Coogans Bluff to niemiecka
formacja, która powstała na początku XXI wieku, ale na dobre zaczęła rozkręcać
się mniej więcej dziesięć lat temu. Wtedy stopniowo zespół zaczął przerzucać
się z wydawania Ep-ek na wypuszczanie pełnych albumów. Wtedy też rozwinął swoje
brzmienie, odpuszczając nieco popularne w obecnych czasach połączenie mocnego
stonera i psychodelii, a także pojawiające się czasami naleciałości
punkrockowe, na rzecz mieszanki nieco lżejszej, bardziej melodyjnej, ale przede
wszystkim dużo ciekawszej ze względu na coraz odważniejsze wykorzystanie trąbki
i saksofonu oraz instrumentów klawiszowych. W tym kierunku grupa podąża już od
kilku lat, nie inaczej jest na szóstym albumie, który ukazał się w styczniu
tego rok – Metronopolis.
Od wydania poprzedniego albumu
grupy – płyty Flying to the Stars –
minęły cztery lata. To znacznie dłuższy okres niż przerwy między wcześniejszymi
wydawnictwami zespołu, ale słychać, że panowie nie wypadli z wprawy i nie
opieprzali się w międzyczasie. Metronopolis
wypełnia osiem kompozycji o łącznym czasie trwania około 40 minut, przy czym są
to numery o dość zróżnicowanej długości, bo zespół nie stroni ani od szybkich,
stusekundowych strzałów, w których nie ma miejsca na uprzejmości, ani od rzeczy
dużo bardziej rozbudowanych, przekraczających siedem minut, rozkręcających się
nieco wolniej i przybierających różne postacie w miarę rozwoju sytuacji. Zespół
łączy tu bardzo sprawnie elementy psychodelii, klasycznego rockowego grania,
odrobiny progresji czy nawet jazz-rocka. Tym, co niewątpliwie wyróżnia Coogans
Bluff na tle bardzo silnej europejskiej stawki poruszającej się w zbliżonych
klimatach, jest wykorzystanie już wspomnianych instrumentów dętych i to nie
tylko w charakterze wypełnienia tła, ale instrumentów wiodących.
Zaczynają mocno i od pierwszych
sekund nie zamierzają się obijac. Gadfly
startuje z przytupem i na sporej energii, kapitalnie łącząc rockową werwę z
szaleństwami dęciaków. Co ciekawe, po tak mocnym początku, następuje szybka
zmiana muzycznego kierunku, bo w Sincerely
Yours mamy klimat niemal southernrockowy. To spokojnie mógłby być numer z
jednej z pierwszych płyt Lynyrd Skynyrd. Zephyr
– trzecia kompozycja na płycie – zaczyna się z kolei motywem kierującym myśli
słuchaczy raczej w okolice jazzowe, a po chwili jazz-rockowe, gdy do tego
skocznego, chwytliwego motywu, dochodzi solidne, gęste łupnięcie. Zephyr to jeden z tych najdłuższych
numerów na płycie, nic więc dziwnego, że jest także jedną z najbardziej
złożonych i wielowymiarowych kompozycji. Spokojniejszy, nieco senny fragment,
który następuje po wspomnianej chwili jazz-rockowego szaleństwa, to jeden z
moich ulubionych motywów na tej płycie. Zresztą cały utwór po kilkunastu odsłuchach
zdecydowania wyrasta na mojego faworyta.
No dobrze, jednego z dwóch, bo
jest jeszcze drugi z siedmiominutowców – Soft
Focus. Tu grupa wchodzi od razu na wysokie obroty, doprawia ten
klimatyczny, nieco doorsowy momentami numer kapitalnymi organami oraz
klawiszowym kosmosem, zdecydowanie najbardziej na tej płycie odpływając w
rejony psychodeliczne. No i ta długa solówka na mocno przesterowanej gitarze!
Coś pięknego. Wcześniej mamy jeszcze luzackie, słoneczne, takie trochę kalifornijskie
w klimacie granie w Hit and Run oraz Creatures of the Light, w którym zespół
flirtuje momentami z klimatami, których nie powstydziłaby się formacja Blood,
Sweat & Tears. Na koniec albumu formacja serwuje dwuczęściową kompozycję The Turn. Jej pierwsza część to coś na
kształt lekko psychodelicznego, mrocznego westernu, druga zaś ewidentnie robi
za podniosły finał płyty, rozkręcając się stopniowo po oszczędnym początku, aż
do bardzo przyjemnej, choć niezbyt wyszukanej muzycznie kulminacji.
Przyznam, że ten nowy rok
rozpoczął się z mojej perspektywy dość ospale, jeśli chodzi o nowe wydawnictwa
muzyczne. Przesłuchałem już kilkanaście tegorocznych albumów, ale bardzo
niewielki procent z nich spodobał mi się na tyle, bym mógł z pełnym
przekonaniem stwierdzić, że będzie to coś, co wejdzie do mojej szerokiej
czołówki 2020 roku, gdy będę robił takie podsumowanie pod koniec grudnia. Ale Metronopolis to właśnie pierwszy album,
który może być pewny miejsca na tej jakże prestiżowej liście. Niby zespół nie
zaskakuje nas tu niczym, czego nie usłyszelibyśmy na jego poprzednich płytach,
ale całości słucha się tak znakomicie, że na pewno będę wracał do tej płyty.
Właściwie brak tu powtórek – każda kompozycja prezentuje inny odcień twórczości
kwintetu, a przy tym całość nie sprawia wrażenia chaotycznego czy niespójnego.
Swoje robi też znakomita okładka płyty, która na pewno zwraca uwagę, gdy
przegląda się wszelkie spisy nowych wydawnictw w poszukiwaniu czegoś do
odsłuchu. Polecam ten album wszystkim fanom dobrego, świetnie zaaranżowanego i
przemyślanego, ale jednocześnie melodyjnego… rocka. No bo przecież w gruncie
rzeczy to właśnie rock spaja to wszystko, co na tej płycie znajdziemy, choć
muzycznych klimatów jest tu znacznie więcej.
Płyty możecie posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
1. Gadfly (3:22)
2. Sincerely Yours (4:10)
3. Zephyr (7:02)
4. Hit and Run (5:12)
5. Creatures of the Light (3:23)
6. Soft Focus (7:19)
7. The Turn I (5:23)
8. The Turn II (4:22)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Świetna płyta. Urozmaicona, wiele smaczków. U mnie dycha murowana na koniec roku. Niestety tak jak Lykantropi nie do kupienia. Mam nadzieję, że się pojawi.
OdpowiedzUsuńLykantropi podobno niedługo ma być na CD. Coogansi do kupienia przez ich bandcamp. niestety wyjdzie drogo.
Usuń