Są z Londynu (przynajmniej
teoretycznie – wokalista urodził się w Szkocji, perkusista w Australii), ale w
ich muzyce słychać tyle wpływów klasycznego brytyjskiego rocka, co i rockowego
grania z południa Stanów Zjednoczonych. Kochają muzykę lat 70., ale nie stronią
od wpływów z początku lat 90.(nic dziwnego – basista grał kilka lat w grupie
Jamiroquai). Grają w starym stylu, ale ich muzyka brzmi niezwykle świeżo i
nowocześnie jak na ten gatunek. Od jakiegoś czasu robi się o nich coraz
głośniej i wydaje się, że czeka ich całkiem ciekawa przyszłość. Na razie wydali
swoją drugą płytę zatytułowaną White Bear.
Panie, panowie i misie (nie tylko białe) – The Temperance Movement.
Płyta rozpoczyna się bardzo
żywiołowo i przebojowo – Three Bullets
brzmi jak nieco bardziej bluesowa i szorstka wersja ostatnich dokonań Jacka
White, czyli jest dynamicznie i bardzo rytmicznie, a przy tym gitarowo w
tradycyjnym wydaniu. Taka muzyka jest obecnie na czasie, jeśli przyjrzeć się
ostatnim trendom rockowym. I bardzo dobrze – przynajmniej w końcu w
mainstreamie słychać ludzi, którzy wiedzą, do czego służy gitara elektryczna,
po smutnych czasach, gdy za rocka zaczęto uważać Coldplay… The Temperance
Movement można momentami utożsamiać z muzyką southern rockową, ale nie jest to
tradycyjny southern rock, który skojarzymy choćby z Lynyrd Skynyrd. TTM grają
tę muzykę w nieco bardziej nowoczesny sposób – trochę więcej w tym dynamiki,
więcej brudu i kopa. Sprawdza się to znakomicie w takich numerach jak A Pleasant Peace I Feel czy Magnify. Z kolei Modern Massacre to połączenie prostoty AC/DC z bezczelnością i
werwą The Answer. Dla równowagi znajdziemy na White Bear kilka bardzo spokojnych momentów takich jak kończący
regularne wydanie płyty I Hope I’m Not
Losing My Mind – oszczędnych aranżacyjnie, prostych w konstrukcji, a przy
tym jednak bardzo przyjemnych. Nie jest to nic nowatorskiego w muzyce rockowej –
na White Bear raczej nie ma co liczyć
na żadne odkrycia i przełomy – ale słucha się tego naprawdę dobrze. Z kolei
cały czas nie opuszcza mnie wrażenie, że The
Sun and Moon Roll Around Too Soon sprawdziłoby się idealnie na solowej płycie
Slasha i o dziwo najmniej chodzi tu o samo brzmienie gitary, a raczej o
dynamikę, aranż i głos wokalisty. Do tego jeszcze mamy bonusy do różnych wersji
płyty (jakie to jest irytujące…). Czasami bardziej udane (Centrefold), czasami dość miałkie (Time Won’t Leave Me Alone).
Gdy spojrzymy na spis utworów, w oczy
rzuca się to, że przy w sumie 10 kompozycjach, płyta trwa 36 minut (są jeszcze wspomniane
rozmaite bonusy na Spotify, iTunes czy Deezerze – oczywiście inne w każdym
serwisie – ale podstawowa wersja płyty kończy się na 10 utworach). Oznacza to,
że nie są one zbyt długie, a muzyka The Temperance Movement bazuje na prostych
konstrukcjach. Co jednak ciekawe, przy tak krótkich kawałkach (niektóre nie
przekraczają nawet 3 minut, nieliczne trwają więcej niż 4) zazwyczaj nie odnoszę
wrażenia, że te numery urywają się nagle czy są niedopracowane. Tu niemal wszystko
trwa tyle, ile ma trwać i nawet niezbyt często zdarza się, że chciałbym, żeby
muzycy dali się trochę ponieść. To chyba nie ten typ zespołu. Oni są naprawdę
dobrzy właśnie w takiej skondensowanej, wysokoenergetycznej rockowej formie. Do
tego od czasu do czasu wychodzi im coś, co ma spory komercyjny potencjał (Three Bullets, Modern Massacre). W takim przypadku można wybaczyć brak zapędów do
tworzenia wielowątkowych dzieł. Wynagradza mi to w dużym stopniu ciepłe,
przyjemne i przede wszystkim bardzo gitarowe brzmienie tej płyty.
The Temperance Movement są dla
mnie do pewnego stopnia tym, czym w poprzedniej dekadzie było The Answer –
zespołem, który ma spore szansę namieszać na europejskiej scenie hardrockowej.
Problem w tym, czy będą w stanie na pierwszych 3-4 płytach przebić się do
rockowej czołówki. The Answer wciąż nagrywają nowe krążki, ale mam wrażenie, że
trochę stanęli w miejscu i jednak nie odnieśli takiego sukcesu, jakiego się po
nich spodziewałem. Kolejne 2-3 lata pokażą, czy The Temperance Movement będą w
stanie przeskoczyć do wyższej ligi i stać się prawdziwymi gwiazdami
europejskich festiwali rockowych, czy przyjdzie im wiecznie grać jako support przed koncertami starszych
kolegów. Kibicuję im, żeby im się powiodło, ale będą musieli bardziej
zaryzykować, żeby podbić serca fanów rocka na większą skalę. Na razie kładą bardzo
solidne fundamenty, ale solidnością świata się nie podbija.
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
no takie to trochę rollingstones'owo-aerosmith'owe, ale przyjemne dla ucha :)
OdpowiedzUsuńNo O.K. ale jak długo czydziestolatek może tkwić w okowach, które szansę niewielką mają na znaczenie powszechne?
OdpowiedzUsuńPrzecie dziś identyfikacja ze stylem muzycznym żadnej emocji nie wymaga ani potrzebuje, to wszystko dziś tylko komerchą trąci, nawet wrażenie sprawiając niezależności, łatwo odpowiednik znaleźć i dołożyć ambicjonerom którzy za oryginałów uchodzić chcą, a w gruncie rzeczy jedynie epigonami bywają...
Nie bądźmy zatem zbyt radykalni: to nie my mamy głos decydujący, to słuchacze, czas swój poświęcając uznają, kto do kurwy nędzy wart wysłuchania jest. I Wy, Towarzyszu przyczyniacie się do tego, by gówno oddzielić od zwykłej kupy. I za to Wam dzięki wieczyste...
a to tak na spokojne czwartkowe popołudnie
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=F8wqmh3KybI&spfreload=1
pozdrawiam:)
kiedyś tę płytę poznałem, oczywiście głównie dzięki okładce. najbardziej lubie ostatni numer na niej :) swietne granie.
Usuńa ja ciągle coś nowego odkrywam, bo wcześniej nie znałam :)
Usuń