Jakoś pod koniec szkoły
podstawowej po paru latach słuchania w kółko tych samych kilku zespołów,
postanowiłem poszerzyć co nieco swoje muzyczne horyzonty. Iron Maiden byli
wyborem oczywistym, bo nie dość, że zespół niezwykle popularny, to jeszcze w
domu leżały sobie dwie albo trzy kasety kupione przez mojego brata. Nic tylko
słuchać. I tak zaczęła się moja przygoda z muzyką heavymetalową. Przygoda,
która jednak nigdy na dobre się nie rozwinęła, bo choć fanem Maidenów jestem do
dziś, mam wszystkie płyty i staram się być na ich koncertach przynajmniej co
drugi raz, gdy odwiedzają nasz kraj, to jednak inni reprezentanci gatunku nigdy
mnie do siebie nie przekonali w pełni, a na przykład niemieckiego heavy metalu
szczerze nie znoszę. I choćby z tego powodu pisanie recenzji płyty Scream Maker
nie jest łatwym zadaniem, bo muzycy tego polskiego zespołu są niewątpliwie
zakochani w heavy metalu i nie tylko przyjmują go „z całym pakietem”, ale też
oddają innym ze wszystkimi zaletami i wadami gatunku. Tylko co tak naprawdę
jest zaletą, a co wadą?
Kluczem do tego tekstu jest to,
że – mimo tej nie do końca udanej przygody z tego typu muzyką – nie należę do
osób, które uważają, że ze słuchania heavy metalu się wyrasta. Młodzi maniacy
tego typu muzyki, którzy zamykają się na wszystkie inne gatunki i kiszą się
całe życie w jednym stylu, wywołują lekki uśmieszek politowania na moim zacnym
obliczu, ale na podobną reakcję mogą liczyć ci, którzy niegdyś byli na śmierć
zakochani na przykład we wspomnianym Iron Maiden, a teraz wstydzą się tego,
uważają że dorosły człowiek nie powinien słuchać takiej muzyki i przerzucają
się na Morrisseya czy inną niestrawną cholerę. Ani jedni, ani drudzy tego
tekstu czytać nie powinni.
Z pełnym przekonaniem mogę zacząć
od tego, że Livin’ in the Past to
bardzo sprawie zagrana i zrealizowana płyta. Czasy, kiedy polskie albumy w
porównaniu z zagranicznymi produkcjami brzmiały niczym kiepskie demo nagrywane
przez ścianę, już chyba na szczęście minęły bezpowrotnie. Jest soczyście,
gęsto, wielowarstwowo i z kopem, czyli tak jak powinno być na dobrym
heavymetalowym krążku. Trzon płyty to oczywiście – jak to w tego typu muzyce –
kompozycje utrzymane w szybkim tempie, ozdabiane efektownymi solówkami
gitarowymi i wysokimi zaśpiewami. Takie kawałki jak singlowy In the Nest of Serpents, Glory for the Fools czy zamykający płytę
Metalheads (znakomite wokale!) szybko
wpadają w ucho i z pewnością spowodują poodsłuchowy i pokoncertowy ból karku u
niejednego fana tego typu klimatów. Ale według mnie najciekawiej robi się, gdy
zespół porzuca na chwilę taką stylistykę, a szybkość ustępuje nieco ciężarowi,
jak w Spacestone czy zwłaszcza w Stand Together. Never Say Never to podniosły numer w starym dobrym stylu. Ma
wszelkie predyspozycje, by na koncertach fani odśpiewywali go wspólnie w blasku
ognia z zapalniczek. Warto wspomnieć też o innym momencie, gdy płyta zaskakuje,
czyli o albumowym Intro –
fortepianowej miniaturce podarowanej zespołowi przez Jordana Rudessa. Tak, tego
Jordana Rudessa z Dream Theater. Nawet jeśli to tylko 40 sekund, a muzyczny
klimat tej mini-kompozycji jest zupełnie inny niż reszty krążka, to wciąż
trzeba to uznać za miłe wyróżnienie dla młodego polskiego zespołu.
photo: Jakub "Bizon" Michalski |
Livin’ in the Past nie jest płytą przełomową. Czy w tym gatunku w
ogóle da się jeszcze nagrać coś, co można by było określić tym słowem? Ale to
bardzo solidnie napisane, zagrane i zrealizowane wydawnictwo. Jestem
przekonany, że słuchacze uczuleni na heavymetalowe galopady, bombastyczne
solówki czy wysokie zaśpiewy znienawidzą każdą sekundę tego krążka, ale…
właściwie po co mieliby w ogóle włączać Livin’
in the Past? Czy ja katuje się nowymi nagraniami Coldplay tylko po to, żeby
stwierdzić, że zupełnie mi się nie podobają? Livin’ in the Past to płyta dla fanów melodyjnego heavy metalu, a
ci jak najbardziej powinni po nią sięgnąć, bo w obrębie tego gatunku jest to
naprawdę udana pozycja. Być może członkowie Scream Maker zgodnie z tytułem żyją
muzyczną przeszłością, ale kto im zabroni, skoro to całkiem przyjemna
przeszłość, a razem z nimi chce nią żyć całkiem liczna rzesza fanów heavy
metalu nie tylko w Polsce, ale i poza granicami naszego kraju?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz