piątek, 22 stycznia 2016

Megadeth - Dystopia [2016]



Megadeth to chyba obecnie już jeden z tych zespołów, od których nie oczekuje się cudów. Od czasu do czasu Dave Mustaine i jego koledzy (różni, bo skład w ostatnich latach zmienia się niemal z płyty na płytę, zresztą nigdy specjalnie stabilny nie był) wyskakują z czymś nieco zaskakującym, co zaciekawi część fanów i odepchnie innych (patrz Risk), ale generalnie wiadomo, czego się spodziewać po kolejnych albumach Megadeth. Zarówno „śpiew” jak i brzmienie gitary Mustaine’a są tak charakterystyczne, że tu się cudów nie zdziała w temacie urozmaicenia brzmienia, więc najlepiej po prostu liczyć na to, że kolejna płyta Megadeth będzie „trzymała poziom”. Czy Dystopia trzyma?

To, co najbardziej rzuca się w uszy po odsłuchu całości, to spora dynamika tego materiału i to, że tym razem Dave i ekipa raczej nie bawili się w żadne muzyczne eksperymenty. Nagrali płytę cholernie megadethową – bez specjalnego ryzyka, ale i  bez kontrowersyjnych rozwiązań i wpadek. Postawili też na klasyczną długość około trzech kwadransów, w której zespół czuje się według mnie najlepiej. To wystarczająco dużo, bo nasycić słuchacza kanonadą dźwięków bez „przedobrzenia” i zamęczenia zbyt dużą dawką hałasu, która w wieku pogimnazjalnym jest już czasami trudna do zniesienia. O tym, że będzie to płyta ciężka i dynamiczna, świadczyły już single udostępnione sporo przed premierą krążka. W Fatal Illusion, The Threat Is Real czy utworze tytułowym próżno szukać wygładzania brzmienia pod stacje radiowe czy chęci przypodobania się publiczności gustującej w nieco spokojniejszych rockowych klimatach. Owszem, można powiedzieć, że w pewnym sensie jest dość „przebojowo” jak na ten gatunek (zwłaszcza w Dystopii), ale czy Megadeth nie był od lat znany właśnie z tego, że gra ostro, ale jednocześnie mimo wszystko dość przystępnie dla przeciętnego słuchacza gitarowej muzyki? W tych trzech singlach jest wszystko, za co fani cenią tę grupę – kop, ostre riffy, efektowne, szybkie solówki, mnóstwo energii oraz charakterystyczny, szorstki i nie zawsze przyjemny dla ucha wokal Mustaine’a. Ale tu nie ma być przyjemnie. Tu ma być ogień! I jest. Te trzy numery, które zresztą (w innej kolejności) otwierają album, dają bardzo dobre pojęcie o tym, jak brzmi cała płyta, wyznaczają kierunek, w którym ekipa rudego podąża także w kolejnych ośmiu kompozycjach.

Gdyby zespół chciał wydać kolejny singiel, to czwarte na płycie Death from Within też się doskonale nada. Wpada w ucho, przyjemnie łaskocze gitarowym jazgotem i nim się człowiek spostrzeże, już macha głową jakby stał przy barierkach na koncercie, a nie słuchał płyty, siedząc na kanapie. Do brzmienia ostatnich albumów (i przy okazji do tradycji krytykowania przez Mustaine’a polityki własnego kraju) nawiązuje Post American World. Jedynym lekkim wyskokiem z tej typowej megadethowej naparzanki jest utwór Poisonous Shadows – z jednej strony utrzymany w stylu nowoczesnego, bardzo efektownego i gęstego brzmieniowo metalu, z drugiej momentami lekko rozmiękczony orkiestracjami w tle i partią fortepianu obsługiwanego przez nowego gitarzystę grupy Kiko Loureiro. To chyba jedyny numer na płycie, który może wzbudzić jakiekolwiek kontrowersje wśród „starej gwardii” fanów Megadeth, bo pewnie nie każdy zaakceptuje takie nieco podniosłe i unowocześnione brzmienie, tak jak nie każdy akceptował wcześniejsze eksperymenty w postaci Crush ‘em, Promises czy nawet pierwszych bardziej komercyjnych wyskoków grupy takich jak Trust czy A Tout le Monde. To tyle z mniej typowych rozwiązań, bo mimo spokojnego, akustycznego początku Conquer or Die, reszta tego niezbyt długiego instrumentalnego numeru to kapitalne, soczyste metalowe granie w stylu klasycznego Megadeth przełomu lat 80. i 90. Ciekawostką jest zamykający album cover Foreign Policy – utworu z repertuaru punkrockowej grupy Fear. Niby można się zastanawiać, czemu formacja o takim statusie nagrywa covery (tym bardziej, że na różnych wersjach rozszerzonych są jeszcze numery, które nie weszły na album, więc to nie brak materiału był czynnikiem decydującym), ale to w sumie żadna nowość w przypadku Megadeth. Zapewne ten utwór po prostu pasował Dave’owi tematyką (cała płyta mniej lub bardziej dotyczy polityki, zbrojeń, brudnych interesów na szczytach władzy – to zresztą od lat ulubiony temat Megadave’a). Jak to zwykle w przypadku „zmetalizowanych” numerów punkowych – jest szybko, głośno, nieco chaotycznie, a nad wszystkim dominuje spory łomot. Nie to co bizony lubią najbardziej, ale jeśli Dave uznał, że będzie to dobre podsumowanie tej płyty, to kim ja jestem, żeby się z nim nie zgadzać?

Uspokajam tych, którzy bali się, że Dave znowu pójdzie bardziej w kierunku hard rocka niż metalu – nic z tego! Dystopia to album bardzo dynamiczny, pełen ostrych riffów, solidnej metalowej młócki, efektownych gitarowych zagrywek i perkusyjnej naparzanki. To płyta, która stawia na nogi, zasypuje gradem wysokoenergetycznych elementów muzycznych, a pewnie nawet niszczy wirusy i bakterie atakujące organizm zimową porą. I jest dostępna bez recepty! Dobrze – nie jest to album w żaden sposób przełomowy. To nie jest thrashmetalowe dzieło na miarę Rust in Peace czy Peace Sells…, ale ile razy w życiu można nagrywać coś, co będzie uznawane za jedno z najwybitniejszych dzieł w swoim gatunku? Lubię to bardziej hardrockowe oblicze Megadeth z czasów Risk i pewnie nie przeszkadzałoby mi, gdyby nowa płyta prezentowała zbliżony klimat, lubię też wracać do innych bardziej przystępnych płyt grupy z lat 90., ale nie żałuję, że Mustaine i jego kumple poszli na nowym albumie w kierunku mocniejszych brzmień. Na Dystopii nie ma w zasadzie sztucznych „zmiękczaczy”, poza fortepianem i orkiestracjami w Poisonous Shadows. Większość z niespełna 47 minut to po prostu bardzo solidne, mocne granie, które od czasu do czasu zachwyci jakimś kapitalnym motywem muzycznym, czasami wpadnie w ucho przebojową melodią, ale przez większość czasu po prostu zapewni sporą dawkę energii i sprawi, że mimowolnie zaliczymy dzienną dawkę ćwiczeń fizycznych przy machaniu łbem czy „powietrznym bębnieniu”. Chyba niczego więcej po Dystopii nie oczekiwałem, więc w żadnym razie nie jestem zawiedziony. To co z tym poziomem? No trzyma, trzyma.



--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz