niedziela, 19 kwietnia 2015

Goblin - Four of a Kind [2015]



Przyznam szczerze, że nie śledziłem z wielkim przejęciem historii włoskiej grupy Goblin. Uwielbiam płytę Roller oraz ścieżkę dźwiękową do filmu Suspiria, ale mowa tu o płytach z drugiej połowy lat 70. Jakoś nigdy nie miałem w sobie na tyle dużo zawziętości, żeby odsłuchiwać późniejsze nagrania zespołu, zwłaszcza że skład Goblina był dość płynny, a to zazwyczaj nie pomaga w podtrzymaniu mojego zainteresowania zespołem. Informacja o tym, że w 2015 roku Goblin wyda nowy krążek pewnie też nie wzbudziłaby we mnie jakiejś wielkiej ekscytacji, gdyby nie to, że coś podkusiło mnie i sprawdziłem, jak wygląda obecny skład grupy odpowiedzialny za krążek Four of a Kind. I tu niespodzianka – za najnowsze dzieło zespołu odpowiada czterech z pięciu członków klasycznego składu, który nagrywał dwa wspomniane przeze mnie wcześniej klasyki europejskiej muzyki progresywnej. To już wystarczający powód, by zainteresować się najnowszym dziełem Włochów. Jest też drugi powód, choć ten będzie oczywisty tylko dla osób, które już na Four of a Kind w ten czy inny sposób trafiły – to po prostu bardzo dobry album!

Four of a Kind to 43 minuty fantastycznej muzycznej przyjemności – od początku do końca. Ta płyta z jednej strony ma niesamowitą lekkość, z drugiej zaś oferuje cudowny klimat – czasami nieco kosmiczny, innym razem mocno tajemniczy. Jak to u Goblina. Tu nie ma piosenkowych konstrukcji, ba – nie ma nawet wokali. A jednocześnie całość brzmi niezwykle przystępnie, na swój sposób nawet przebojowo, choć oczywiście należy wziąć poprawkę na gatunek. Już otwierający album, najdłuższy na płycie numer – Uneven Times – to najklasyczniejszy klawiszowy prog rock, choć obok dominujących tu instrumentów klawiszowych bardzo przyjemnie brzmi też saksofon Antonia Marangola – człowieka, którego współpraca z zespołem Goblin sięga jeszcze końca lat 70. W In the Name of Goblin po raz pierwszy pojawiają się znane dobrze fanom grupy klimaty lekko horrorowe. Więcej tu cięższego tła gitarowego Massima Morante, ale główną robotę znowu odwala Maurizio Guarini ze swoim zestawem klawiszowym. Dzięki wykorzystaniu buzuki – instrumentu strunowego popularnego w Azji środkowej i w rejonie basenu Morza Śródziemnego – w Mouse Roll mamy początkowo pewien folkowy posmak, choć po jakimś czasie dominację przejmuje tradycyjne rockowe instrumentarium. W Bon Ton wreszcie na pierwszy plan wychodzi gitara elektryczna, która w pierwszych utworach pełniła raczej rolę tła dla klawiszowych szaleństw. Wspaniale brzmi Love & Hate, w którym współpraca klawiszy i gitary jest chyba najbardziej „demokratyczna”. Tu mamy Goblina w pigułce. Są i fragmenty spokojniejsze, bazujące na klimacie i delikatnym klawiszowym tle, jak i motywy dynamiczniejsze, w których organy Hammonda świetnie uzupełniają się z mocnymi riffami gitary elektrycznej, przywodzącymi chwilami na myśl klimaty dawnych płyt King Crimson. Ten demokratyczny gitarowo-klawiszowy balans obowiązuje także w kolejnym kawałku – zamykającym płytę 008. Dobry, nieco „yesowy” motyw przewodni podbijany basem, spokojne tempo i dość gęste wstawki klawiszowe prowadzą tę udaną płytę do końca.

Four of a Kind może być jedną z najprzyjemniejszych tegorocznych niespodzianek. Pewnie nie jest to album, który wniósłby do dyskografii grupy Goblin coś drastycznie nowego i przełomowego, za to słuchanie tych 43 minut muzyki to od początku do końca niesamowita przyjemność. Lekkość muzyki w połączeniu z niesamowitym klimatem od zawsze były charakterystyczną cechą twórczości tego zespołu i na nowym krążku słychać to doskonale. Kto wie, może kolejne pokolenie fanów tego typu muzyki odkryje ich dzięki tej płycie i o Włochach znowu przypomni sobie cały progresywny świat. Byłoby miło, bo Goblin to nieco zakurzona i zapomniana legenda tego typu grania. Niewielu potrafiło tak zręcznie łączyć progresywne wygibasy rytmiczne z niesamowitym, tajemniczym, wywołującym ciarki na całym ciele klimatem. Jeśli lubicie brzmienie płyt Roller i Suspiria, to Four of a Kind powinno was zainteresować. A jeśli jakimś cudem w życiu nie słyszeliście o Goblinie, nowa płyta jest całkiem niezłą okazją do rozpoczęcia nadrabiania zaległości.


---

Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz