Megadeth to chyba obecnie już
jeden z tych zespołów, od których nie oczekuje się cudów. Od czasu do czasu
Dave Mustaine i jego koledzy (różni, bo skład w ostatnich latach zmienia się
niemal z płyty na płytę, zresztą nigdy specjalnie stabilny nie był) wyskakują z
czymś nieco zaskakującym, co zaciekawi część fanów i odepchnie innych (patrz Risk), ale generalnie wiadomo, czego się
spodziewać po kolejnych albumach Megadeth. Zarówno „śpiew” jak i brzmienie
gitary Mustaine’a są tak charakterystyczne, że tu się cudów nie zdziała w
temacie urozmaicenia brzmienia, więc najlepiej po prostu liczyć na to, że
kolejna płyta Megadeth będzie „trzymała poziom”. Czy Dystopia trzyma?
To, co najbardziej rzuca się w
uszy po odsłuchu całości, to spora dynamika tego materiału i to, że tym razem
Dave i ekipa raczej nie bawili się w żadne muzyczne eksperymenty. Nagrali płytę
cholernie megadethową – bez specjalnego ryzyka, ale i bez kontrowersyjnych rozwiązań i wpadek.
Postawili też na klasyczną długość około trzech kwadransów, w której zespół
czuje się według mnie najlepiej. To wystarczająco dużo, bo nasycić słuchacza
kanonadą dźwięków bez „przedobrzenia” i zamęczenia zbyt dużą dawką hałasu,
która w wieku pogimnazjalnym jest już czasami trudna do zniesienia. O tym, że
będzie to płyta ciężka i dynamiczna, świadczyły już single udostępnione sporo
przed premierą krążka. W Fatal Illusion,
The Threat Is Real czy utworze
tytułowym próżno szukać wygładzania brzmienia pod stacje radiowe czy chęci
przypodobania się publiczności gustującej w nieco spokojniejszych rockowych
klimatach. Owszem, można powiedzieć, że w pewnym sensie jest dość „przebojowo”
jak na ten gatunek (zwłaszcza w Dystopii),
ale czy Megadeth nie był od lat znany właśnie z tego, że gra ostro, ale
jednocześnie mimo wszystko dość przystępnie dla przeciętnego słuchacza
gitarowej muzyki? W tych trzech singlach jest wszystko, za co fani cenią tę
grupę – kop, ostre riffy, efektowne, szybkie solówki, mnóstwo energii oraz
charakterystyczny, szorstki i nie zawsze przyjemny dla ucha wokal Mustaine’a.
Ale tu nie ma być przyjemnie. Tu ma być ogień! I jest. Te trzy numery, które
zresztą (w innej kolejności) otwierają album, dają bardzo dobre pojęcie o tym,
jak brzmi cała płyta, wyznaczają kierunek, w którym ekipa rudego podąża także w
kolejnych ośmiu kompozycjach.
Gdyby zespół chciał wydać kolejny
singiel, to czwarte na płycie Death from
Within też się doskonale nada. Wpada w ucho, przyjemnie łaskocze gitarowym
jazgotem i nim się człowiek spostrzeże, już macha głową jakby stał przy barierkach
na koncercie, a nie słuchał płyty, siedząc na kanapie. Do brzmienia ostatnich albumów
(i przy okazji do tradycji krytykowania przez Mustaine’a polityki własnego
kraju) nawiązuje Post American World.
Jedynym lekkim wyskokiem z tej typowej megadethowej naparzanki jest utwór Poisonous Shadows – z jednej strony utrzymany
w stylu nowoczesnego, bardzo efektownego i gęstego brzmieniowo metalu, z
drugiej momentami lekko rozmiękczony orkiestracjami w tle i partią fortepianu
obsługiwanego przez nowego gitarzystę grupy Kiko Loureiro. To chyba jedyny
numer na płycie, który może wzbudzić jakiekolwiek kontrowersje wśród „starej
gwardii” fanów Megadeth, bo pewnie nie każdy zaakceptuje takie nieco podniosłe i
unowocześnione brzmienie, tak jak nie każdy akceptował wcześniejsze
eksperymenty w postaci Crush ‘em, Promises czy nawet pierwszych bardziej
komercyjnych wyskoków grupy takich jak Trust
czy A Tout le Monde. To tyle z mniej
typowych rozwiązań, bo mimo spokojnego, akustycznego początku Conquer or Die, reszta tego niezbyt
długiego instrumentalnego numeru to kapitalne, soczyste metalowe granie w stylu
klasycznego Megadeth przełomu lat 80. i 90. Ciekawostką jest zamykający album
cover Foreign Policy – utworu z
repertuaru punkrockowej grupy Fear. Niby można się zastanawiać, czemu formacja
o takim statusie nagrywa covery (tym bardziej, że na różnych wersjach rozszerzonych
są jeszcze numery, które nie weszły na album, więc to nie brak materiału był
czynnikiem decydującym), ale to w sumie żadna nowość w przypadku Megadeth.
Zapewne ten utwór po prostu pasował Dave’owi tematyką (cała płyta mniej lub
bardziej dotyczy polityki, zbrojeń, brudnych interesów na szczytach władzy – to
zresztą od lat ulubiony temat Megadave’a). Jak to zwykle w przypadku „zmetalizowanych”
numerów punkowych – jest szybko, głośno, nieco chaotycznie, a nad wszystkim
dominuje spory łomot. Nie to co bizony lubią najbardziej, ale jeśli Dave uznał,
że będzie to dobre podsumowanie tej płyty, to kim ja jestem, żeby się z nim nie
zgadzać?
Uspokajam tych, którzy bali się,
że Dave znowu pójdzie bardziej w kierunku hard rocka niż metalu – nic z tego! Dystopia to album bardzo dynamiczny,
pełen ostrych riffów, solidnej metalowej młócki, efektownych gitarowych
zagrywek i perkusyjnej naparzanki. To płyta, która stawia na nogi, zasypuje
gradem wysokoenergetycznych elementów muzycznych, a pewnie nawet niszczy wirusy
i bakterie atakujące organizm zimową porą. I jest dostępna bez recepty! Dobrze –
nie jest to album w żaden sposób przełomowy. To nie jest thrashmetalowe dzieło
na miarę Rust in Peace czy Peace Sells…, ale ile razy w życiu można
nagrywać coś, co będzie uznawane za jedno z najwybitniejszych dzieł w swoim
gatunku? Lubię to bardziej hardrockowe oblicze Megadeth z czasów Risk i pewnie nie przeszkadzałoby mi,
gdyby nowa płyta prezentowała zbliżony klimat, lubię też wracać do innych
bardziej przystępnych płyt grupy z lat 90., ale nie żałuję, że Mustaine i jego
kumple poszli na nowym albumie w kierunku mocniejszych brzmień. Na Dystopii nie ma w zasadzie sztucznych „zmiękczaczy”,
poza fortepianem i orkiestracjami w Poisonous
Shadows. Większość z niespełna 47 minut to po prostu bardzo solidne, mocne
granie, które od czasu do czasu zachwyci jakimś kapitalnym motywem muzycznym,
czasami wpadnie w ucho przebojową melodią, ale przez większość czasu po prostu
zapewni sporą dawkę energii i sprawi, że mimowolnie zaliczymy dzienną dawkę
ćwiczeń fizycznych przy machaniu łbem czy „powietrznym bębnieniu”. Chyba
niczego więcej po Dystopii nie
oczekiwałem, więc w żadnym razie nie jestem zawiedziony. To co z tym poziomem?
No trzyma, trzyma.
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
oraz na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 22 (powtórki w soboty o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz