Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rock and roll. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rock and roll. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 lipca 2019

Hollywood Vampires - Rise [2019]


Gdyby przeprowadzić profesjonalną ankietę na temat tego, czy słuchacze muzyki rockowej odbierają Hollywood Vampires jako „prawdziwy” zespół, czy raczej ciekawostkę muzyczną, wyniki mogłyby nie być dla tego tworu zbyt pozytywne. Mam wrażenie, że reakcje na nagrania i koncerty tej formacji wciąż są mniej więcej takie same: „Hyhy, patrzcie, Johnny Deep Depp gra na gitarze, o i jest Alice Cooper i ten gość z Aerosmith.”. Jakby na to nie patrzeć, zespół działa już kilka lat i właśnie wydał swoją drugą płytę i nawet jeśli jest o nim głośno głównie ze względu na nazwiska jego członków, a nie wybitne osiągniecia na polu muzycznym, nazwa Hollywood Vampires nie jest już obecnie zupełnie nieznana. Rise to drugi krążek formacji.

sobota, 23 lutego 2019

Rival Sons [support: The Sheepdogs] - Warszawa [Stodoła], 21 II 2019 [relacja / galeria zdjęć]

Słabo to wyszło. Mam oczywiście na myśli to, że w czwartkowy wieczór fani świetnego rocka musieli wybierać między koncertem Uriah Heep w Progresji a Rival Sons w Stodole. Ja wiem, że od przybytku głowa nie boli, ale jednak dobrze byłoby mieć możliwość bycia na obu koncertach. No trudno. Oba stołeczne kluby wypełniły się w tym samym czasie w bardzo dużym stopniu. Podobno koncert Uriah Heep był świetny i ja w to wierzę, bo widziałem ten zespół na żywo tyle razy, że nie mam podstaw, by w takie opinie wątpić. Wiem na pewno, że niemal wyprzedany występ Rival Sons był absolutnie znakomity. Co do tego w zasadzie już przed koncertem też wątpliwości nie miałem, bo w Stodole widziałem ich na scenie po raz ósmy, ale nawet ja byłem nieco zaskoczony tym, jak bardzo mi się podobało. Jak bardzo podobało się chyba wszystkim w klubie. Lubię nową płytę zespołu, ale nie jestem jakimś jej wielkim entuzjastą. Marne raczej szanse, by ten krążek wdarł się do mojego top 3 w dyskografii Rival Sons, a przecież to właśnie nagrania z Feral Roots stanowiły podstawę setlisty w Warszawie. Usłyszeliśmy aż dziewięć z 11 kompozycji z płyty i większość zabrzmiała znakomicie. Too Bad wyrasta na mój ulubiony jak na razie utwór tego roku i warszawski koncert tylko to potwierdził. Moc w tym numerze jest niesamowita, podobnie jak i w granym do tej pory rzadziej, ale chyba już na stałe przebijającym się do setu Look Away. Ale podobne wrażenie zrobiło zagrane na bis Shooting Stars. Chóru gospel co prawda u nas nie było (pojawił się w Londynie), ale nic nie szkodzi - co trzeba, dośpiewaliśmy sobie sami, zresztą publiczność przez cały wieczór korzystała z głosów niezwykle często i entuzjastycznie. Nowe numery przeplatane były Rivalsowymi klasykami takimi jak Open My Eyes, Pressure and Time, Electric Man, Torture, Jordan czy Face of Light. Miłą niespodzianką było wplecenie w ten ostatni utwór kompozycji Sacred Tongue z wydanej osiem lat temu EP-ki. Całość tradycyjnie już zamknęło Keep on Swinging.

piątek, 1 lutego 2019

Rival Sons - Feral Roots [2019]


Inaugurowałem istnienie tego bloga tekstem o płycie Great Western Valkyrie – moim ulubionym albumie Rival Sons i wciąż najlepszej według mnie płycie wydanej w XXI wieku. Właściwie to chęć podzielenia się entuzjazmem związanym z tamtym wydawnictwem była jednym z powodów, że dałem się w końcu namówić na założenie bloga, choć broniłem się przed takim krokiem ładnych kilka lat. Dzisiaj, cztery i pół roku oraz dwie płyty Rival Sons później, przerywam blogową hibernację dla najnowszego albumu jednego z moich dwóch ulubionych obecnie zespołów na scenie rockowej.

niedziela, 11 listopada 2018

The Brew - Art of Persuasion [2018]


Poznałem ich przy okazji wydanej w 2014 roku płyty Control. Angielskie trio w ostatnich latach działa jak w szwajcarskim zegarku, bo płyty ukazują się co dwa lata. To zresztą z wyjątkiem jednego krążka reguła w przypadku The Brew. Art of Persuasion to trzeci ich album, który poznaje już w okolicach premiery, choć już szósty (lub siódmy - zależy kto liczy) w dyskografii formacji. I gdybym nie znał dwóch poprzednich, pewnie mój odbiór nowej płyty byłby dużo lepszy. Zachwycałbym się dynamiką, rockowym czadem, świetnym łączeniem brzmień lat 70. i 90., mocą, soczystym brzmieniem… No tak, te wszystkie elementy są obecne na nowej płycie. Problem w tym, że były też obecne na poprzednich albumach i to podane w bardzo podobnej formie.

piątek, 9 listopada 2018

Greta Van Fleet - Anthem of the Peaceful Army [2018]


Przypominać dotychczasowej historii grupy Greta Van Fleet nie ma sensu. Dwie EP-ki uczyniły z młodych muzyków największą nadzieję rocka w oczach i uszach jednych oraz symbol braku inwencji i bezczelnego kopiowania wielkich w oczach i uszach drugich. Jedni ich uwielbiają, inni nienawidzą, mało kto nie ma zdania. Czyli efekt w zasadzie zamierzony. Przez dłuższy czas mówiło się o tym, że gdy w końcu ukaże się pierwsza płyta, będzie ona kompilacją nagrań z EP-ek oraz kilku nowych numerów. Tak się jednak nie stało, być może przez ogromny sukces tych małych wydawnictw, który sprawił, że wydawanie tego samego po raz kolejny zwyczajnie nie zostałoby przyjęte zbyt dobrze. Na Anthem of the Peaceful Army dostajemy zatem dziesięć zupełnie nowych kawałków.