czwartek, 2 lutego 2017

Rust on the Rails - Talisman [2017]



Seattle kojarzy nam się dość jednoznacznie w temacie muzycznym – ciężkie gitary, posępny klimat, mocny, ekspresyjny wokal, gitarowy brud… Ale oczywiście zapewne w każdym miejscu na świecie oprócz zespołów, które idealnie wpisują się w stereotyp dotyczący lokalnej sceny muzycznej, są też formacje robiące coś zupełnie innego. Gdybym nie wiedział, że debiutująca grupa Rust on the Rails jest ze stanu Waszyngton, w życiu nie wytypowałbym właśnie tego miejsca. No cóż, pierwsza niespodzianka. Niespodziewanie dobrze brzmi też sama płyta. Choć, jak wspomniałem, jest to album debiutancki, muzycy tworzący tę formację absolutnie nowicjuszami nie są.

Trudno jednoznacznie zaszufladkować materiał, który słyszymy na płycie Talisman. To na pewno jedna z wielu zalet tej płyty. Ciekawy, nieco psychodeliczny początek otwierającego album Every Little Thing wcale nie zwiastuje niezwykle przebojowego, dynamicznego numeru, ale po chwili „nóżka sama chodzi”. Przebojowość w połączeniu z dynamiką to zresztą cecha wspólna wielu kompozycji na Talisman. Trip brzmi jakby riff rodem z twórczości Rage Against the Machine ktoś przerobił tak, że całość kręci się w okolicach współczesnego country. Brzmi okropnie? Może w teorii, bo w praktyce jest naprawdę nieźle. To zresztą bardzo pogodna płyta, tak jakby muzycy uparli się, żeby zatrzeć ten typowy obraz Seattle w głowach słuchaczy. Sami określają swoją twórczość jako American/Aussie roots i to dość trafnie oddaje klimat kompozycji. Numery takie jak Abbott and Costello przyjemnie bujają i wprowadzają w pozytywny nastrój. Mamy tu też dynamiczne, rockowe kompozycje jak Far Cry czy kapitalnie wiedzione linią basu Crutch, przy którym nie da się po prostu usiedzieć spokojnie. Świetną robotę wykonują tu także instrumenty smyczkowe, których zresztą sporo na całej płycie, podobnie jak nietypowego dla muzyki rockowej didgeridoo. To dodaje całości uroku i sprawia, że jest w tym wszystkim jakiś element wyjątkowości. Do tego kilka klimatycznych kawałków jak Secrets, które rozpoczyna się niezwykle spokojnie, ale z czasem kapitalnie się rozkręca, Play the Fool czy zamykające płytę w świetnym stylu Foolish Pride i mamy naprawdę niezwykle miłe 40 minut z płytą Talisman. Jest i pewne nawiązanie do wielkich sceny Seattle, choć być może powstało ono tylko w mojej głowie. Lost and Found idealnie pasowałoby na ostatnią solową płytę Chrisa Cornella, nawet wokalista Cody Beebe brzmi tu trochę jak Chris. To ten rodzaj klimatycznych, ale jednocześnie dość pogodnych numerów, które frontman Soundgarden lubi nagrywać solo w ostatnich latach. Czyli jednak jest jakieś powiązanie ze sceną rockową Seattle, choć oczywiście piszę to z lekkim przymrużeniem oka.

To nie są długie kompozycje. Te 11 utworów to w większości niezbyt skomplikowane, bardzo „piosenkowe” kawałki, ale posiadające nieodparty urok, a przede wszystkim świetnie zaaranżowane i podane w  intrygującej, bardzo atrakcyjnej formie. Płyta Talisman nie przełamuje być może żadnych barier, nie wyznacza nowych kierunków, nie przeciera szlaków, ale to zbiór dobrych numerów, brzmiących niezwykle atrakcyjnie i przyjemnie. Nie wiem co Cody Beebe i Blake Noble, czyli dwa filary tej grupy, robili wcześniej muzycznie, choć z materiałów prasowych można się dowiedzieć, że nie są to postacie anonimowe na północnym zachodzie Stanów. Nie mogę się jednak odnieść do ich muzycznej przeszłości, więc płytę Talisman oceniam bez żadnego bagażu dźwiękowych doświadczeń związanych z tymi panami. I tak po prostu zwyczajnie podoba mi się to, co słyszę.



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji


1 komentarz:

  1. To kawał porządnie skomponowanej, zaaranżowanej i wykonanej muzyki.
    Poziom nie debiutancki tylko mistrzowski!
    Nazwa zespołu już sugeruje doświadczenie i to słychać w każdej sekundzie płyty. Żadnego przeładowania formą, tam gdzie trzeba jest skromnie, tam gdzie trzeba - bogato, no nima siem do czego przyczepić... A nóżka chodzi aż miło :-)
    Jakże miło odkrywać takie płyty znakomite!

    OdpowiedzUsuń