Grupa Zodiac to według mnie
absolutna czołówka niemieckiej sceny rockowej, nawet jeśli formacja ta nie może
pochwalić się popularnością porównywalną z wieloma innymi zespołami zza naszej
zachodniej granicy. No cóż, nie po raz pierwszy okazuje się, że najlepsi są
poza mainstreamem. Zodiac to gwarant bardzo solidnego poziomu. Być może ich
kolejne albumy nie łamią żadnych barier, nie wprowadzają do historii rocka nic
nowego i nie będą za kilkadziesiąt lat wymieniane wśród najznakomitszych
dokonań rockowych XXI wieku, ale tak po prostu świetnie się ich słucha, bo
kwartet z Münster niezwykle udanie łączy ciężar z bardzo przystępnym graniem
cechującym się świetnymi melodiami, często chwytliwymi refrenami i kapitalnie
brzmiącymi gitarami. Tylko tyle i aż tyle. Czasami to wystarczy, by odsłuch
płyty sprawił sporą przyjemność. Sprawia za każdym razem, gdy sięgam po
poprzednie krążki Niemców – A Hiding
Place i Sonic Child. Z płytą Grain of Soul w zasadzie jest podobnie,
choć nie jest to miłość bezwarunkowa.
Pierwsze trzy kompozycje z Grain of Soul promują album, nic więc
dziwnego, że są to numery chwytliwe, dynamiczne, wpadające w ucho. Follow You jest najlżejsze z nich,
pokazuje, że grupa całkiem dobrze odnajduje się także wtedy, gdy gitary nie
łoją aż tak mocno i jest czas i miejsce na chwilę oddechu w refrenie.
Rozpoczynające płytę Rebirth by Fire
wiedzie prosty, wpadający w ucho riff, choć całość utrzymana jest w dość
oszczędnym tempie. Przyspieszamy za to mocno w Animal, przenosząc się momentami w okres NWOBHM, choć i tu znalazło
się miejsce na zmiany tempa i odpoczynek od rockowej galopady. Tyle znaliśmy
przed premierą krążka. Nieznana wcześniej część Grain of Soul rozpoczyna się utworem Down – jedynym, którego długość przekracza pięć minut (dość
znacznie zresztą). Świetne, nieco tajemnicze intro, kapitalny klimat i wokale
Nicka van Delfta, które w spokojniejszych fragmentach nieodparcie kojarzą mi
się z głosem Roba Halforda. Do tego wpadający w ucho refren i mamy chyba
najlepszy numer na płycie. Stonerowe ciągoty zespołu wychodzą w Faithless, zaś Crow przypomina, że muzycy Zodiac czasami zapędzają się też w
klimaty rodem z amerykańskiego południa. Ain’t
Coming Back i Get Out to dość
proste, choć kapitalnie brzmiące numery, które znakomicie pasowałyby do
playlisty każdej stacji radiowej nastawionej na muzykę rockową. Nie ma tu nic
nowego, nic niezwykłego, ale oba brzmią po prostu dobrze. Przystępność
połączona z dynamiką i ciężarem cechuje także Like the Sun i Sinner. Dużo
na tej płycie kawałków tego typu. Chwilami może nawet zbyt chwytliwe to
wszystko. Czasami mam wrażenie, że Zodiac nagrał płytę, dzięki której chce
dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Nie miałem takich podejrzeń przy
poprzednich wydawnictwach. Wiem, że to głupi zarzut, ale to chyba najłatwiejsza
w odbiorze płyta tej grupy i nie czuję się z tym tak do końca komfortowo.
Jak ma się ta nowa płyta Zodiac
do albumów poprzednich? Mam wrażenie, że jest nieco lżejsza i bardziej przystępna,
choć przecież na wcześniejszych krążkach nie brakowało utworów odchodzących dość
daleko od hard/stonerrockowej stylistyki. Jest też chyba najmniej różnorodna. Brakuje mi tu bardziej rozbudowanych
numerów. Panowie udowodnili w poprzednich latach, że świetnie radzą sobie także
z trochę bardziej złożonymi konstrukcjami, tymczasem tu wszystko jest utrzymane
w konwencji bardzo dynamicznej, soczystej, wpadającej w ucho rockowej jazdy. To
chyba mój największy zarzut odnośnie do tej płyty, być może nawet jedyny
poważny, bo tak naprawdę mimo braku numerów z miejsca powalających, albumu Grain of Soul słucha się bardzo dobrze i
ze sporą przyjemnością. Brakuje jakieś wisienki na torcie, którą na kapitalnym Sonic Child było Rock Bottom Blues. I może dlatego nie potrafię się zachwycić tym
wydawnictwem, choć z drugiej strony wracam do niego częściej niż do większości
innych płyt wydanych w ostatnich tygodniach, a to jednak dobry znak.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Postanowiłem posłuchać Sonic Child by poznać Zodiac.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie brzmienie gitar, i ten styl grania. Wokalista ma też fajny głos.
Ale jest kilka elementów, które sprawiają, że niechętnie wrócę do nich, A są to w kolejności zaobserwowania:
- gra perkusisty, przez większość czasu jest w porządku ale właściwie w każdym numerze dokonuje złych wyborów w przejściach, brak mu wyobraźni rytmicznej.
- współpraca gitar, chwilami przeładowanie aranżacyjne, niepotrzebne zagrywki. Byłoby nieco oszczędniej, byłoby znacznie lepiej.
- wokalista ma głos, ale jego śpiewność jest poniżej oczekiwań. Tak czasem jest: są warunki, jest słuch ale brak tego czegoś, co sprawia, że śpiew płynie a nie jest ciosany.
Tyle wersji Cortez the killer słyszałem i każda była lepsza od Zodiac-kiej.
Są momenty owszem, kiedy jest dobrze, ale powiedzmy sobie szczerze, że w stylistyce blues-rockowej są tabuny lepiej grających i nie będę tu przywoływał tuzów w rodzaju Gov’t Mule, ale w Ameryce jest tego sporo, w Anglii także i jest Skandynawia.
No i jest Dżem.
Niemcy ze swoim marszowym blues-rockiem muszą jeszcze poczekać, choćby do większego zbrunatnienia naszej dzielnej patriotycznej młodzieży…