niedziela, 16 kwietnia 2023

Atsuko Chiba - Water, It Feels Like It's Growing [2023]

Wbrew pozorom Atsuko Chiba to nie genialny japoński pianista i zwycięzca Konkursu Chopinowskiego. To nazwa kwintetu rockowego z… Kanady. A konkretnie z Montrealu. Działają już od kilkunastu lat i w tym roku wydali swój trzeci album o intrygującym tytule Water, It Feels Like It’s Growing, oraz niezwykle ciekawej okładce, która od razu zwróciła moją uwagę. Nie słyszałem wcześniej ani sekundy z ich dorobku, nie mam więc pojęcia, jak brzmieli na poprzednich albumach, ale jeśli są one choć w połowie tak dobre, jak ten nowy, muszę koniecznie nadrobić zaległości, bo nowe dzieło Kanadyjczyków, mimo mało przebojowego charakteru, przebojem wdarło się do mojej tegorocznej czołówki.

Water, It Feels Like It’s Growing to sześć kompozycji trwających w sumie 36 minut. Mało – mógłby ktoś stwierdzić. No może nie jest to dużo, faktycznie, ale według mnie to dawka w tym przypadku idealna. Choćby dlatego, że każdy numer jest świetny, a całość ani przez sekundę nie męczy. Po zakończeniu odsłuchu ma się ochotę na powtórkę. Czyż to nie idealna sytuacja? Jak brzmią Atsuko Chiba? To muzyka zawierająca na pewno elementy post rocka i psychodelii, gdzieniegdzie nieco proga (ale z pewnością nie w klimatach dinozaurów takich jak Yes, czy współczesnych ekwilibrystów jak Dream Theater – o nie, to zupełnie inny rodzaj progresji), ale to tylko część składowych tworzących brzmienie formacji. Przy pierwszym odsłuchu byłem już całkowicie kupiony przy pierwszym utworze – Sunbath. Kapitalny, hipnotyczny rytm, zespół bazuje na pewnych zapętleniach, ale robi to niezwykle sprawnie, przez co mimo sześciu i pół minuty ani na moment nie wkrada się tu monotonia. Drugi i trzeci plan kapitalnie zapętlają gitarowe i klawiszowe efekty specjalne, tworząc gęsty, postrockowy jazgot. „Ciągle się zmieniam”, słyszymy i faktycznie mimo hipnotycznego klimatu i wspomnianych zapętleń ciągle słyszymy tu coś nowego. Zaskoczeniem natomiast może być drugi i chyba najdziwniejszy numer w zestawie, So  Much For. To intrygująca mieszanka rocka, odlotowych naleciałości freejazzowych oraz funka, a nawet hip hopu. Przyznam, że przekonanie się do tego utworu trochę czasu mi zajęło. To jedyna kompozycja, która nie chwyciła mnie już od pierwszego odsłuchu, ale po czasie doceniłem ten nieco zwariowany klimat, bo stanowi ważny element tej płyty jako całości. Pierwszą połowę albumu kończy niespokojne, rozedrgane dzięki psychodelicznym klawiszom Shook (I’m Often). Do tego tajemniczego, trochę złowrogiego klimatu świetnie pasuje nasączony pogłosem wokal. Psychodelia pełną gębą, ale bez długich, kosmicznych odlotów, z klawiszowymi świderkami zamiast tego. Cholernie klimatycznie. Prosto i skutecznie.

Drugą część albumu otwiera miarowy puls klawiszy w Seeds. To niezwykle hipnotyczny, wciągający kawałek, znakomicie napędzany prostym rytmem perkusyjnym z wpadającą w ucho synkopą (generalnie perkusista grupy bardzo sprawnie „łamie” przeważnie dość proste, powtarzalne rytmy, którymi się posługuje, w dużej mierze przyczyniając się do tego, że płyta ani przez moment nie jest monotonna), z kapitalnymi gitarowymi i klawiszowymi ozdobnikami. „I’m losing control” powtarza wielokrotnie wokalista i faktycznie, gdy wczujemy się w klimat tego utworu, można się poczuć tak, jakbyśmy lecieli gdzieś i nie mieli żadnego wpływu na to, co się z nami dzieje. Piękny numer, który bazuje nieco na podobnym klimacie co Echoes Floydów, ale  brzmieniem bliższym grupy Soup. Uwielbiam Echoes i Soup, więc to nie mogło mnie nie zachwycić. Link to w porównaniu z resztą utworów wręcz miniaturka. Niespełna trzy minuty w klimacie nieco dynamiczniejszym, napędzane motywem basowo-klawiszowym, z przyjemnym syntezatorowym odlotem. Pięknie buja numer ostatni, tytułowy, choć trudno nazwać tę kompozycję przyjemną. Jest w niej coś bardzo niepokojącego, mrocznego, posępnego. Jest niczym złowroga kołysanka, ścieżka dźwiękowa do post-apokaliptycznego snu. Nie mam pojęcia, o czym jest ten utwór, nawet po przeczytaniu jego tekstu, ale mam wrażenie, że to historia z pogranicza jawy i narkotycznych odlotów.

Sześć numerów, sześć kompozycji bardzo różnych, a jednak razem tworzę świetną całość. Na pierwszy plan często wysuwają się bogate brzmienia klawiszowe, ale wspomnieć trzeba też, że na płycie gdzieniegdzie pojawiają się także instrumenty dęte i smyczkowe, znakomicie uzupełniając rockowe instrumentarium. Water, It Feels Like It’s Growing to płyta tajemnicza, oniryczna, intrygująca, niespokojna, podszyta mrokiem, klimatem momentami niemal lynchowskim, a przy tym tak po prostu piękna i magiczna. Bez wirtuozerskich popisów, bez chwytliwych refrenów, za to przez 36 minut nie potrafię się od tej muzyki oderwać i na jednym odsłuchu całości w zasadzie nigdy się nie kończy.

Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.

 

1. Sunbath (6:31)
2. So Much For (6:36)
3. Shook (I'm Often) (4:44)
4. Seeds (7:45)
5. Link (2:40)
6. Water, It Feels Like It's Growing (7:45)


---
Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia  w każdy piątek o 21 oraz Scand-all we wtorki o 19, a także na Bizoncjum w co piątą środę o 18.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca (oraz okazjonalnie w inne soboty) o 20 współprowadzę audycję Nie Dla Singli w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej.

3 komentarze:

  1. Dzięki za polecajkę, od razu chwyciło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby nic wielkiego a słucha się rewelacyjnie :-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyłączam się do pochwał! Może wokal niepotrzebny, ale słucha się bardzo przyjemnie. Dzięki za tekst.

    Mnie ostatnio chwyciło to https://arkitekture2022.bandcamp.com/album/rationalis-impetus

    OdpowiedzUsuń