Kalifornijska formacja Slow Season wydała trzy bardzo przyjemne płyty, na których prezentowała muzykę nawiązującą śmiało do najklasyczniejszych rockowych wzorców. Panowie mieli okazję koncertować m.in. z zespołem All Them Witches (to ważne). Ostatni krążek zespołu, wydany w 2016 roku, nosił tytuł Westing (to także ważne). Później w obozie grupy zapanowała cisza. W trakcie pandemii i lockdownów trzech z czterech muzyków Slow Season postanowiło wrócić do wspólnego grania. Grupa powraca pod nową nazwą – Westing. W miejsce jednego z gitarzystów, który nie zdecydował się na dołączenie do reszty, pojawił się Ben McLeod, lider All Them Witches. Efektem tej współpracy jest album Future.
Choć wśród tagów opisujących muzykę Westing w internecie możemy znaleźć takie jak psychedelic rock czy stoner, tak naprawdę dominuje tu klimat klasycznego hard/blues-rockowego grania z przełomu lat 60. i 70. Nie da się w żaden sposób ukryć, że jest to muzyka bardzo silnie inspirowana twórczością Led Zeppelin. To nazwa, która pojawia się w zdecydowanej większości recenzji i wzmianek o płycie Westing i nie jest to przypadek. Oczywiście hołd tego typu oddawać można na różne sposoby. Można usiłować podrabiać konkretne kompozycje, starać się za wszelką cenę śpiewać jak Robert Plant i nawet dodawać podobne ozdobniki. Wtedy mamy do czynienia z ciekawostką, która jednak po jakimś czasie staje się karykaturą (znamy takie zespoły). Można też starać się przenieść klimat kompozycji Zeppelinów oraz pewne smaczki produkcyjne i brzmieniowe, ale potraktować je jako jeden z elementów całości. I tak jest właśnie w przypadku Westing.
Ta czterdziestominutowa płyta pełna jest momentów, w których pomyślimy sobie: „To mógłby być jakiś zaginiony numer Led Zeppelin”. Nie sądzę jednak, byśmy choć raz stwierdzili: „Przesadzili, to przecież żywcem wzięte z utworu x czy y”. W tym przecież sedno tego typu inspiracji – pozwolić się ponieść takiemu klimatowi, a nie nagrywać coś, co zabrzmi słuchaczom jak niemal wierna kopia, ale nie na tyle podobnie, by ktoś mógł oskarżyć zespół o plagiat. Westing z pewnością mocno inspirują się Zeppelinowym graniem, ale ani razu nie przekraczają w tej inspiracji granicy dobrego smaku. Na płycie mamy dziewięć utworów, a w zasadzie osiem, bo jedna ze ścieżek to krótkie intro do jednej z kompozycji. Całości słucha się znakomicie, choć oczywiście są tu numery, które lekko wybijają się ponad ten i tak już bardzo dobry poziom. Do takich należą, według mnie, wspomniane dwuczęściowe Lost Riders rozpoczynające się kapitalnym, mrocznym intrem, najbardziej psychodeliczne i hipnotyczne w tym zestawie Artemisia Coming Down (obie kompozycje należą do zdecydowanie najdłuższych na płycie, więc zespół ewidentnie dobrze się czuje w takich nieco rozciągniętych czasowo formach), klimatyczne Back in the Twenties, które płytę otwiera, czy dużo lżejsze, pół-akustyczne, wpadające w ucho Silent Shout (to z kolei najkrótszy numer, więc z takimi też nie mają problemów).
Na Future mamy i trochę psychodelicznego kosmosu, i sporo piasku sypiącego się spod kopyt konia dosiadanego przez kosmicznego rewolwerowca. Czyli dokładnie tak jak na okładce tej płyty. Future to album na którym przyjemne pozaziemskie odloty łączą się z Dzikim Zachodem oraz korzennym rockiem granym w drewnianych spelunach na amerykańskim zadupiu. Czy to się sprawdza? Jeszcze jak! Skoro sprawdzało się 55 lat temu, to czemu miałoby się nie sprawdzać teraz? Trzeba tylko robić to szczerze i naturalnie. W przypadku grupy Westing tak właśnie jest i dlatego efekt końcowy jest tak znakomity. Future to z pewnością jeden z kilku bardzo wczesnych i mocnych kandydatów do mojego tegorocznego top 10.
Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz