środa, 17 sierpnia 2016

Zodiac - Grain of Soul [2016]



Grupa Zodiac to według mnie absolutna czołówka niemieckiej sceny rockowej, nawet jeśli formacja ta nie może pochwalić się popularnością porównywalną z wieloma innymi zespołami zza naszej zachodniej granicy. No cóż, nie po raz pierwszy okazuje się, że najlepsi są poza mainstreamem. Zodiac to gwarant bardzo solidnego poziomu. Być może ich kolejne albumy nie łamią żadnych barier, nie wprowadzają do historii rocka nic nowego i nie będą za kilkadziesiąt lat wymieniane wśród najznakomitszych dokonań rockowych XXI wieku, ale tak po prostu świetnie się ich słucha, bo kwartet z Münster niezwykle udanie łączy ciężar z bardzo przystępnym graniem cechującym się świetnymi melodiami, często chwytliwymi refrenami i kapitalnie brzmiącymi gitarami. Tylko tyle i aż tyle. Czasami to wystarczy, by odsłuch płyty sprawił sporą przyjemność. Sprawia za każdym razem, gdy sięgam po poprzednie krążki Niemców – A Hiding Place i Sonic Child. Z płytą Grain of Soul w zasadzie jest podobnie, choć nie jest to miłość bezwarunkowa.

Pierwsze trzy kompozycje z Grain of Soul promują album, nic więc dziwnego, że są to numery chwytliwe, dynamiczne, wpadające w ucho. Follow You jest najlżejsze z nich, pokazuje, że grupa całkiem dobrze odnajduje się także wtedy, gdy gitary nie łoją aż tak mocno i jest czas i miejsce na chwilę oddechu w refrenie. Rozpoczynające płytę Rebirth by Fire wiedzie prosty, wpadający w ucho riff, choć całość utrzymana jest w dość oszczędnym tempie. Przyspieszamy za to mocno w Animal, przenosząc się momentami w okres NWOBHM, choć i tu znalazło się miejsce na zmiany tempa i odpoczynek od rockowej galopady. Tyle znaliśmy przed premierą krążka. Nieznana wcześniej część Grain of Soul rozpoczyna się utworem Down – jedynym, którego długość przekracza pięć minut (dość znacznie zresztą). Świetne, nieco tajemnicze intro, kapitalny klimat i wokale Nicka van Delfta, które w spokojniejszych fragmentach nieodparcie kojarzą mi się z głosem Roba Halforda. Do tego wpadający w ucho refren i mamy chyba najlepszy numer na płycie. Stonerowe ciągoty zespołu wychodzą w Faithless, zaś Crow przypomina, że muzycy Zodiac czasami zapędzają się też w klimaty rodem z amerykańskiego południa. Ain’t Coming Back i Get Out to dość proste, choć kapitalnie brzmiące numery, które znakomicie pasowałyby do playlisty każdej stacji radiowej nastawionej na muzykę rockową. Nie ma tu nic nowego, nic niezwykłego, ale oba brzmią po prostu dobrze. Przystępność połączona z dynamiką i ciężarem cechuje także Like the Sun i Sinner. Dużo na tej płycie kawałków tego typu. Chwilami może nawet zbyt chwytliwe to wszystko. Czasami mam wrażenie, że Zodiac nagrał płytę, dzięki której chce dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Nie miałem takich podejrzeń przy poprzednich wydawnictwach. Wiem, że to głupi zarzut, ale to chyba najłatwiejsza w odbiorze płyta tej grupy i nie czuję się z tym tak do końca komfortowo.

Jak ma się ta nowa płyta Zodiac do albumów poprzednich? Mam wrażenie, że jest nieco lżejsza i bardziej przystępna, choć przecież na wcześniejszych krążkach nie brakowało utworów odchodzących dość daleko od hard/stonerrockowej stylistyki. Jest też chyba najmniej różnorodna. Brakuje mi tu bardziej rozbudowanych numerów. Panowie udowodnili w poprzednich latach, że świetnie radzą sobie także z trochę bardziej złożonymi konstrukcjami, tymczasem tu wszystko jest utrzymane w konwencji bardzo dynamicznej, soczystej, wpadającej w ucho rockowej jazdy. To chyba mój największy zarzut odnośnie do tej płyty, być może nawet jedyny poważny, bo tak naprawdę mimo braku numerów z miejsca powalających, albumu Grain of Soul słucha się bardzo dobrze i ze sporą przyjemnością. Brakuje jakieś wisienki na torcie, którą na kapitalnym Sonic Child było Rock Bottom Blues. I może dlatego nie potrafię się zachwycić tym wydawnictwem, choć z drugiej strony wracam do niego częściej niż do większości innych płyt wydanych w ostatnich tygodniach, a to jednak dobry znak.



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji


1 komentarz:

  1. Postanowiłem posłuchać Sonic Child by poznać Zodiac.
    Bardzo lubię takie brzmienie gitar, i ten styl grania. Wokalista ma też fajny głos.
    Ale jest kilka elementów, które sprawiają, że niechętnie wrócę do nich, A są to w kolejności zaobserwowania:
    - gra perkusisty, przez większość czasu jest w porządku ale właściwie w każdym numerze dokonuje złych wyborów w przejściach, brak mu wyobraźni rytmicznej.
    - współpraca gitar, chwilami przeładowanie aranżacyjne, niepotrzebne zagrywki. Byłoby nieco oszczędniej, byłoby znacznie lepiej.
    - wokalista ma głos, ale jego śpiewność jest poniżej oczekiwań. Tak czasem jest: są warunki, jest słuch ale brak tego czegoś, co sprawia, że śpiew płynie a nie jest ciosany.
    Tyle wersji Cortez the killer słyszałem i każda była lepsza od Zodiac-kiej.
    Są momenty owszem, kiedy jest dobrze, ale powiedzmy sobie szczerze, że w stylistyce blues-rockowej są tabuny lepiej grających i nie będę tu przywoływał tuzów w rodzaju Gov’t Mule, ale w Ameryce jest tego sporo, w Anglii także i jest Skandynawia.
    No i jest Dżem.
    Niemcy ze swoim marszowym blues-rockiem muszą jeszcze poczekać, choćby do większego zbrunatnienia naszej dzielnej patriotycznej młodzieży…

    OdpowiedzUsuń