco rozjechali i trzeba było w
trakcie utworu kombinować, jak z tego wyjść – koncert brzmiał kapitalnie.
Szkocki wokalista Martin Jakubski nie próbował na siłę imitować Fisha, ale nie
da się ukryć, że obecnie dysponuje dużo większymi możliwościami głosowymi niż
jego dużo bardziej znany kolega, dzięki czemu Misplaced Childhood zabrzmiało w opinii wielu osób lepiej niż
podczas niedawnych koncertów zespołu byłego głosu Marillion. Dało się słyszeć
głosy, że jednak znacznie łatwiej przełknąć brak wokalu Fisha przy odsłuchu tej
płyty w wersji live niż brak gitary Rothery’ego. Warto zwrócić także uwagę, że
drugi gitarzysta Dave Foster, choć nie grał we wszystkich utworach, nie
ograniczał się do robienia tła sławniejszemu koledze i sam kilkakrotnie
popisywał się solówkami, zwłaszcza w materiale z The Ghosts of Pripyat, którego
jest współkompozytorem.
Publiczność przyjęła zespół
entuzjastycznie, co zaowocowało aż sześcioma utworami zagranymi na bis. To
niespodzianka, bo podczas wcześniejszych koncertów tej grupy zazwyczaj kończyło
się na czterech kompozycjach. Bisy wypełniły głównie kawałki z pierwszych
czterech płyt (i stron B singli z tych płyt) Marillion – m.in. Fugazi, Incubus, Sugar Mice czy Cindarella Search. Zaskoczeniem była
jedyna kompozycja z „ery” Steve’a Hogartha – Afraid of Sunlight. Trochę szkoda, że ten dodatkowy set nie był
podzielony równo między kompozycje z obu okresów w historii grupy, ale z
drugiej strony nie da się ukryć, że choćby ze względu na wykonanie całości Misplaced Childhood większość na sali
stanowili zapewne zwolennicy wczesnego etapu działalności formacji. Po
koncercie Steve i reszta zespołu dopilnowali, by żaden chętny na autograf lub
wspólne zdjęcie nie był zawiedziony, a chętnych było sporo. Niektórzy
przychodzili z chyba wszystkimi płytami nagranymi kiedykolwiek przez
Rothery’ego (a trochę tego jest). Steve cierpliwie podpisywał wszystko, choć na
widok kilku takich stosików postanowił sobie usiąść. Nie było jednak żadnego
gwiazdorzenia.
Dziękuję klubowi Progresja Music
Zone za możliwość fotografowania.
Wszystkie
zdjęcia są mojego autorstwa. Nie bądź bucem, nie kradnij cudzej własności. Chcesz
się nimi podzielić - podlinkuj ten wpis lub spytaj o zgodę.
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
No i fajnie :-)
OdpowiedzUsuńJak ten czas leci, pan z brzuszkiem w otoczeniu innych brzuszków.
Fakt grania przede wszystkim starych fishowych kawałków wynika chyba z tego, że i publiczność była brzuszasta.
A jeśli nawet nie, to dowód na wyższość świąt Wielkiej Nocy (Fish) nad świętami Bożego Narodzenia (Hogarth)
Kto wie, może doczekamy jeszcze duetu ;) obu panów?
To też byłoby moje marzenie, tak jak występ Genesisu w klasycznym składzie , gdzie część koncertu śpiewałby Collins, a część Gabriel. Jak mogłoby to brzmieć widać po The Carpet Crowlers w wykonaniu obu Panów. Nigdy nie uważałem , że Marillion z Fischem to ten Lepszy zespół, niż z Hogarthem. Należę do tych wyjątków co to częściej słucha płyt z Hogarthem niż z ,, Rybą,, Piszę to , a TVP Kultura leci koncert Weather Report......Wymowny fakt w obliczu dzisiejszego wydarzenia. Grudziński gra już razem z Zawinulem i Pastoriusem w jednej kapeli. Smutny dzień dla mnie.
OdpowiedzUsuńwitałem się wczoraj z Piotrkiem przed koncertem, staliśmy metr od siebie pół koncertu na górze. Kiedy wychodziłem, chciałem nawet spytać o tajemniczy nowy projekt Riverside, ale pomyślałem, że dzisiaj znowu się pewnie zobaczymy w tym samym miejscu, więc odpuściłem, bo rozmawiał z kumplami. Prawie 30 koncertów Riverside, kilka pokoncertowych imprez. jestem całkowicie rozbity odkąd się dowiedziałem.
OdpowiedzUsuń